Drzazgi, Barbara Woźniak
[RECENZJA] Barbara Woźniak, "Niejedno"
Dzięki wiedzy i erudycji Barbarze Woźniak udało się w swoim prozatorskim debiucie ciekawie opowiedzieć o starzeniu, chorobie i etyce. To powieść jednak ciekawa wyłącznie ze względu na zawarte w niej informacje, a nie intymną historię i pełnokrwistych bohaterów, których autorce nie udało się wykreować.
Narracyjnie to bardzo prosta historia - Szymon, wykładowca etyki dla studentów medycyny wraca do rodzinnego Tarnowa, by opiekować się chorym na chorobę Alzheimera ojcem. Do tego dochodzi córka głównego bohatera i problemy komunikacyjne pomiędzy bohaterami oraz przeciętnie udane życie emocjonalne Szymona. Narracyjny szkielet tej książki nie jest przesadnie rozbudowany, a jednak autorka napisała powieść ponad czterystu stronicową. Czymś ją trzeba było wypełnić. I to “coś” bywa ciekawe i interesujące, ale też niestety męczące i nadmierne. A tym czymś jest esej o chorobie, starzeniu się, języku, etyce i filozofii.
Woźniak bardzo precyzyjnie przedstawia rozwój choroby, wyzwania jakie stoją przed opiekunami, trudności relacji z lekarzami, opresywne wobec starszych i chorych osób społeczeństwo. I choć robi wrażenie oczytanie i wiedza autorki, to jednak w całym tym obrazie brakuje skaz, odejścia od modelowego opisu sytuacji. Za dużo tu podręcznika (obficie też cytowanego), za mało fikcji. Jeśli autorka postanowiła, że jej bohater będzie - mimo zajmowania się ojcem - dalej wykładał studentom etykę, to przedstawia studentów w sposób stereotypowy i powierzchowny. I choć wydaje się to zrozumiałe, bo wykończony codziennością Szymon nie ma serca do wykładów i ma prawo tak widzieć grupę wgapionych w ekrany komputerów młodych ludzi, to jednak czyta się to z rosnącym znużeniem. Wszystkie postaci mają bardzo klarownie wymyślone charakterystyki, które przez to wydają się bardziej papierowe, niż byśmy chcieli. Co nie znaczy, że źle się to czyta - wciągnęły mnie poboczne refleksje autorki, bo dla kogoś kto na co dzień nie obcuje z podręcznikami filozofii, etyki czy podstawowymi problemami gerontologii są to tematy intrygujące.
Wydaje się, że Woźniak szczególnie zainspirowało “Znikanie” Izabeli Morskiej, książka w której autobiograficzna opowieść przemienia się w wielowątkowy esej o naszym społeczeństwie i sytuacji osób chorych. Autorka “Niejedno”próbuje podobnych zabiegów - przeczytacie tu zarówno o Wittgensteinie, jak i o języku, który staje się narzędziem przemocy wobec ludzi starszych i chorych. Tylko w przeciwieństwie do Morskiej, gdzie wszystkie te elementy płynnie łączyły się z doświadczeniami głównej bohaterki, tutaj czuć jakiś rodzaj sztuczności, sztukowania. Przykładowo wiele wątków eseistycznych pojawia się po prostu gdy Szymon je wykłada, to jednak pomysł banalny. Nie ma nic prostszego niż wziąć sobie jako bohatera wykładowcę akademickiego, kazać mu stanąć za pulpitem i prawić mądrości. Dużo trudniej wpleść takie refleksje w środek akcji, bez jej zatrzymywania.
Sporą wadą “Niejedno” też jest gubienie ciekawych wątków. Już na samym początku dowiadujemy się, że Szymon ma przygotować syllabus na fakultet poświęcony nazistowskiej biopolityce. I oczywiście to robi, ale opowieść o przemocowej stronie medycyny mogłaby tu pójść dalej, wątek biopolityki wydaje się niewykorzystany, a wielokrotne powoływanie się na “Higienistów” Macieja Zaremby nie wystarczy. Opowieść o pamięci i medycynie, czyli zagadnieniach niezwykle istotnych zarówno w refleksji nad Zagładą, ale też w historii osób cierpiących na choroby demencyjne ma niesamowity potencjał. Woźniak jest tego świadoma, ale nie potrafi wyjść poza akademicką skorupę, brakuje w tym wszystkim zwykłego, nie modelowego życia. Za dużo tu koturnowego patosu i wielkich słów, za mało emocji.
Niestety jeśli z “Niejednego” wyciąć by elementy eseistyczne, podręcznikowe i naukowe to niewiele tu zostanie. Mimo to warto zajrzeć, bo to na co porwała się Woźniak to jedna z najtrudniejszych form literackich i choć wiele się tu nie udało, to wciąż “Niejedno” może być lekturą ważną poznawczo.
Skomentuj posta