Agora, Paweł Piotr Reszka
[RECENZJA] Paweł Piotr Reszka, "Białe płatki, złoty środek. Historie rodzinne"
Reszka, wisisz mi dwie tabletki nasenne. Co tu się rozpisywać - o tym, że Reszka doskonale potrafi pisać reportaże w krótkiej, jak i dłuższej formie to wszyscy wiemy.
Reszka ma świetny warsztat, zna reguły gry, z których podstawowa i może aż zbyt często powtarzana jest ta, że pierwszy akapit powinien być wskazówką do całego tekstu, a bohaterów nie wolno męczyć, trzeba im pozwolić mówić, co ślina na język przyniesie. Reportaże zebrane w “Białych płatkach, złotym środku” to jak głosi podtytuł “historie rodzinne” i trochę tu jest takich dość oczywistych opowieści w rodzaju: “on ją bił, ona się nie skarżyła, sąsiedzi milczeli, ona zginęła i nikt nie czuje się winny”, co do których lektury ja nie mam wielkiej namiętności, bo my tę historię znamy i kolejny reportaż świata nie zmieni, ani nic nam nie daje poza emocjonalnym pobudzeniem, na szczęście jest też sporo zaskakujących momentów. A zaskakuje w tym wszystkim to, że autorowi udaje się opisać też przebłyski miłości, albo wręcz opisać duszące jej macki. I wtedy jest - przynajmniej czytelniczo i literacko - ciekawiej.
Nie jestem miłośnikiem zbiorów reportaży prasowych, na które składają się teksty powstałe na przestrzeni dziesięciu lat, bo ułożenie tego w sensowną całość jest zadaniem, które przeważnie przerasta autorów i redakcję, nawet niekoniecznie z ich winy - tekst prasowy sam w sobie rządzi się pewną logiką i trudno go potem dopasować do logiki książki. Dlatego też nie spodziewałem się zbyt wiele po tym tomie, a jednak Pawłowi Goźlińskiemu udało się tak ułozyć te teksty, że ma się wrażenie jakbyśmy zaczynali od mroku i powoli zmierzali do światła. Od trzęsienia ziemi do kontemplacji pączków na drzewie. Czy jakoś tak, nie jestem mistrzem metafor.
To historie o miłości, patriarchacie, dziedziczonej przemocy, wielopokoleniowych współuzależnieniu, ślepocie instytucji publicznych, bezduszności systemu, które zebrane w jedną książkę i czytane “od deski do deski” stają się nieznośne i drażniące. Ale w dobrym znaczeniu - tak drażnić i irytować nas trzeba, żebyśmy może się trochę obudzili i przestali zamykać oczy na “rodzinne historie” nawet jeśli nie jest to nasza rodzina. To, co najbardziej Reszka piętnuje w “Białych płatkach…” to przezroczystość przemocy i jej zwyczajność, banalność. I w tym kontekście widzę interwencyjną siłę tych reportaży. Może przestaniemy zamiatać pod dywan, ukrywać pod swetrem, zagłuszać muzyką, milczącym mijaniem. A może nie, wiara w moc literatury nie jest u mnie jakoś przesadnie rozbudowana, no chyba że mowa o wierze we wzmacnianie bezsenności. To się Reszce na pewno udało.
Skomentuj posta