Szczepan Twardoch, Wydawnictwo Literackie

[RECENZJA] Szczepan Twardoch, "Pokora"

Na takiego Twardocha czekałem! Po pełnym fajerwerków “Królu”, przesadzonym, zbyt superbohaterskim “Królestwie”, “Pokora” to książka (prawie) spełniona.

Osobiste wynurzenia Aloisa Pokory pisane do ukochanej, tajemniczej Agnes, to opowieść o człowieku nie umiejącym urwać się z historii. Alois będzie Niemcem, gdy trzeba być Niemcem, Ślązakiem gdy jest taka konieczność i chyba tylko bycie Polakiem mu nie wychodzi. Będzie rewolucjonistą, bo wyda mu się, że tak zbuduje własną podmiotowość, będzie buchalterem, gdy uzna, że tak osiągnie rodzinne szczęście i wymarzony spokój. Będzie wszystkim, ale nie sobą. Bo Alos Pokora nie wie, co to znaczy być sobą. I się nie dowie.

Alois Pokora urodził się w 1891 roku, miał dwanaścioro rodzeństwa, bo “tatulek robiyli dziecka jedno po drugim”, a w tym robieniu dzieci był gniew tatulka, który “gniewał się na świat”. Potomstwo Antona Pokory jest “wyzwaniem rzuconym światu” “obelgą i zemstą” ojca. “Dziecka to som sprawy od babow”, mawiał Anton i w wychowanie dzieci się nie angażował. Byłaby to zwykła, śląska rodzina, której - jak pisze pod koniec powieści Twardoch - losy nie nadawałaby się na żadną opowieść, gdyby nie fakt, że Aloisa pilchowicki farorz wziął do szkoły. Ksiądz Scholtis nie jest ani ortodoksyjny, ani przesadnie wierzący. Ktoś mu kiedyś pomógł, więc bierze młodego Pokorę - choć określenie “młody Pokora” wydaje się być wyjątkowo w tej rodzinie nieprecyzyjne - najpierw do siebie na plebanię, by podszkolić go w niemieckim, a następnie wspiera jego naukę, aż do czasów studenckich w Breslau.

Alois Pokora nie jest ani Polakiem, ani Niemcem, ale do Ślązaków też nie przynależy. Mówi językami żywymi i martwymi, potrafi po wasserpolsku, po niemiecku mówi bez słowiańskiego akcentu, godo też przednie jak i mówi. I co mu z tego? Będzie bił się za cesarza i szalał w ogarniętym rewolucyjną gorączką Berlinie. Odkryje, że historia to nie jest coś, w czym chciałby brać udział. Spokojne życie u boku może nie ukochanej, ale przynajmniej sympatycznej i oddanej Emmy w Gleiwitz, spłodzony bajtel. Czego chcieć więcej? A jednak historia upomni się o Aloisa Pokorę, pokazując w finale, że nawet poddając się losowi, zawsze podejmuje się decyzje i zawsze jest inne wyjście. Człowiek bez właściwości zostanie w finale ukarany za bierność.

Jest w tej książce pasjonująca powieść historyczna. Twardoch stosuje bliski filmowemu montaż - kilka dynamicznych, wartkich scen, następnie epicka kulminacja (jakaś rozpierducha) i przemieszczenie bohatera w historii i życiu. Ułatwia to Twardochowi pierwszoosobowa narracja - ogranicza perspektywy spojrzenia, uniemożliwia budowanie szerokiej panoramy historycznej. Nie tracimy dzięki temu czasu na dygresje, a historię poznajemy tylko taką, jaką oczy Aloisa nam pokażą. A jest to historia fascynująca - “Pokora” opowiada o czasach I wojny światowej i jej konsekwencjach. Doskonale portretuje ogarnięty rewolucją Berlin, tragiczny los weteranów wojennych i śląskie wzmożenie w walce o… No właśnie, o co walczyli mieszkańcy Śląska? Każdy walczył o swoje. I to też jest w tej opowieści fascynujące.

