Anna Kamińska, Dowody Na Istnienie, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Wydawnictwo Literackie, Remigiusz Ryziński, Michał Danielewicz

Kilka słów o biografiach

Wchłaniam ostatnio hurtowe ilości literatury biograficznej i reportaży poświęconych konkretnym postaciom i odnoszę wrażenie, że częściej bywam świadkiem rozterek osób piszących niż przeżywam losy osoby portretowanej. Autorzy i autorki biografii namiętnie zadają sobie pytania i to jest słuszna droga, ale gdy te pytania służą jedynie zrobieniu dodatkowych stron, to zaczynam się irytować. 

Klasycznym już przykładem, o którym mówię zawsze, gdy chcę opowiedzieć jak nie pisać biografii jest książka Ryzińskiego, “Foucault w Warszawie”. Mamy tu na stronie 88 taką zapowiedź:

“Może, skoro zatrzymał się [Foucault] w Bristolu, jadał w hotelowej restauracji, ale przecież była jesień (...)”. Następnie autor opisuje… Orbis przy Brackiej 16, bo Bristol należał do Orbisu, z tego płynnie przechodzi do kwestii problemów z zakupem waluty i teczek SB z inwigilacji gości hoteli Orbisu. “Na żadnej nie ma Foucalt” pisze Ryziński po kilku akapitach, które czytamy z niejasnych powodów. Ponieważ książka musi posiadać tekst autor zadaje kolejne pytanie - “Jak wydać pieniądze?” I tu mamy przewodnik po warszawskich knajpach. Gdy Ryziński zabrnie w opis kuszetek i podróży pociągami swoje rozważania podsumuje pytaniem: “Być może istnieje gdzieś jeszcze zapis raportu, w którym pojawia się nazwisko podróżującego sleepingiem Michela Foucalt?” Czyli nic nie ma, nic nie wiem, ale wam opiszę. Celowo zaczynam od tej książki, bo jest to świetny poradnik dla wszystkich, którzy nie mają materiału, a chcą napisać książkę. 

Anna Kamińska napisała robiąca wrażenie objętością książkę o himalaistce, Halinie Kruger-Syrokomskiej, która to biografia jednak irytuje niewiele wnoszącymi wypełniaczami z mojej ulubionej kategorii “tego dnia w gazetach napisano”. I tak dowiemy się, co napisano w gazetach w dniu urodzin bohaterki, ale gdyby autorka ograniczyła się do jednego ciekawego “newsa”, to bym nie rzucał ołówkiem w kierunku dzieła, a tu dostajemy spis wiadomości i analizę reklam. Zaraz za tym chwytem idzie mój faworyt, czyli zadawanie bezsensownych pytań. Na zdjęciu kamienicy, w której przyszła na świat bohaterka książki widać ludzi, co jest dość normalne dla zdjęć kamienic robionych z ulicy i w dzień. Chodzą sobie jacyś ludzie, “w kapeluszach, beretach, a rowerzysta pedałuje w czapce na głowie”. No to jakie pytania zadaje Kamińska? Czy mężczyzna w meloniku “wie cokolwiek o zameldowanym w tym domu małżeństwie Krzyśków”? Autorka nie odpowiada na to pytanie, ale właściwie też nie wiadomo po co je zadaje. Gdy Wanda i Edmund wezmą ślub Kamińska zada nam pytanie: “Co robią państwo młodzi po ślubie?”. To świetny sposób, by wypełnić akapit nic nie wnoszącą treścią i podsumować go “Zagadka”. Gdy nic nie wiemy, a wiemy że musiało się wydarzyć to biografowie namiętnie stosują tego rodzaju narracyjne wybiegi, które są oczywiście uzasadnione, ale gdy występują w wyjątkowo ciekawych momentach i nie co pół strony. Dalej Kamińska będzie przepisywać gazety - poinformuje kto ma imieniny 2 października, gdy chrzczona jest jej bohaterka (Danuta, Ariel i Małobąd). Czytam, bo torturuję się literaturą himalaistyczną ze względów bliżej nierozpoznanych, ale drobiazgowość Kamińskiej mnie przeraża i zniechęca. 

Inny zabieg stosuje Michał Danielewicz w dość specyficznej biografii Aleksandra Forda. Po pierwsze cały czas odżegnuje się od pisania biografii, twierdząc, że pisze opowieść, choć chyba właśnie biografia jest opowieścią. To jest dość irytujące na dłuższą metę, ale wynotowałem sobe z niej kilka równie ciekawych zdań. Zobaczmy to:

“Zajrzyjmy na chwilę do mieszkania Daniela, które ma niewiele wspólnego z naszymi wnętrzami”.

Gdyby to była książka dla dzieci, to rozumiem że warto było je napisać, ale czytelnik/czytelniczka biografii Forda chyba doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że łódzkie mieszkanie u progu I wojny światowej “ma niewiele wspólnego” z dzisiejszymi wnętrzami. Kilka stron dalej: “Tamto kino ma niewiele wspólnego z tym, które znamy”. Naprawdę? No niesamowite. Rozumiem, że biografa zaskoczyły pewne fakty i postanowił się swoim zdziwieniem z nami podzielić, ale jakoś naiwnie to wyszło. Ale chyba rzeczywiście autor zapomina chwilami, że realia sprzed 100 lat są inne niż dzisiaj i pisze o Fordzie, że był niskiego wzrostu. Miał w dowodzie wpisane 165 cm, w rzeczywistości ponoć jeszcze mniej. Fakt, nie był olbrzymem, ale warto sprawdzić jakiego wzrostu byli jego rówieśnicy. Średni wzrost poborowych około roku 1913 wynosił właśnie bowiem 166 cm, a jak pisze Michał Kopczyński w niezwykle nudnym, ale wspaniałym pod względem statystycznym opracowaniu “Wielka transformacja” (dostępne online za darmo), kolejne pokolenia były jeszcze niższe. Może i Ford do wysokich mężczyzn się nie zaliczał, ale 165 (bo taką daną operuje Danielewicz) nie uprawnia do tak kategorycznego stwierdzenia. 

We wszystkich biografiach przeszkadza mi też brak przypisów - większość cytatów używanych w biografiach jest bardzo trudna do weryfikacji, gdyż nie są opatrzone przypisami. Same bibliografie nie pomagają w lokalizacji cytatów, co zmniejsza szanse na to, by nie tylko zweryfikować ale i nadać książkom charakter użytkowy też dla innych badaczy i badaczek. Rozumiem kwestię przejrzystości materiału i chęć ułatwienia lektury, ale osobiście nie mam nic przeciwko przypisom.

Wymieniam tu kilka chwytów biografów, które pojawiają się już właściwie w każdej książce - pytania w stylu “a co x mógł wtedy robić, zerknijmy do repertuaru kin”, zadziwienie w rodzaju “ojej, czasy były inne” w niewielkiej dawce są dla mnie akceptowalne, ale gdy ewidentnie są używane w celu “zrobienia znaków” lub odsłaniają dobre choć naiwne intencje osoby piszącej, naprawdę dają się we znaki podczas lektury. Być może nie da się już bez tych chwytów opowiadać o życiu innych ludzi, ale naprawdę często mam wrażenie, że bardziej niż biografie czytam o tym, jakie pytania autorzy i autorki dzieł zadawali sobie samym. A na to nie mam ochoty. 
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czego katastrofa następuje u Haliny Snopkiewicz?