Agnieszka Sobolewska, Znak, Empik, Megan Rosenbloom
[KSIĄŻKA TYGODNIA] Megan Rosenbloom, "Mroczne archiwa. Śledztwo w poszukiwaniu książek oprawionych w ludzką skórę"
Anatol Girs był zapalonym bibliofilem, drukarzem, wydawcą i typografem. Był Polakiem o szwedzkich korzeniach, a urodził się na Krymie na początku XX wieku. “Żydzi uważali mnie za antysemitę, endecy za Żyda albo masona” - mawiał. W 1938 roku założył własne wydawnictwo - Oficynę Warszawską. Poza pojedynczymi pocztówkami Girsowi nie udało się opublikować żadnej książki przed wojną, zapewne firma wciąż pracowała na zleceniach przygotowując skład i druk książek dla większych wydawców. Z bycia wydawcą się jednak nie wyrasta i tuż po wojnie, w Monachium, Girs wydaje zbiór wspomnień obozowych “Byliśmy w Oświęcimiu”. To zbiór tekstów - jak pisze Rosenbloom - “trzech ocalałych Polaków o nieżydowskim pochodzeniu, początkowo podpisanych tylko numerami obozowymi. Jednym z nich był Tadeusz Borowski”.
Książka ukazała się w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy, a Girs wpadł pomysł, który z dzisiejszej perspektywy możemy ocenić jako co najmniej kontrowersyjny. Otóż część nakładu została oprawiona w pasiaki obozowe, w kilka okładek wpleciono fragmenty drutu kolczastego, a jedną oprawiono skórą z płaszcza esesmana. Książka była biznesową porażką, a finalnie większość jej egzemplarzy została zniszczona w bostońskim magazynie, do którego trafiły po przeprowadzce wydawcy do Stanów Zjednoczonych. Córka Girsa, Barbara przechowywała w domu kilka wyjątkowych egzemplarzy “Byliśmy w Oświęcimiu”, w tym jeden oprawiony bladobrązową skórą. Twierdziła, że “ojciec powiedział jej, że książka jest oprawiona w ludzką skórę”.
Rosenbloom, która w “Mrocznych Archiwach” udowadnia, że nie znane są - wbrew pozorom - żadne książki wydane przez nazistów w tej ekskluzywnej i okropnej jednocześnie oprawie, pyta: “Czyżby jedyny znany przykład książki antropodermicznej z tego okresu wyszedł nie spod ręki nazistów, lecz ocalałych?”
Skomentuj posta