W. H. Auden, Wiersz na dobrą noc

W. H. Auden, "Lądowanie na Księżycu"

Niedługo po tym, jak załoga Apollo 11 stanęła na Księżycu, W. H. Auden, uważany wtedy za największego żyjącego angielskiego poetę, napisał o tym wiersz "Lądowanie na Księżycu". Auden narzeka w nim na potęgę; nic mu się w tym lądowaniu nie podoba, a hiperentuzjastyczne reakcje na wydarzenia z 20 lipca tylko go drażnią.

Ale warto zajrzeć do "Lądowania..." też z innych powodów. Choć nie jest to wiersz szczególnie wybitny, a jak na Audena to nawet przeciętny, ale prezentuje wszystko to, co w jego poezji jest ważne - wybrzmiewa idylliczne, angielskie dzieciństwo, łatwo dostrzec wątki żydowskie czy antyfaszystowskie. Można go czytać jak skróconą biografię Audena. I jako krytykę działań, których racjonalność jest mocno wątpliwa.

Zatem dzisiaj mam dla Was W. H. Audena (tłum. S. Barańczak) i wiersz, z którego fraza: "Widoki warte wyprawy? W to, owszem, mogę uwierzyć./ Ale czy warte ujrzenia? Eee!" jest mi bardzo bliska.

Przeczytajcie sobie Audena, proszę:

---

Lądowanie na Księżycu

To naturalne, że właśnie Chłopaki musiały się podbechtać
wzajemnym dopingiem do tak super-fallicznego triumfu,
przygody, której uznanie za wartą zachodu
nie przyszłoby do głowy kobiecie, a którą

umożliwił tylko nasz pociąg do ciasnego zwierania się w gangi
i posiadania dokładnych zegarków: tak, nasza płeć ma prawo
wiwatować, choć motywy leżące u podstaw
przedsięwzięcia były nie tak całkiem menschlich.

Gest pełen rozmachu. Ale jakiego zdania jest kropką?
Jakich substancji skostnieniem? Obchodziliśmy się zawsze zręczniej
z przedmiotem niż z czyimś życiem i łatwiej
przychodziła nam odwaga niż dobroć: od chwili,

gdy pierwszy krzemień skrzesał iskrę, to całe lądowanie było
już tylko kwestią czasu. Lecz nasze "ja", tak jak to było z Adamem,
wciąż nie całkiem przystają do nas, nowoczesnych
jedynie w sensie braku dawnego decorum.

Bohaterowie Homera z pewnością nie byli dzielniejsi
niż nasze Trio - mieli tylko więcej szczęścia: Hektor
nie musiał ścierpieć zniewagi, jaką dla jego męstwa
byłby telewizyjny reportaż z walk, nadawany na żywo.

Widoki warte wyprawy? W to, owszem, mogę uwierzyć.
Ale czy warte ujrzenia? Eee! Jechałem raz przez pustynię
i nie byłem zbyt zachwycony: dajcie mi dobrze
podlany ogród, położony możliwie daleko

od gardłowania chwalców Nowego, tych von Braunów i ich ferajny,
ogród, gdzie w sierpniu, o brzasku, mogę widzieć w komplecie splendory
poranka, gdzie zgon ma swój określony sens,
i żaden silnik nie będzie odmieniał mi perspektywy.

Nie skalana, dzięki Bogu, dotknięciem, moja Luna wciąż jest królową
w Niebiesiech, cienieje, wypełnia się. Obecność godna zachwytu;
jej Stary, Człowiek Na Księżycu, złożony nie z białka
lecz z kamiennego pyłu, wciąż odwiedza moją austriacką

pustelnię, jak zawsze pełen dystansu, a jego dawne
przestrogi wciąż potrafią napawać mnie dawnym lękiem:
Pychę spotka paskundy koniec, Brak Szacunku
to jeszcze większy matoł niż Zabobon.

Nasi przedstawiciele, osadzeni w tym czy też innym
aparacie, zostawią po sobie jeszcze wiele tej obrzydliwości,
Historii: możemy tylko modlić się, aby artyści,
kucharze i święci nadal pojawiali się, jej na przekór.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej