Marginesy, Tomasz S. Gałązka, Matthew Desmond

Matthew Desmond, “Eksmitowani. Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast”

Czytam książkę Matthew Desmonda, “Eksmitowani. Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast” w tłumaczeniu Tomasza S. Gałązki i jestem ukontentowany lekturą. Będę pisał jeszcze o niej do pewnego magazynu literackiego, ale już chciałbym, żebyście zwrócili na ten tytuł uwagę (premiera 18 września nakładem Marginesów).

Desmond zyskał moją dozgonną wdzięczność za to, że go w tej książce nie ma. Czytam głównie polskie reportaże (bo ja po prostu czytam głównie polską literaturę) i mam już dość wszechobecnego reporterskiego “ja”, które pojechało, zobaczyło, rozmawiało, pomagało, płakało, śmiało się. Mam dość opowieści o reporterach bez granic. Ile można? A tu wchodzi na scenę Desmond i przez 500 stron ani słowem o sobie nie wspomni, a przecież miesiącami żyje życiem ludzi zamieszkujących przyczepy w południowym Milwaukee, zdaje się, że zna ich każdy krok, każdą myśl. Musi z nimi rozmawiać, dzwonić, martwić się o nich, ale o tym łaskawie milczy. 500 stron bez reportera. Mam wrażenie, że większość polskich reportażystów by sobie z tym jednak nie poradziła.

Fragment na dziś,

“Mieszkańcy placu przyczep rzadko protestowali przeciwko eksmisji sąsiada, czy miał reputację narkomana czy nie. Eksmisje im się należały, uważano je za wynik błędów popełnianych przez poszczególne osoby. Dzięki nim “można było pozbyć się hołoty”, powiadali niektórzy. Nikt nie był tak pewien tego, że biednym nie należy się wsparcie, jak sami biedni”

Warto na "Eksmitowanych" poczekać, bo to wciągająca i wstrząsająca lektura.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz