Wojciech Szot, prezenty, blogi, dziennikarze, bookstagram

O prezentach świątecznych

Dzisiaj o kwestii drażliwej, której nikt publicznie nie porusza, bo trochę nie wypada, bo trochę uzus, a trochę jednak lubimy te czekoladki od wydawców, a ci nadsyłający wina… choć trzeba uczciwie przyznać, że wina w ostatnich latach zdarzają się rzadziej. Ale wciąż wydawcy wysyłają dziennikarzom i recenzentom prezenty, których wartości nawet nie chce mi się sprawdzać, ale w tym roku chciałbym powiedzieć Państwu - dziękuję, oby to było po raz ostatni.

Słuchajcie. Lubimy się i często znamy, to całe krytyczne recenzowanie to niekiedy może wydawać się jakiś pic na wodę, bo chlejemy razem na festiwalach, a niektóre zbliżenia bywają zaskakujące nawet dla człowieka, który już myśli, że sporo w życiu zobaczył. I ja wiem, że macie dobre intencje, chcecie podziękować za pomoc w promocji dobrej książki autora, którego kamera nie lubi, a mikrofon nie cierpi, za to, że znaleźliśmy czas dla absolutnie nudnego pisarza fantastycznych reportaży, który na żywo nie pamięta żadnej anegdotki ze swojej książki.

Rozumiem też, że robicie przewały płacąc za pozytywne recenzje i liczą się dla was zasięgi, a nie jakość, bo jak patrzę na zdania z mozołem konstruowane przez kilku całkiem lubianych przez was blogerów, to nie mogę mieć złudzeń. Rozumiem też i korzystam czasem z tego, że na przykład kupujecie reklamy w magazynach, by ukazał się w numerze tekst o waszej książce czy wywiad z autorem - co jest praktyką strasznie smutną, ale jakże częstą - i ja ten tekst na przykład piszę i oni mi płacą z waszych pieniędzy i to jest dobra książka, ale jak nie kupicie reklamy to nikt mi tego tekstu nie zleci. Za to to ja wam powinienem czekoladki wysyłać.

Rozumiem też, że nasz literacki światek to takie małe bagienko, w którym skriny są wieczne, a plotka jest najważniejszą formą komunikacji, i biorę w tym udział, bo jak nie brać, jak człowiek chce później dostać zlecenie od was na poprowadzenie spotkania autorskiego? Przecież żyć z czegoś trzeba - za tekst mi płacą trzy stówy jak już się uda dopchać do zleceń dla-tych-co-nie-na-etacie, a za gadanie przez godzinę pięć… Co prawda najczęściej dokarmiacie tych-co-na-etacie, bo lubicie zatrudniać dziennikarzy, którzy dodatkowo książkę umieszczą w gazecie/radiu, bo przecież nie przeczytają dziesięciu książek w tygodniu, a tę waszą, bo prowadzą spotkanie, więc za te pięć stów dostajecie niekiedy wywiad gratis czy polecajkę. Sam tak robię, bo przecież nie da się mieć w czwartek rozmówcy Y, a piątek recenzji na 6 tys znaków z X. Na tym ten świat polega i ja nie protestuję. Ba! Ja w to wszedłem całym sobą i chętnie przyjmę redakcję, która mnie zatrudni - znam wszystkie reguły gry jako wydawca, autor, promotor i sprzedawca w ostatnich piętnastu latach nie takie wałki widziałem i święty też nie jestem. Dodam, że chętnie polecę na wywiad w ciepłe kraje po pandemii oficjalnie za pieniądze redakcji, a nieoficjalnie za to, że zapłaciliście za patronat. I mogę wam wtedy nawet wysłać pocztówkę.

To nie są jakieś szczególne patologie, to nawet nie jest jakiś nadmiernie szczegółowy opis praktyk na linii wydawca-dziennikarze-recenzenci. Przecież ludzie piszą o was notki lub robią wygibasy przy najgłupszych waszych książkach, bo jednak miło pójść czasem z wami na śniadanie, jesteście - drodzy wydawcy - fajnymi i mądrymi często ludźmi. I dlatego mam taką cichą, skromną zasięgowo, prośbę - w 2021 roku wyślijcie mi mailem, żeby taniej, dowód wpłaty na lokalne schronisko dla zwierząt. I napiszcie - “wesołych świąt”.

To wystarczy, nie będzie mnie wprowadzało w stan zaniepokojenia i dyskomfortu, nawet gdy się od lat przyjaźnimy, a jak się przyjaźnimy, to możecie prywatnie podsunąć mi czekoladę, nie zdążę tego nawet opublikować, bo ją zjem.

Podobnie uprzejmie proszę wszystkie osoby chcące wyrazić jakieś ciepłe uczucia wobec mojej pracy - kupcie “Pannę doktór...”, mam z niej jakieś cztery zeta, mi chwilowo wystarczy. Resztę dorzućcie zwierzakom. Tylko nie do korpofundacji. I to wystarczy. Jestem bardzo wdzięczny za otrzymane prezenty, Tajfun też, ale kurde ludzie - ja tego nie potrzebuję. Od dwóch lat walczę z chęcią posiadania różnych rzeczy i minimalizowania mojego zużywania świata, który okazuje się co najwyżej krótkotrwałą estetyczną przyjemnością. Dlatego apeluję - skoro i tak wszyscy robimy różne dziwne rzeczy przez cały rok, to nie róbcie nam na święta akcji dokarmiania dziennikarzy, a zwróćcie się w stronę nieludzkich istot. Będę wdzięczny za zrozumienie.

Ps. Kartki pocztowe są spoko, jak już bardzo musicie mi się w mieszkaniu pojawić z innej okazji niż wydanie dobrej książki.

jeden komentarz

lellum

29.12.2020 00:22

Zastanowiło mnie przez chwilę... Dlaczego autor prosi, abym komentował "bloga"? Czy jeśli napisze list i poprosi o komentarz, to napisze - "skomentuj lista"?

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?