Prószyński i S-ka, Lucyna Olejniczak

[RECENZJA] Lucyna Olejniczak, "Księżniczka"

Książki oceniamy po okładce, tytule, opisie, biogramie autora/autorki. Tak zwane parateksty są prezentacją treści i jednak ważnym jej elementem. Na ich podstawie możemy albo odrzucić dany tytuł, albo go przysposobić do lektury. Nie ma w tym nic złego, przecież po to się pisze blurby, po to redakcja i autorzy siedzą nad tymi opisami czasem dłużej niż nad niejedną stroną z książki. Czasem to działa fantastycznie i dajemy się nabrać, czasem szczęśliwie chroni nas przed złym wyborem, a niekiedy niestety sprawia, że po dany tytuł nie sięgamy, a warto. Przed Państwem trzecia z tych dróg.

Co nam mówi ta okładka i tytuł? Właściwie nic konkretnego, jakaś dziewczynka w wiosennej kreacji trzymająca poza kadrem coś w rękach, widziana z góry do tego stonowana tonacja i tytuł “Księżniczka”, który niewiele nam mówi, a w połączeniu z banalnym hasłem “rodziców się nie wybiera” zdradza opowieść o dziewczynce, która ma kłopoty ze starymi. Ciekawe? Nie. W opisie mamy “dramat pozornie idealnej rodziny”, wybaczenie, szacunek i miłość, a do tego informacja, że akcja dzieje się w Nowej Hucie czasów PRL. To może zachęcić, ale jak to mówią “szału nie ma”. A można było ten tytuł wydać całkiem inaczej, opisać innymi słowami i zaprezentować jako ambitną powieść rozliczającą stosunki rodzinne na tle epoki i blokowiska? Można było. Oczywiście moje potrzeby wynikają stąd, że zasadniczo nie chwytam się książek przeznaczonych dla tzw. “masowego czytelnika”, który ma swoje przyzwyczajenia i potrzebuje właśnie takich narracji w paratekście. A Lucynie Olejniczak udało się napisać książkę, która bez większego problemu może znaleźć się na półkach osób lubiących ciężką, nasyconą i ambitna prozę.

Ale marudzę… Do rzeczy. Mamy zatem nowohucki blok, wiadomy okres, mieszkanie pana inżyniera, który jak pije to na całego, ale czasem jest trzeźwy i to też nie zwiastuje niczego dobrego. Żona pana inżyniera jest kobietą uległą, która całe życie spędziła na wychowywaniu dziatwy i obsłudze pana domu. No i ją - Lenkę, dziewczynkę, która boi się Mongołów z bajki i własnego ojca. Dla kontrastu Olejniczek miksuje opowieść z historią późniejszą - dorosłej już Leny, która odwiedza rodzinny dom, by zakomunikować rodzicom coś ważnego. Wracają do niej wspomnienia i na nowo próbuje opowiedzieć samej sobie i czytelnikom to, co się wydarzyło przez te wszystkie lata.

Klasyczna opowieść o przemocy domowej, molestowaniu i rodzinie, jakich tysiące były, są i będą. Jednocześnie autorce udaje się doskonale opisać szerszy kontekst - pokazać funkcjonowanie mieszkańców blokowiska, pracowników i pracowniczek, opisać ówczesne obawy i lęki (schrony!). To właśnie tymi elementami książka Olejniczak wyróżnia się na tle innych. Świetne jest łączenie realistycznej warstwy z wyobrażeniami małej dziewczynki, która swoje lęki kanalizuje oczywiście w życiu we własnym, wyimaginowanym świecie. Olejniczak nie przesadza jednak ze straszeniem, sporo tu oddechu, dziecięcych przygód, obserwacji rzeczywistości z perspektywy młodej jej użytkowniczki. Autorka udanie konstruuje dialogi, które są żywe i naturalne, widać że jest to opowieść, którą ma pod kontrolą od początku do końca, co nie zawsze się zdarza.

Zawsze zwracam uwagę na jeden aspekt - czy PRL jest przedstawiany wyłącznie jako źródło cierpień, świat szary i brzydki, w którym nic nie mogło cieszyć, a ludzie od rana przeżywali cenzurę, braki w zaopatrzeniu i przemocowość systemu. Ludzie tak naprawdę żyli, cieszyli się, podobały im się nowe bloki, widzieli jakieś perspektywy i oczywiście było to życie w dużej mierze ograniczone i trudne, ale codzienność bywała jednak chwilami całkiem miła. I o tym również dużo jest w “Księżniczce”, autorka nie straszy czasami, o których pisze, widzi je łagodnie choć nie bezkrytycznie. To naprawdę mądre pisanie.

Cieszę się, że zostałem namówiony do lektury książki Lucyny Olejniczak, bo pewnie nigdy bym po nią nie sięgnął, a tak przeczytałem pełnokrwistą opowieść, która z pewnością mogłaby być lepsza - niektóre sceny są niepotrzebne, można było sporo tu jeszcze przyciąć, ale mimo mankamentów jest to powieść życiowa i uważna, bardzo sprawnie odtwarzająca coś, co mimo zmiany historii wcale się nie skończyło - życie malych dziewczynek nadal do łatwych nie należy. Polecam Państwu lekturę.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Skąd się biorą dzieci? Podaj miasto