Wydawnictwo BOSZ, Lech Majewski, Agnieszka Taborska

[RECENZJA] Agnieszka Taborska, "Świat zwariował. Poradnik surrealistyczny. Jak przeżyć"

Idealna książka na ten czas. Agnieszka Taborska z pomocą surrealistów i surrealistek pomoże Państwu przetrwać w świecie, który zwariował. Jak to zrobić? Nie dać się ponieść szaleństwu świata i stworzyć własne.

"Jak żyć”? Na to pytanie na szczęście nie znajdziemy tu odpowiedzi, ale kilka podpowiedzi może być przydatnych w naszej szarej codzienności. Zacznijmy od tego, że można pójść do muzeum. Ale nie idziemy tam w celu zobaczenia najważniejszych dzieł, a z widoczną pogardą omijamy obrazy znane z tysięcy reprodukcji, przemykamy obok nich zupełnie niezainteresowanymi, a swoją uwagę skupiamy na dziele mniej znanym, drobnym obrazku, który kontemplujemy dłuższy czas. Surrealiści muzeów nie lubili. Jak pisze Taborska, Man Ray zwierzał się, że “pobyt w muzeum trwający dłużej niż godzinę przyprawia go o mdłości i zmęczenie”. Nie lubił również muzeów Breton, choć dzisiaj to jego dzieła stanowią centrum ekspozycji w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w paryskim Centrum Pompidou. Postawa surrealistów wobec muzeów bliska była Wisławie Szymborskiej, której wystarczyło obejrzenie jednego dzieła i ja tej postawie bardzo kibicuję, bo mnie w muzeach przeważnie najbardziej interesują księgarnia i kawiarnia. Oglądanie zbiorów bywa ciekawe, ale księgarniano-kawiarniany finisz wyprawy traktuję jak zasłużoną nagrodę.

Co innego muzea figur woskowych, albo wystawy sklepowe - te surrealiści uwielbiali. Taborska proponuje nam wycieczkę po mieście - najlepiej średniej wielkości - w celu obejrzenia sklepowych witryn z wystającymi w nich manekinami. To, co ujrzymy niejednokrotnie bywa surrealistyczne. “Fotografuj, wykorzystując efekty odbić w szybach. Po powrocie do domu obejrzyj zdjęcia i zdecyduj, czy bronią się same, czy też lepiej użyć ich w kolażach”, radzi badaczka surrealizmu. Każdej poradzie “jak żyć” towarzyszy mniej lub bardziej obszerny wykład pokazujący jak surrealiści wcielali dany postulat w życie. I, co niezwykle dla tej książki ważne, surrealistki. Taborska bowiem cały czas przypomina, że surrealizm to nie tylko banda całkiem uprzywilejowanych facetów, ale też kobiety takie jak Leonora Carrington, Remedios Varo czy Gisele Prassinos. Zaskakująco, jak zauważa autorka “poradnika surrealistycznego”, panie żyły o wiele dłużej od panów. Mimo, że nie jest to głowny temat tej wspaniałej książki, to mizoginia twórców surrealizmu i milcząca (nie)obecność kobiet są ważnym elementem wykładów Taborskiej.

Dla miłośników i miłośniczek kulinariów z pewnością bardzo przydatny będzie rozdział poświęcony surrealistycznej kuchni. Mi jest blisko do Carrington, która - odwiedzona w 2000 roku przez Taborską w towarzystwie “przemyconych z Polski suszonych grzybów” - powiedziała, że “osoby gotujące są wykorzystywane przez rodziny” i przestała gotować. Doskonale rozumiem artystkę i główny cel mojego zarabiania jest taki, by nie musieć gotować. Za to doskonale pałaszuję. Polskie wątki w kuchni surrealistycznej są niezwykle istotne, bo jak przypomina Taborska, już w presurrealistycznym “Ubu królu” Jarry’ego pojawiają się “wariacje na temat naszych potraw”. Ubica proponuje takie menu: “zupsko polskie, szponder z rastrona, cielak, kurak, pasztet pieski, pipek indora, mus ruski”, a do tego “bomba, sałata, frukty (...) kalafior a la grówno”. Ponoć Jarry na łożu śmierci poprosił o wykałaczkę, a surrealiści dorównywali wyobraźni francuskiego miłośnika Polski i wielokrotnie sięgali po spożywkę w swojej twórczości, o czym barwnie przypomina Taborska.

Są tu porady ryzykowne, jak na przykład ta, by w trakcie oglądania filmu przeszkadzać innym widzom głośnymi komentarzami i uciekać z sali po kilku minutach, jak i bezpieczniejsze propozycje gier towarzyskich. Można też pisać manifesty, choćby i antymanifestacyjne, jak Philippe Soupault, który stwierdził, że “pisze manifest,bo nic nie ma do powiedzenia”. Idąc tym tropem trzeba przyznać, że pisanie manifestów to na pewno dobra zabawa dla polityków. Dali napisał w “Deklaracji o autonomii wyobraźni”, że - cytując Taborską - “każdy oryginalny pomysł zaraz jest odrzucany, zniekształcony, sprowadzany do banału”. I to jest ważny trop do tej książki, pokazującej jak trudno w dzisiejszej epoce byłoby wcielać surrealistyczne idee, jak zagubiła się nasza wyobraźnia w bezpiecznych torach, jak rynkowe wymogi, komercja, kapitalizm, potrzeba bycia zrozumiałymi przez szanowną publiczność, sprawiły, że sztuka często jest bezpieczna i niekonfrontacyjna. Polska proza jest tego idealnym przykładem.

Surrealiści i surrealistki nie lubili umierać z miłości, bawili się z fantazją choć nie zawsze na bogato, proponowali by na miejscu katedry Notre-Dame “otworzyć szkołę wychowania seksualnego”, a Łuk Triumfalny “położyć na boku i zmienić a najelegantszy w mieście pisuar”. Ile to pomników dzisiaj by człowiek chętnie położył na boku, a na ich miejsce wstawił cokolwiek innego.

Świat może i zwariował, ale też stał się miejscem dość nudnym. Książka Taborskiej to zaproszenie do zabawy w surrealizm na miarę naszych współczesnych możliwości, ale i przystępnie napisany wstęp do samego surrealizmu. Po lekturze okaże się, że ten przewodnik wcale nie jest zabawny, a rzeczywistość wokół nas choć irracjonalna, to też bardzo smutna. Dlatego warto spróbować sięgnąć po porady Taborskiej i choć na chwilę zostać surrealistą. Bardzo dobrze mi było z tą książką.

(ilustracje Lecha Majewskiego przyznaję, że nieszczególnie mnie poruszyły. Były zaskakująco - jak na książkę o surrealizmie - przewidywalne)

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz