W.A.B, Wydawnictwo Literackie, Alice Munro, Agnieszka Kuc, Elżbieta Zychowicz, Paweł Łopatka

Alice Munro a Konwencja stambulska

Z powodów zawodowych, o których jeszcze nie można pisać zbyt dużo od kilku dni obkładam się książkami Alice Munro i czytam jej najważniejsze opowiadania.

Zaskakująco na pierwszy plan moja uwaga wyciąga te fragmenty, w których Munro podejmuje temat przemocy wobec kobiet, tak często ukrywanej przed małomiasteczkową publicznością. W opowiadaniu "Królewskie lanie" z tomu "Za kogo ty się uważasz" (tłum. Elżbieta Zychowicz) pisarka z detalami i calkiem chłodno opisuje życie Rose, której "ojciec był mistrzem królewskiego lania". Wychowywana przez macochę, w domu gdzie o matce przypominały jej tylko "kieliszki do jajek z delikatnym wzorkiem w ptaszki i pędy winorośli, jak gdyby namalowanym delikatną kreską czerwonym atramentem", Rose marzy o wrotkach i wyrwaniu się w "zamglony, niepewny świat".

Czekajac na królewskie lanie, "Rose próbuje znowu wpatrywać się w kuchenną podłogę, pomysłową i krzepiącą geometryczną kompozycję, żeby tylko nie patrzeć na ojca lub jego pas. Jak coś takiego może się dziać w obecności takich codziennych świadków – linoleum, kalendarza z młynem, rzeczką i jesiennymi drzewami, starych, usłużnych garnków i patelni?"

No właśnie, jak może? Munro upominała się o to, by nie zamiatać niczego pod dywan, mając świadomość, że rolą pisarki jest takie przetwarzanie prawdy, by była to prawda opowieści, w której każdy się może przejrzeć. No i tak czytam sobie te opowiadania i myślę o tym ministrze, który chce wypowiedzieć antyprzemocową konwencję i tych wszystkich ludziach, którzy popierają ten pomysł. I nic dobrego o nich nie myślę.

---

Za to marzy mi się napisać tekst pt. "Symbolika linoleum w opowiadaniach Alice Munro". Kanadyjska pisarka wielokrotnie z zaciętościa opisuje wyposażenie i wystrój domów w hrabstwie Huron, tych "głębokich jaskiń przykrytych linoleum" ("Dziewczęta i kobiety", tłum Łopatka), bo kobieta u Munro "jest domem" ("Biuro", tom "Taniec szczęśliwych cieni", ale tłumaczenie moje bo tłumaczce Agnieszce Kuc coś się tu ewidentnie pomyliło i napisała, że "kobieta jest częścią domu", co wypacza sens wypowiedzi). Z tych choćby powodów warto Munro czytać, bo tam naprawdę wiele się dzieje "pod powierzchnią", gdzie trwa "drugie życie" jej bohaterek.

I niech was nie zniechęcą te koszmarne, kiczowate okładki, które jej zafundowali polscy wydawcy. Nie znajdziecie tu obszernych opisów przyrody, emocje są wyrażane wprost, bez ubarwiania, a całość trzyma w dziwnym napięciu. Może wielkim fanem nie zostanę nigdy, ale gdybym mógł to kazałbym czytać "Królewskie lanie" w każdym liceum. Może wtedy by nie było już takich panów jak ten o którym myślę tylko źle?

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz