Wydawnictwo Literackie, Olga Tokarczuk
Olga Tokarczuk, kilka słów podziękowania.
"Prawiek jest miejscem, które leży w środku wszechświata".
Tak zaczyna się jedna z najważniejszych polskich powieści lat 90. "Prawiek i inne czasy", w czasie nam bliższych to już klasyk literatury, książka, na której swoją wrażliwość literacką kształciło całe pokolenie czytelników i czytelniczek. Potem przyszły kolejne, nagradzane i zjednujące Autorce rzesze fanów, przy sporej przychylności krytyki literackiej, co nie zdarza się często. Dość przypomnieć, że Olga Tokarczuk jest pięciokrotną laureatką Nagrody Nike od czytelników. "Biegunów" dostrzegli też jurorzy, a w 2016 roku obie nagrody odebrała Autorka za epickie "Księgi Jakubowe". Niezwykły sukces, wczoraj potwierdzony Man International Booker Prize za "Flight", czyli "Biegunów" w tłumaczeniu Jennifer Croft. Nagroda to młoda, ale dzięki wsparciu mediów i randze 'brytyjskiego' Bookera, niezwykle ważna.
Okazuje się, że nasza peryferyjność, nieprzekładalność i osobność, mogą świat zaciekawić. że patrzenie z polskiej perspektywy, gdy jest otwarte na świat i chce zrozumieć jego przemiany, może być atrakcyjne dla ludzi wychowanych na innych tytułach. Choć w tej radości warto pamiętać, że nagroda dla Olgi Tokarczuk to nie jest zwycięstwo polskiej literatury, to zwycięstwo Olgi Tokarczuk - niezwykłej pisarki, której twórczość towarzyszy mi właściwie od dzieciństwa. I pewnie wielu z nas. Moja historia brzmi tak.
To musiał być 2001 rok, gdy jako przerażone rzeczywistością dziecię poszedłem na spotkanie z autorką świeżo wydanego zbioru opowiadań, "Gra na wielu bębenkach". Wałbrzyska Biblioteka pod Atlantami po remoncie tak bardzo różniła się od naszej skromnej biblioteki na prawie-wsi, że byłem odrobinę otumaniony, ale już wtedy nie rozumiałem po co te autografy na książkach. Przezornie jednak stanąłem w kolejce, chyba głównie po to, by udowodnić rodzicom, że pojechałem na spotkanie autorskie a nie nielegalne piwo na wałbrzyskim rynku. I tak z kolejnymi tytułami zachwycałem się, czasem irytowałem, ale zawsze czułem, że jest to literatura, która sięga po więcej, odrębna a jednocześnie niezwykle przystępna, co skończyło się napisaniem dobrego kryminału. Że warto Tokarczuk czytać, bo pisze w jakiś sposób inaczej i daje nam książki, których lektura jest zawsze jakimś małym świętem, spotkaniem twórcy z odbiorcą, w którym twórca nie traktuje nikogo z góry, a z ciekawością i nawet dawkowaną nieśmiałością przedstawia swoje propozycje widzenia świata. Teraz czas na świętowanie i radość.
"Literatura jest jakimś usankcjonowanym, zwolnionym od etyki, społecznie aprobowanym i podziwianym kłamstwem. Myślę, że dlatego pociągało mnie zawsze pisanie. Czy istnieje coś jeszcze innego, co dawałoby takie możliwości zmyślania, kłamania na różne sposoby, poprawiania rzeczywistości, wymyślania jej innych możliwości? Pisarze - anarchiści uniwersaliów, urodzeni relatywiści, eksperymentatorzy prawdy, wynalazcy alternatyw - to właśnie próbowałam jej powiedzieć, gdy delikatnie pytała mnie, nad czym teraz pracuję", mówi bohaterka "Szkockiego miesiąca" ze wspomnianego już tomu opowiadań. Tokarczuk często pisze o pisaniu, czasem stawiając pytanie o to, kto jest twórcą dzieła i czy może nie jest tak, że "autor jest tylko czułym i delikatnym narzędziem obserwatora", który wyznacza ramy dzieła. To z "Lalki i perły", w której ciekawie analizowała "Lalkę" Prusa. Tokarczuk czytająca Prusa cieszy się z możliwości bezkarnego śledzenia ludzi, "podążania za nimi krok w krok, zaglądania w ich myśli, osądzania i jednocześnie pozostawania w cieniu". To przywilej czytelnika. Choć można pomarzyć, jak w “Biegunach” o ‘camera obscura’, która pozwala patrzeć, nie będąc widzianą. “Stać z boku. Widzi się tylko świat we fragmentach, innego nie będzie”.
Jako pisarka Tokarczuk jednak nie zostaje w cieniu i nie stoi obok, jest głosem zdecydowanym i upominającym się o podstawowe wartości, co nie przysparza jej zwolenników wśród polityków, ale chyba nie są to czytelnicy, na których komukolwiek powinno zależeć. A my czytajmy. I piszmy, bo to “najbezpieczniejszy sposób komunikacji, będziemy się wzajemnie zamieniać na litery i inicjały i uwieczniać na kartach papieru, będziemy się plastynować, zatapiać w formalinie zdań”.
W jednym z najczęściej cytowanych fragmentów “Gry....” Tokarczuk pisze poetycko i gorzko o Polakach:
“Rośniemy jak nocne rośliny, zakwitamy tylko na jedną noc w roku, w noc świętojańską. Nasze nasiona podróżują rzekami w świat. Pojawiamy się od czasu do czasu tylko z okazji wojen, powstań i katastrof dziejowych. Każdego ranka zmieniamy języki jak ubrania. Jesteśmy mieszańcami, mamy domy na kołach, nasze paszporty są właściwie nieczytelne. Och, nie mamy trudności z pisaniem cyrylicą. Nawet nasz papież jest przenośny - podróżujący w tę i we w tę - niespokojny facet w bieli. Nigdy nie dorastamy, sięgamy po deser jeszcze przed głównym daniem. Jesteśmy rzeczywiście tajemniczym narodem, pojawiamy się i znikamy. Może to wina klimatu lub bezkresnych równin. Nasza mała roślinna cywilizacja zostawia po sobie infantylne ślady, ku zmartwieniu wszelkich przyszłych archeologów: bębenki, połamane ołowiane żołnierzyki, pojedyncze słowa, zbyt trudne, żeby dało się je wymówić”. Tym razem udało się je przełożyć.
---
"Gdy Boski umarł zrozumiał zaraz, że popełnił błąd, że umarł źle, nieuważnie, że pomylił się w umieraniu i że będzie musiał jeszcze raz to wszystko przejść. Zrozumiał też, że jego śmierć jest snem, podobnie jak życie". Literatura, w której o coś chodzi, która porusza i jednoczy czytelników i czytelniczki, teraz wyróżniona fantastyczną nagrodą, czyż to nie brzmi jak sen? Cieszę się, że możemy wszyscy brać w tym jakiś udział. I za to chciałbym podziękować Oldze Tokarczuk. Że znowu dzięki niej cieszymy się z literatury, bo przecież jest ona rozrywką, nawet gdy mówi o sprawach najtrudniejszych. Dziękuję.
Skomentuj posta