Jest Twardoch (a może i Alois) ironicznie nastawiony wobec narodowości i “Pokora” jest książką o tym, że tożsamości są konstruowane, niekoniecznie świadomie, poddawane są instrumentalizacji, zwłaszcza gdy żyje się na przecięciu kilku światów. Fantastycznie operując mikrohistoriami i drugim planem Twardoch podsuwa nam bohaterów kuriozalnych dużo bardziej niż Alois. Jak choćby pana Golombecka “przywiązanego do mieszczańskich form”, od którego Alois z Emmą wynajmują mieszkanie. Golombecek utrzymuje, że jego nazwisko pochodzi od włoskiego Columbusa, a pradziad ze słonecznej Italii przybył na Śląsk na początku XIX wieku. Wszystko fałsz - rodzina Golombków kiepsko mówiła po niemiecku i od pokoleń robiła na grubie. Ten ukryty na stronie 434 Golombecek jest jedną z dziesiątek świetnie opowiedzianych postaci, które znajdziecie na kartach “Pokory”. Postaci czasem demonicznych, bo Twardoch lubi takich bohaterów, których charyzma, jakiś rodzaj przyciągania sprawiają, że inni im ulegają i robią to, co sobie zażyczą. To jest w ogóle bardzo ciekawy temat - widać w każdej książce naszego śląskiego Tołstoja, że eksploruje temat charyzmatyczności, przyciągania i uzależnienia, próbując dowiedzieć się skąd biorą się ludzie, którzy pociągają może nie tłumy, ale uzależniaja od siebie drugiego człowieka.

Jak właściwie w każdej książce Twardocha od czasu “Morfiny” - jest to powieść o męskości, chwilami mocno fetyszystyczna. Tym razem jednak męskość jest tu kwestionowana, poddawana próbom i queerowana. Alois jest bohaterem uległym - tak samo wobec historii, jak własnej męskości. Nie zgodzę się z Dariuszem Nowackim, który pisze, że jest to powieść biseksualna. Wydaje mi się, że seksualność Aloisa jest jak najbardziej heteronormatywna, ale w sytuacjach męsko-męskich Alois przyjmuje identyczną postawę jak wobec Agnes - uległości i podległości. To, że są tu sceny homoerotyczne nie tworzy jeszcze z Pokory biseksualisty. On po prostu nie ma właściwości. I ten portret śląskiego zeliga jest fascynujący, choć momentami mógłby Twardoch nie podsuwać nam odpowiedzi na pytania, które sam w powieści stawia. Co kilkadziesiąt stron bowiem dostajemy rozważania bohatera nad samym sobą i wtedy robi się trochę nieznośnie, bo są one wciśniętą w wartką opowieść autorefleksją, którą Twardoch wyjaśnia losy swojego bohatera, zamiast dać go nam interpretować. Czytelnik bez podpowiedzi wie, że Śląsk jest dla bohatera “więzieniem, prowincją, w której są niemieccy właściciele fabryk i mówiący łamaną polszczyzną górnicy”, a Ślązacy “dla nikogo nie są podmiotem”. “I ja też nigdy nie myślałem o sobie jako o podmiocie” pisze Alois. “To rewolucja potrzebuje mnie, nie ja rewolucji, powtarzam. Ja jestem niczym. I nikim. Jestem kompletnie wyalienowany ze swojej klasy społecznej”. Trochę jakby Twardoch nie dowierzał, że sami to zrozumiemy poznając losy Aloisa Pokory.

Twardoch przyzwyczaił nas do pełnokrwistych, wyrazistych bohaterów męskich i tym razem nie zawodzi, ale przyzwyczaił nas do dość płaskich, jednowymiarowych kobiet i tu również nie zawodzi. Ana, siostra głównego bohatera czy żona Emma wydają się nastawione na jeden program. Ana jest uczciwa, zdecydowana, mająca własne zdanie, ale jej decyzje i czyny są przewidywalne i niczym nie zaskakują. Kobiety u Twardocha nie są zniuansowane, nie zostają obdarzene - w przeciwieństwie do mężczyzn - skomplikowaną psychologizacją. Nie są płaskie i papierowe, ale właśnie nadmiernie programowe.

