Anna Michalczuk-Podlecki, Marpress, Andrus Kivirahk
[RECENZJA] Andrus Kivirähk, "Człowiek, który znał mowę węży"
Chyba jeszcze nigdy tak wiele nie spacerowałem jesienną porą. Na szczęście mam w sobie sporo dyscypliny i właśnie przeczytałem porządną (i całkiem sporą) powieść, którą mogę wam polecić jako odtrutkę na rzeczywistość. Choć czy opowieść o upadku utopijnego leśnego świata i budowaniu się “cywilizacji” będzie odtrutką? Sami i same się przekonacie.
Jak już pisałem przy okazji recenzji “Małych Gróz” Łukasza Staniszewskiego, ciągnie mnie ostatnio do fantastyki, klimatów niekoniecznie dystopijnych, ale takich, gdzie obok świata realnego autorzy kreują ciekawe światy wymyślone. Dlatego z wielką przyjemnością czytało mi się “Człowieka, który znał mowę węży” Andrusa Kivirahka, choć jest to powieść dość prosta w zamyśle fabularnym, to oferująca wiele godzin przyjemnej lektury, takiej bez szaleństw intelektualnych, ale też bez obrażania moich synaps.
Prosta to opowieść. Jest las i w lesie żyją ludzie, małpoludy, węże, wilki, niedźwiedzie i co tam jeszcze w lesie możecie sobie zażyczyć. Obok lasu wyrasta jednak wieś, powstaje klasztor, w którym mnisi śpiewają piękne chorały. Leśni ludzie powoli, acz konsekwentnie przenoszą się do wsi, przyciągani atrakcyjnością życia we wspólnocie. Kivirahk gra na prostych dychotomiach - leśni ludzie nie jedzą chleba, który wydaje im się obrzydliwy i smakuje jak papier, wieś chleb uważa za święty, jedni nie boją się węży i potrafią się z nimi komunikować, drudzy węży się boją i na nie polują (czego węże w ogóle nie są w stanie pojąć, uważając ludzi ze wsi za idiotów). W lesie można zakochać sie w niedźwiedziu i spędzić z nim życie (a miśki są kochliwe, choć niestałe w uczuciach), we wsi niedźwiedź budzi przestrach. Estoński pisarz kreśli naprawdę prostą opowieść o cywilizacyjnej zmianie, przejściu ze stanu współżycia człowieka ze światem nieludzkim do stanu ciąglej walki o przetrwanie. Szczęśliwie zauważa też problemy życia w leśnym świecie, gdzie garstce pozostałych jego ludzkich mieszkańców doskwiera samotność i nuda.
Kivirahk przygląda się wpływowi religii na budowanie tożsamości. Bardzo dobre są fragmenty powieści, gdy ludzie ze wsi opowiadają ludziom z lasu o wierze posługując się takimi pojęciami jak “szatan”, “grzech”, “piekło”, dla nich niosącymi oczywiste znaczenia, dla drugich - niezrozumiałymi, obcymi. Leśni ludzie nawet w duchy raczej nie wierzą, bo ich szaman wielokrotnie udowodnił, że jest hohsztaplerem i niewielu traktuje go poważnie. A bóg? Są węże, mądre starożytną mądrością, dobre i opiekuńcze. I są mity o przeszłości, wspaniałym świecie, gdzie człowiek był częścią systemu nieprzekonaną o własnej wyższości. Jest w “Człowieku…” scena, gdy jeden z bohaterów (team las) widzi jak jego przyjaciel wąż jest atakowany przez człowieka ze wsi, co uświadamia mu - i to jest ładne - nie wyższość człowieka nad zwierzęciem, ale kruchość tego drugiego. Sporo tu takich ładnych, ciepłodusznych momentów.
Oczywiście jak zawsze nie napisałem wam co się w książce dzieje, ale to możecie sobie sprawdzić w wyszukiwarkach. “Człowiek…” to opowieść o dorastaniu i wątpliwościach wobec własnego świata, przywiązaniu do tradycji przy jednoczesnym podglądaniu “nowoczesności”. Czy chleb zasmakuje Leemetowi? Jego przyjaciel Part też się na niego krzywił, ale gdy już jako Petrus zamieszkał we wsi żołądek mu się przyzwyczaił. Czy związki z niedźwiedziami mają przyszłość? I o co chodzi z Północnym Gadem, do którego wybudzenia trzeba dziesięciu tysięcy mężczyzn? “Człowiek…” to taka powieść, która choć prosto skonstruowana i napisana na wiele godzin przenosi człowieka w inne światy, nienachalnie daje szansę na refleksję, ale też jest po prostu świetną powieścią przygodową, która z pewnością trafi też do młodzieży. Przy całej swojej prostocie nie jest to książka naiwna, bo autor wyprowadza nas co jakiś czas w pole i pokazuje, że nie ma dobrych rozwiązań. Zawsze warto mieć wątpliwości.
Książkę z estońskiego przełożyła Anna Michalczuk-Podlecki. O estońskim nie mam pojęcia, ale o polskim tak i czyta się sprawnie, choć redakcja mogła znaleźć więcej czasu na dopieszczenie niektórych zdań. Ale nie marudząc polecam wam “Człowieka, który znał mowę węży”, bo jestem pewien, że czytanie jej będzie czasem pożytecznie spędzonym.
Skomentuj posta