Biuro Literackie, Adam Kaczanowski

[RECENZJA] Adam Kaczanowski, "Utrata"

Pomysł Kaczanowskiego na “Utratę” jest równie kreatywny jak pomysł głównego bohatera tej noweli na swój prezent urodzinowy. Robert, pracownik agencji reklamowej wymyślił bowiem, że na czterdzieste urodziny chce dostać kamerę, którą nakręci film. Pomysł ma tylko na pierwszą scenę - będzie stał przed lustrem w łazience i myjąc zęby, masturbował się. Bardzo kreatywne.

Niestety pomysł autora na książkę przypomina pomysł Roberta na film - ponad sto stron średniociekawej opowieści o trudach pracy w korporacji, problemach w związku, z wychowaniem dziecka i trochę sztubackich, męskich żartów, a do tego próba spojrzenia na świat z trzech perspektyw - w pierwszej części w centrum wydarzeń jest Robert, w drugim jego żona, kierująca fabryką zabawek Alicja, w trzeciej - ich córka. Oczywiście hierarchia jest tu przewidywalna - Robert to 53 strony, Alicja 35, a dziecko osiemnaście.

Główny problem z “Utratą” jest taki, że wszystko, absolutnie wszystko jest tu zgrane i przypomina kolaż głupich żartów biurowych z pseudotragedią życia korpoludka, który ma nieudany związek, fiksacje erotyczne, tęskni za dzieciństwem i niezbyt potrafi w wychowanie dziecka. Robert jest niedojrzałym czterdziestolatkiem w kryzysie, którego żona Alicja również przechodzi kryzysy, ale te są związane raczej z seksem (będzie uwodzić pracownika Żabki) i rolą matki. Jest tu co prawda kilka mocniejszych, bardziej psychodelicznych scen, ale czy seks oralny na zapleczu Żabki naprawdę jest czymś, co nas dzisiaj w literaturze porusza? Seksistowskie żarty biurowe, kretyńscy przełożeni… przecież tego jest pełno w literaturze i serialach, zupełnie nie rozumiem po co to po raz kolejny opisywać, nawet jak się doda temu nutkę “niesamowitości”.

Napięcie erotyczne tworzące się na styku klasowości (elegancka pani z biura vs dres) i fetyszyzmu (nagrywanie na kamerę, opowiadanie mężowi o planowanej zdradzie) w czasach z jednej strony Doroty Masłowskiej, która w “Innych ludziach” świetnie rozegrała te motywy, a z drugiej Blanki Lipińskiej, nie robi z czytelnikiem niczego. To taka opowieść, po której można tylko wzruszyć ramionami i powiedzieć - no, ciekawe, ciekawe. I sięgnąć po coś bardziej wzruszającego.

Dla mnie “Utrata” jest książką pełną stereotypów i prostych klisz, celowo zestawionych ze sobą, by wywołać efekt, jak czytamy w opisie książki, “lynchowski”. Kłopot w tym, że lynchowskie efekty nieumiejętnie powielane bywają nudne, a opowieść o parze pracujących w korpo heteryków w kryzysie małżeńskim i sceny rodem z “Boga mordu” Yasminy Rezy, nie jest są nowym i Kaczanowski zdaje się wyważać dawno już otwarte drzwi.

Bardzo ładna okładka Marianny Sztymy. W przeciwieństwie do tekstu - kreatywna.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej