Prószyński i S-ka, Keith Gessen, Agata Popęda

[RECENZJA] Keith Gessen, "Straszny kraj"

Bardzo przyjemna powieść. Nie jest to może komplement, ale stwierdzenie faktów. Anglojęzyczni mają na to określenie “comfort book”.

Cóż, okazuje się, że można napisać "comfort book" o putinowskiej Rosji. Keith Gessen choć tytuł książce nadał odpowiednio mocny, to dawkuje nam opisów rosyjskich potworności, poruszając się zgrabnie pomiędzy typową obyczajówką, a powieścią jednak z politycznym przesłaniem.

Podoba mi się perspektywa, z której Gessen opowiada o Rosji - rodzice bohatera “Strasznego kraju” wyemigrowali do Stanów gdy ten był dzieckiem, a w kraju została babcia pozbawiona daczy (dużo tu o tym, że każdy moskwianin ma daczę), choć z mieszkaniem w świetnej lokalizacji w centrum miasta. Andriej wraca do Moskwy, by opiekować się babcią, której do tej pory pomagał jego brat, Dima, którego do Rosji wcześniej przygnała potrzeba robienia interesów i dobre pieniądze. Teraz Dima ucieka, żeby nie być “drugim Chodorem”, a Andriej, średniointeligentny rusycysta, który nie zrobił właściwie żadnej sensownej kariery i myśli o napisaniu książki o Rosji, jedzie prosto w paszczę lwa.

Gessen książkę kieruje do czytelników przekonanych, że Moskwa to jakieś biedne miasto na końcu znanego im świata, w którym są tylko oligarchowie i babcie sprzedające kapcie w przejściach podziemnych. Sporo tu przekonywania nas, że jest inaczej, opisów rosyjskiej średniej klasy biurowej, cen w restauracjach, rozważań na temat cen mieszkań w Nowym Jorku i Moskwie, a do tego sport. Adriej jest bowiem zapalonym hokeistą i wydaje mu się, że gdzie jak nie w Moskwie realizować swoje pasje. Nie jest łatwo dostać się do jakiejkolwiek amatorskiej drużyny, ale gdy to się w końcu udaje, to Andriej ze swoim pechem trafia do drużyny słabeuszy przegrywających wszystkie mecze.

No i jest babcia, którą trzeba się zajmować. Babcie okazuje się fatalnym materiałem na książkę, bowiem prawie nic nie pamięta, a interesuje ją głównie to czy przyjaciółka zaprosi ją następnego lata na daczę. Ale wystarczy, by Andriej zaczął babci słuchać, by historie zaczęły się pojawiać. Obyczajówka rodzinna o dwóch diametralnie się różniących braciach i babci, konflikt pokoleniowy, przewidywalny moralitet. Ponieważ Gessen mówi do ludzi, którzy czytają wiadomości, to oczywiście będzie tu i Majdan, i oligarchowie i przekręty i KGB, i II wojna światowa, ale podane w niewielkich dawkach, nie irytują ostentacją,

Na marginesie dodam, że Gessen trochę satyrycznie i krytycznie opowiada też o naukach humanistycznych w Stanach Zjednoczonych. To może być jakąś zachętą dla akademików chcących zobaczyć, że tam też bywa ciężko.

Ciekawe jest również to, że Gessen doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie mamy oczekiwania wobec książki o Rosji i nimi gra, oczywiście w ironiczny sposób - cytując “Annę Kareninę”, czy opowiadając o mękach Andrieja podczas lektury Sołżenicyna, trafnie moim zdaniem zahacza o pytanie - czy można napisać literaturę popularną o Rosji, która nie będzie odwoływać się do literackiego dziedzictwa tego kraju? Czy Rosję da się zobaczyć bez tych obciążeń? A jeśli tak, to jaka ona jest? Gessen zatrzymuje się w połowie drogi, bo sam jest synem rosyjskich imigrantów, ale już samo zwrócenie uwagi na ten temat w powieści ewidentnie skierowanej do szerokiego grona czytelników i czytelniczek, jest już wartością samą w sobie.

Czytając przełożoną przez Agatę Popędę książkę zupełnie mnie nie interesowało to, czy Rosja jest taka jaką ją Gessen nam pokazuje. To powieść i do tego zdecydowanie z kategorii tych lżejszych, w których dynamicznie przechodzi się z jednej łzawej sceny do innej, już bardziej wesołej. Nic tu nie obraża inteligencji czytelnika, ale też nie jest to żadne wyzwanie intelektualne - ot, historia do czytania przed spaniem, która nie drażni, ale też nie pobudza nadmiernie. “Comfort book” idealny.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?