DrugaNoga, Dwie Siostry, Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński, Agata Dudek, Zuzanna Kisielewska, Małgorzata Nowak

[RECENZJA] Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński, "Którędy do Yellowstone? Dzika podróż po parkach narodowych" i Zuzanna Kisielewska, "Nolens volens czyli Chcąc nie chcąc"

Kilka dni temu z entuzjazmem zareagowaliście na kilka zdjęć i zdań o książce “Nolens volens czyli Chcąc nie chcąc” Zuzanny Kisielewskiej z rysunkami Agaty Dudek I Małgorzaty Nowak. Autorki nawet udostępniły post z adnotacją, że napisałem recenzję, co mnie rozczuliło, bo ja tu piszę po kilka tysięcy znaków i czasem słyszę narzekania, że to takie recenzyjki, w “Twórczości” to kiedyś były recenzje, ach ach. Te kilka znaków o książce były dobrym teaserem, ale na prawdziwą recenzję przyszedł dzisiaj czas. No dobra, na takie bardziej rozbudowane zachwyty.

Kiedyś to trzeba było te wszystkie łacińskie sentencje znać, a nie ukrywajmy - no nie wszyscy mamy do tego pamięć. Ja mam do cytatów - poza poezją - pamięć wiewiórki i omawiana tu pozycja bardzo mi pomaga w takim mądrym potakiwaniu samemu sobie - a, no przecież, no jasne, że wiem, no przecież tak to szło. Mam szczerą nadzieję, że w najbliższym czasie będę musiał zarzucić jakimś cytatem w sytuacji społecznej. Już widzę te spojrzenia. Pomyślcie o tych dzieciach rzucających w szkole mądre, łacińskie czy greckie cytaty! Wyobraźcie sobie to zaskoczenie rodziny i wszystkich, którzy usłyszą waszego uroczego pulpecika jak rzuca “weni widi wici” po wspięciu się na półkę kuchenną… (dzieci to jeszcze robią, prawda?)

Żartuję trochę, bo nie ma co tu poważnych dysertacji pisać - to jest książka w swoich proporcjach idealna, taką którą chce się pokazywać wszystkim i mówić - o tak mi rysować, tak mi pisać, takie mi fonty dawać, takie kontrasty i nafarbienia. Rysunki choć na wskroś nowoczesne mają w sobie jakiś oddech, odpowiednią proporcję pomiędzy szczegółem i dekoracyjnością, a treścią i plamą barwną. Kolory radosne, ale nie neonowo dyskotekowe. Formy mocno geometryczne, trochę wycinankowe, ale już cartoonowe. Widać perfekcję, wspaniały, przemyślany i wielokrotnie używany warsztat rysowniczek.

Gdybym ja tak zawsze mógł piać nad książką dla dzieciaków! Jestem mocno krytyczny wobec większości z nich, nawet tych nagradzanych - najnowsza wielka księga Mizielińskich irytuje mnie niezmiernie, bo komiksowa forma kompletnie “nie czyta się” w tym formacie. Rozumiem, że miało być jak w “Mapach”, ale Mizielińscy uznali, że skoro mamy do czynienia z komiksem, to można sobie pozwolić na mniejszą szczegółowość książki i brak detalu (płaskie tła!), do tego naprawdę trudno się to trzyma nawet w trochę wytrenowanych łapkach, choć rozłożone na podłodze już sprawdza się trochę lepiej. Nie kupuję też idei, że trójka zwierzątek koniecznie musi podróżować po wszystkich kontynentach samolotem i zostawiać gigantyczny ślad węglowy. A może już nie musi? Może dałoby się inaczej? I może dałoby się nie pisać, że Yellowstone jest położone "na końcu świata" oraz niekoniecznie podkreślać fakt odkrycia czegoś przez Europejczyków bez zauważania czy w danym miejscu żył ktoś wcześniej. Rozumiem, że to książka dla dzieci ale pisanie o rdzennych mieszkańcach Ameryki Północnej jako "ówczesnych Amerykanach" to też przykład wrażliwości, której dziś można już nie praktykować. Ci "ówcześni" bowiem dzisiaj też żyją, choć mniej licznie dzięki "osadnikom", którzy polowali nie tylko na bizony.

Jak napisała do mnie redaktora M. - lektura “Nolens volens” “to jakby się właśnie rozmawiało z mądrym dzieckiem”. Pełna zgoda. Z “Którędy do Yellowstone” mam jednak problem w jednoznacznej ocenie, bo w komiksie przyrodniczym dużo lepiej idzie Samojlikowi i mimo wielkiego plusa za merytoryczną stronę książki, warstwa ilustracyjna pozostawia tym razem trochę do życzenia, a i treść wydaje sie być jednak dość banalna poza wyliczanką leksykonowo-ilustracyjną.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz