Agora, patronaty, Bernard MacLaverty, Jarek Wastermark

Bernard MacLaverty, "Przed końcem zimy"

Wspaniała książka! Gdy pierwszy raz czytałem “Przed końcem zimy” odstawiałem ją sobie, by nie skończyć za szybko, by jeszcze trochę być razem z Gerrym i Stellą w deszczowym, jeszcze nie w pełni wiosennym Amsterdamie i przeżywać ich miłość (i rozczarowanie nią). 

On jest architektem z drugiej, a jak sam o sobie mówi, w gorszych dniach, trzeciej ligi. Ona uczyła literatury. Są ze sobą właściwie od zawsze. Przyzwyczajeni do swoich wad. On ma ich więcej, zwłaszcza, że za dużo pije. Ona wydaje się być najbardziej tolerancyjną żoną świata - jest świadoma jego wad, ale woli obrócić je w żart, albo po prostu przymyka oko. Sama też z nim czasem przecież wypije. Ten wyjazd to był jej pomysł. Bożonarodzeniowy prezent dla obojga. Będą oglądać Rijksmuseum, dom Anny Frank, chodzić nad kanałami i zajrzą do dzielnicy czerwonych latarni. Ale coś nie daje jej spokoju. A może można inaczej? Ona jest katoliczką, on ateistą ukształtowanym przez protestantów. Mieszkają w Irlandii Północnej. Z Anne Frank łączy ich wspólnota losów, bycie ze światów pohańbionych, skazanych na stracenie, obcujących z codzienną przemocą. 

“Ty wypełniasz męską misję. Budujesz coś, co przetrwa setki lat. Ja tymczasem gotuję, zmywam naczynia, rozwieszam pranie, płacę za prąd i gaz. Wszystkie te czynności trzeba wciąż powtarzać” mówi ona i cytuje Woolf - “nic z tego wszystkiego nie pozostaje” (“Własny pokój”, tłum. A Graff). W Amsterdamie coś w niej pęka i sprawia, że szuka odpowiedzi na to, czy jest jakaś jej własna droga, którą może podążyć bez niego. Choć go kocha. On jest wobec niej delikatny, gdy pije próbuje to robić tak, by jej nie przeszkadzać. Ma do niej zaufanie, dlatego nie wpada w panikę, gdy ona gubi się w amsterdamskich uliczkach. Ta niezwykle ciepła, intymna opowieść udowadnia, że o dramatach można opowiadać mimochodem, pomijając epatowanie, unikając drastycznych opisów. 

W tej niespiesznej opowieści MacLaverty opowiedział też jeszcze jedna historię, o której nie wspominają ani blurby, ani opis wydawcy. To historia polityczna - terroru IRA, życia w cieniu bomb, zamachów i podziału społeczeństwa na dobrych i złych, katolików i protestantów. Wspomnienia przeszłości nachodzą ich w różnych momentach, ale ciążą nad całym życiem i stanowią dodatkowe spoiwo ich związku - wspólnota uczuć i doświadczeń, przecież tym jest małżeństwo po kilkudziesięciu latach. MacLaverty doskonale buduje wielopłaszczyznowość swojej powieści będąc pisarzem wyczulonym na to, by o niczym nie napisać za dużo wierzy w czytelnika, który poskłada puzzle i sam opowie sobie całą historię Gerry’ego i Stelli, bo dopiero po drugiej lekturze zobaczyłem jak bardzo jest to opowieść polityczna, o doświadczeniu terroru i przemocy, po którym fakt, że twój mąż za bardzo lubi wino i inne trunki, wydaje się być błahy. Opowieść o ludziach, którzy kilka razy będą przypominać sobie, jakby dla poczucia własnego komfortu, że tu w Holandii przecież też był jakiś zamach na polityka.

Gdybym pisał recenzję tej książki do prasy drukowanej zatytułowałbym ją “Dramat na dwie osoby i miasto”, jak utwór muzyczny, bo jej autor jest niezwykle czuły na dźwięki - czytając “Przed końcem zimy” zwróćcie uwagę na momenty “dźwiękowe” - hałas w pubie, bulgot alkoholu w butelce, zagłuszający wszystko dźwięk młynka do kawy, irlandzka muzyka czy rewolucyjne pieśni IRA. Mieni się ta książka szczegółami i takimi drobinkami, które sprawiają, że jak rzadko miałem poczucie czystej przyjemności z lektury.

Jestem przekonany, że pokochacie “Przed końcem zimy”, spieszcie do księgarń, bo nie będzie łatwo czytać opowieść MacLaverty’ego w pełnym słońcu. Choć nie musicie biec od razu, patrząc za okno myślę, że macie kilka dni na lekturę. 

Patronujemy tej książce i jestem z tego naprawdę dumny. A przełożył Jarek Westermark i z tego, co mogłem się zorientować, przyłożył się do swojego zadania. 
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W jaki dzień zaczyna się poniedziałek? W mianowniku.