Losy Aloisa Pokory to historia człowieka uwikłanego w historię, który - jak sam mówi - był nikim. Dla mnie “Pokora” to opowieść o awansie społecznym i patronackim kolonizatorstwie. Odebrany rodzinie w szczytnym celu - edukacji - Alois daje nam świadectwo tego co dzieje się z człowiekiem, ktoremu ktoś nagle odcina korzenie. Zwłaszcza w finale Twardoch podsuwa nam wątki, które każą pójśc właśnie tym tropem - za bierność Pokory odpowiadają ci, którzy lepiej niż bohater wiedzą, kim powinien być. I dlatego nowa książka Szczepana Twardocha nie jest tylko opowieścią o tożsamości i jej konstrukcji, ale o wielowiekowej przemocy wobec mniejszości - w tym przypadku Ślązaków. To przeraźliwie smutna w efekcie historia ludzi, którym nikt nigdy nie dał świętego spokoju.

Twardoch porzuca obsesyjność, tworzy powieść, którą doskonale czyta się na każdym poziomie - przygodowej historii, wielowątkowej biografii, paradokumentu sprzed stu lat, społecznego traktatu. Myślę, że udała się tu rzecz wyjątkowa, na którą czekałem - Twardoch połączył to co najlepsze w “Drachu” (powieści moim zdaniem wybitnej) i “Królu” czy “Morfinie” - z jednego biorąc śląskość, język i refleksję historyczną, z tych drugich umiejętność opowiadania historii tak, że trudno się od nich oderwać.

Na okładce “Pokory” nie znajdziecie opisu ani blurbów. Nie ma metatekstu. Samo w sobie jest to gestem pokazującym, że tym razem Twardoch już niczego nie potrzebuje - dostajemy po prostu doskonałą, przemyślaną, dopracowaną i wciągającą książkę, która broni się sama. Doskonała lektura!
 

pięć komentarzy

Justyna

25.02.2021 19:17

Opis, blurb, a nawet biografia autora są, ale ukazują się dopiero po otwarciu książki, na pierwszej stronie. Zaskoczył mnie ten zabieg. Uznałam, że jest to raczej rozwiązanie graficzne i niechęć do zasłaniania czymkolwiek obrazu Grosza :)

Magdalena

07.07.2021 16:54

Przeczytałam, dla mnie to najgorsza książka, jaką ostatnio czytałam.Chwilami tak nudna, że w zasadzie interesowało mnie już tylko, czy on tę Agnes w końcu pokona. I pokonał. Banalne. Poza tym trąci mi to Transatlantykiem Gombrowicza, jednak tam jest oryginalny pomysł, siła wyrazu i obrazoburczość, walka z formą, i próba uwolnienia z historii i tego obrazu nas, który narzucają nam inni. Tutaj jest to nudne jak flaki z olejem. Niektóre wątki tracą groteską, a to chyba nie było założeniem. Tylko epizod berliński nieco nabrał barw w tych flakach. Momentami miałam wrażenie, że te kartki są puste, że to właśnie taki ersatz emocji, nawet seks z bliźniakami pozbawiony mocy i ognia, nie wiem czy zabrakło wyobraźni, czy trochę pruderią trąci. Jak już się wpływa na taki nurt, to trzeba dać się ponieść, a nie miotać jakby się bało, że się utopi. Nic nie wynika dla mnie z tej powieści. Ani historycznie, ani tożsamościowo, ani emocjonalnie. Już ciekawsze wydaje mi się Przedwiośnie po ponad stu latach. A demoniczność Golombecka? Gdzie? To w Początku bardziej demoniczni byli szmalcownicy. Nic tu nie zapiera tchu w piersi, nic nie porywa. Jaka postać - bez polotu, taka powieść. Zawiodłam się bardzo i nie rozumiem tego entuzjazmu. Niestety najlepsza jest okładka.

