Lokator, Eliza Kącka
Eliza Kącka, "po drugiej stronie siebie"
Jest kilka gatunków literackich, których szczerze nie cierpię - zapis rozmów z pociągu/autobusu, dialogi i scenki z dziećmi i opisy snów. Scenki z dziećmi pojawiają się wieczorem, dialogi komunikacyjne raczej do południa, sny - nad ranem, gdy jeszcze pamiętamy. Trzy po trzy coś nam się przypomina, trochę dopowiemy i już mamy historyjkę o tym jak to z królewny przemieniliśmy się w krokodyla i jechaliśmy na rowerze. Literatura z tego przyczynkarska, często nijaka.
Co innego Kącka. Śni ta kobieta strukturalnie, trochę postmodernistyczno, ale pamiętając o rytmie i frazie śnienia. Sny Kąckiej nie są koniecznie oniryczne, nie zaskakują Autorki i grzecznie układają się w piękne, szkatułkowe formy. Są to sny czułe na detal, jak wtedy gdy śni się jej sala do ZPT, “okopcona i pachnąca smoliście”. Sny te mają fakturę, ich bohaterka dostrzega kraty okienne, skarpetki kolegów na boisku i - co dość akurat oczywiste - okulary belferki. Przy tablicy stoi czterech kolegów wyśnionej bohaterki - Ważyk, Białoszewski, Gałczyński i Broniewski. Płascy jacyś, tylko Ważyk kubistycznie kanciasty. I dopiero wtedy Kącka zaczyna śnić naprawdę odjechaną historyjkę, tym dziwaczniejszą, że skończy się ta opowieść półnagą Kącką obserwującą sikającego Białoszewskiego. Nic tu, wbrew pozorom, nie jest przypadkowe, a historia jest opowieścią o literaturze i jej możliwych przetworzeniach w groteskowy teatrzyk, który senna formuła ułatwia.
“po drugiej stronie siebie” Elizy Kąckiej daje się czytać jako zbiór sennych scenek, ale nie dajcie się Kąckiej uśpić, nie po to zaprzęga Autorka własne fascynacje literackie, by opowiadać tylko surrealistyczne historie. Czytam ten zbiór jako opowieść o fascynacji literaturą i próbie zrozumienia jej dzięki zastosowaniu właśnie “onirycznego” gatunku. W snach, gdzie Słowacki pisze listy do Marii Janion, a autorka idzie na lekcje do Chopina, bo u autora “Beniowskiego” nie ma miejsc, czai się większa opowieść. Głupio pisać ”mała-wielka książka”, ale co ja poradzę, że taka właśnie Kąckiej wyszła? Niewielka książeczka, cymesik, cudeńko, a mimo to twardo stąpający po ziemi. Ja bym na waszym miejscu kupował.
Skomentuj posta