Maria Apoleika, Znak
Maria Apoleika, "Psie sucharki Wszystko co powiedziałby twój pies gdyby umiał mówić"
Mamy roczek!
Rok temu do mojego mieszkania na ulicy Międzynarodowej przyjechał w pooperacyjnym kloszu biały kolega.
Byłaby z tego wielka radość, gdyby nie fakt, że Tajfun kategorycznie odmówił zaprzyjaźniania się z mieszkaniem i postanowił poszukać wyjścia. Z kloszem nad pyskiem miał z tym spory kłopot, zatem wchodził w meble, a nerwowe staccato kolejnych porażek w wychodzeniu z mieszkania, dało się słyszeć przez pół nocy. Na szczęście odrobina tabletki na spanie położyła zwierzę na kilka godzin. Ja poczęstowałem się tym, co z tabletki zostało i poszliśmy spać. Tak minęła noc numer jeden. Psu śniły się psie sny, człowiekowi pewnie jakieś sny pod psem.
Jesteśmy zgraną kompanią. Po roku Tajfun stał się psem towarzyskim, pozwalającym się głaskać i chętnym do zabawy z obcymi, choć nauka podawania łapki jeszcze trochę potrwa, to już przynajmniej na hasło “łapa” nie rzuca się do gryzienia. Coś tam dociera do tej małej głowy, że nie ma się czego bać. Inna sprawa, że Tajfun jest psem podejrzanie niekiedy spokojnym, bo jego reakcje na tłum czy ludzi w restauracji bywają zaskakująco olewcze.
Tajfuna stali czytelnicy i czytelniczki moich tekstów znają, bo ilustruję nim niektóre z wpisów. Podejrzewam, że wszyscy też znacie Psie Sucharki, które od kilku lat tworzy Maria Apoleika i nie ma co wam pisać jakie to jest dobro! Przyznaję, że niektóre sytuacje z Tajfem komentuję tekstami z Sucharków. Gdy biedaczysko wystaje pod kuchnią u M., zawsze mu mówię, że źle gotuje, bo nic nie spada (ja nie gotuję, nienawidzę tej czynności, zalanie owsianki to mój wielki sukces kulinarny, cieszę się z dotarcia na ten poziom zaawansowania w okolicach trzydziestego roku życia).
A pozycje, w jakich śpi wasz psiak? Psie Sucharki służą klasyfikacją: “termofor”, gdy śpi na waszych nogach (pies w łóżku? A gdzie ja się pytam ma być nasz śliczny słodziaczekpysiaczekmisiaczek???), “żaba na asfalcie” gdy rozwali się jak wysuszona i rozjechana ropucha, “rączy rumak”, gdy wydaje się nam, że dalej gdzieś pędzi w tym swoim psim śnie. Tajfun wybiera przeważnie pozycję “na krewetkę”, ale zdarzają się też popisy ekwilibrystyczne (patrz figura: “zombie”).
Maria Apoleika stworzyła świetne i śmieszne rysunki, ale nie byłoby ich bez języka - poprzez seplenienie, dosłowny zapis dźwięków, spieszczenia, zmiękczenia, powtórzenia, rozbicia słów, w których tkwi dodatkowy komizm ilustracji, udało się jej stworzyć coś, co balansuje pomiędzy słodkim językiem “pańci z mikropsem na złotym łańcuszku”, a unaocznieniem nam, że psy faktycznie mówią, choć ich krtań nie pozwala na zbyt wiele artykulacji. Bardzo mnie zawsze śmieszy powiedzenie “pogoda taka, że psa nie wypuścisz”, mówione na polu, gdy plucha i wieje. Człowiek nawet w powiedzeniach dobrze wie, że o psa dbać trzeba.
Sam do Tajfa staram się za dużo nie mówić. Trudno uniknąć oczywiście zwrotów w rodzaju “czy szanowny pan zechciałby jednak ruszyć dupę spod tej kępki trawy, bo zaraz będzie tramwaj”, albo “przepraszam Cię Tajfun, ale to jest gówno i sugerowałbym na obiad jednak chleb, który na pewno znajdziesz pod piątką”, ale poza tym wydaje mi się, że całkiem trzeźwo podchodzę do mojego ach-jaki-on-piękny-biały-słodki-misio-pysio-kochanie-Tajfele. No bez przesadnych szczebiotów.
Książka wydana przez Znak to jednak nie tylko rysunki i zabawne teksty, to również bardzo trzeźwy poradnik postępowania z psem. Warto go przeczytać, nawet jak znacie inne, bo niektóre prawdy wbijane do głowy po raz setny, może kiedyś w niej zostaną. W tej kwestii mam przykre obserwacje i doświadczenia - wielu z nas wydaje się, że o psach wiemy dużo, ale gdy zetkniemy się z takim podręcznikiem, może okazać się, że nasze intuicje nijak się mają do rzeczywistości.
Z własnego doświadczenia wiem, że najbardziej irytujące jest zaczepianie psów. Z racji niezłej aparycji Tajfun jest podrywany co kilka minut, zwłaszcza w zbiorkomie. To dla mnie duży kłopot, bo pies się wtedy rozprasza i zamiast grzecznie siedzieć i jak dziecko oglądające po razy setny Elzę, gapić się na krajobraz za drzwiami, zaczyna interesować się zapachami wewnątrz środka komunikacji. Kilka dni temu wręcz żałowałem, że jestem człowiekiem zasadniczo raczej dobrym, niż złym, bo za Tajfunem zaczął biec ziomek w wieku ziomkowskim i krzeczyć czy może pogłaskać pieska. Moje gardłowe NIE dotarło do niego w pozycji “dynamicznie nachylam swoją twarz nad pyskiem psa”, szczęśliwie zniechęciło ziomka do dalszej znajomości, zwłaszcza ze mną. Może w szkołach powinno się tego uczyć, że pies nie jest zabawką, a bohaterem skomplikowanym i pełnym niekoniecznie ujarzmionych emocji? Może.
Gdyby pies mówił, to pewnie by powiedział, że jest głodny. Nie wierzę w żadne inne możliwe pierwsze słowa, poza “MICHA!”. Ale gdyby mówił tak jak tego chce Apoleika od Sucharków, nie byłoby źle, nasz świat stałby się trochę rozkoszniejszy niż jest zazwyczaj. Czekamy zatem do katolickiej wigilii, gdzie ponoć coś tam z tych pyszczków się ma artykułować, a w tak zwanym czasie “między” podczytujmy Sucharki, trzeba być przygotowanym na te psie pienia.
Wracając do Tajfuna. Może jestem jakimś prostym optymistą, może to moje ograniczone poczucie strachu, bo ja się rzeczywiście nie boję w momentach, gdy niektórzy zamykają oczy, ale warto zachęcać do adopcji psiaków z problemami, wspólnymi wysiłkami większość z nich można z pewnością rozwiązać. I druga sprawa, jak już tak głoszę tu posłannictwo i kazanie mi wychodzi - ja bym chciał odwrócić narrację, wprowadzić zwierzęta wszędzie - do sklepów, kin, knajp, na pocztę. Niech szczekają, niech się bawią, podgryzają, atakują, zaprzyjaźniają. Będzie jednak jakoś radośniej.
Skomentuj posta