Elżbieta

01.11.2021 10:42

Równie obrzydliwej postaci jak Alojzy trudno szukać na literackich kartach: tchórzliwy karierowicz i oportunista; prawdziwy kameleon. Pokora jest mu zupełnie obca! Książka ma znakomite strony, ale i wyjątkowo słabe, szczególnie jej zakończenie to propagandowa ekwilibrystyka: dialogi jak przemówienia na wiecu, ciąg finałowych wydarzeń niczym królik wyjęty z rękawa. W jakim celu? Niech źli Polacy po raz kolejny skrzywdzą śląskiego biedaczynę! (Tego "bohatera" to chyba nikt nie potrzebował zabić; raczej sam ze wstydu powinien popełnić harakiri). A propos: powiedzcie mi, proszę, dlaczego nie można być dumnym z bycia Ślązakiem, górnikiem, Polakiem? Ja jestem łowiczanką. Dumną z tego faktu! Górnikom było ciężko, ale i Księżokom niełatwo. Nasza piękna gwara uległa już prawie zapomnieniu... Czyli byliśmy także prześladowani! Może powinniśmy czuć się odrębnym narodem? Czy nie jesteśmy równi w godności ze Ślązakami? A może - jak sądzi Twardoch - powinniśmy czuć się aż tak poniżeni i niedocenieni, że aż zrezygnować z polskich korzeni? Trochę ta książka jest jakby ją napisał sam Alojzy: taka i Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Panem Bogiem dla autora są jednak Niemcy. Na pytanie, dlaczego, Alojzy zwróciłby pewnie uwagę na wartości materialne.

Leokadia

01.04.2022 18:02

Dzisiaj skoczyłam czytać książkę "Pokora". Dla mnie dobra książka ze względu na wartość historyczną. Jestem Ślązaczką i dzięki niej przypomniałam sobie zdarzenia historyczne i dowiedziałam się więcej o historii Śląska w ciekawej narracji tego typu literatury. Historia jest przedstawiona w taki sposób, że chce się ją pogłębić. Dla mnie trochę za dużo wątków przypisano głównemu bohaterowi. No i cechy bohatera w niezbyt korzystnym świetle stawiają Ślązaków. W końcu zorganizowano powstania śląskie, które przechyliły szale na przyłączenie dużej części Górnego Śląska do Polski. Uważam, że bohater śląski powinien brać udział w tych powstaniach. Przeczytałam również Dracha i Morfinę. Dracha czytałam jakieś 5 lat temu i nie pamiętam co tam dokładnie było o powstaniach, ale zarówno tu jak i w Pokorze wszystko dzieje się w okolicach Gliwic. Tam wszystko jest przedstawione, aż za nadto z bardzo drobnymi szczegółami. Myślę, że należało by też przedstawić jakąś bardziej pozytywną postać śląską związaną z powstaniami. Tam musieli być zorganizowani ludzie, może też z ciekawymi życiorysami. Myślę, że w bardzo niekorzystnym świetle pokazano też księdza, gdyż na ostatnich stronach książki, dalej żyje lub mieszka z jakąś kobietą. Czekam, więc na książkę z bardziej pozytywną postacią na tle wydarzeń historycznych na Śląsku. Znam dużo moich ziomków z dużym poczuciem humoru, może mniejszą wagę przywiązujących do polityki, która tu na Śląsku była tak zróżnicowana jak przedstawiono ją w opisywanej książce.

Barbasia

23.02.2023 14:19

Mnie książka mocno wciągnęła. Historię śląska trzeba czuć dosłownie i w przenośni. Nie mówię, że mam tę umiejętność ale uważam książkę za świetną. Właśnie ten "śląski kameleon" , który sam nie bardzo może i potrafi się zaszufladkować. Te niuanse pan Szczepan Twardoch doskonale pokazał i opisał niczym wirtuoz skrzypcowy.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak miała na nazwisko Oleńka z "Potopu"?