George Saunders, Michał Kłobukowski, Znak
[RECENZJA] George Saunders, "Sielanki"
Gdy chcesz bohaterowi fikcyjnej opowieści zawiązać porządnie szalik na szyi i przeprowadzić go bezpiecznie przez ulicę, bo wiesz, że nieszczęśnika wszędzie może spotkać pech, to znaczy, że autor bądź autorka napisali coś genialnego.
Tak miałem z bohaterami zbioru opowiadań George’a Saundersa, “Sielanki” - ich problemy mnie irytowały, czytając najchętniej bym dopisał akapity, w których bezpiecznie wychodzą z życiowych tarapatów, podejmują właściwe decyzje i wygrywają w walce z opresywnym systemem. Albo zmieniają swoje nastawienie wobec świata.
I tak fryzjera-incela, dla którego wszystkie kobiety są brzydkie albo nadto łatwe, albo jedno i drugie, wyprowadziłbym na dobrą drogą, a facetowi udającemu jaskiniowca w parku rozrywki, dopisałbym całą stronę o tym jak udaje mu się znaleźć inną pracę, w której nie będzie musiał przez cały dzień podskakiwać w przykucu. Dodałbym też rozdział o tym, jak pewien striptizer poznaje bogatą pisarkę, kończy studia i okazuje się, że poza sporym przyrodzeniem ma też w głowie opowieści, które chce czytać cały świat. Niestety to niemożliwe. Saunders zamknął swoich bohaterów w światach, z których jedyną ucieczką jest śmierć.
Kibicujemy im, bo są nauczeni nieporadności, przyzwyczajeni, że amerykański sen im się nigdy nie przyśni. Chciałoby się ich przytulić i jak w opowiadaniu “Koniec Oszołoma na tym świecie” powiedzieć: “Jesteś piękny, chłopcze”. Niestety tytułowy Oszołom te słowa słyszy już jako trup, bo - o czym czytelnicy “Lincolna w Bardo” dobrze pamiętają - Saunders bardzo lubi bohaterów w stanie martwym acz lekko ożywionym.
Zupełnie nie rozumiem dlaczego na “Sielanki” musieliśmy w Polsce czekać tyle lat. Dwadzieścia lat po premierze to wciąż książka aktualna, odsłaniająca absurdalność systemu, pracy i opresyjnego społeczeństwa. To historie o biedzie i systemowej niesprawiedliwości, która spotyka tych, co mają mniej. Jak w historii o zmarłej ciotce, której ciało nagle znika z grobu. Miejscowy ksiądz jest tym faktem bardzo zdziwiony, bo przeważnie z grobów wykradał ciała ludzi bogatych. “Drogiego zmarłego przeważnie znajdujemy gdzieś niedaleko”, mówi kapłan. Dla tych, co już się martwią losem ciotki, mam uspokajającą wiadomość - ciocia zmartwychwstanie na chwilę. Ale tylko na chwilę, bo w świecie opowiadań Saundersa trwały jest tylko system, nie ciała, którymi rządzi.
Czytałem “Sielanki” martwiąc się o ich bohaterów, irytując tym w jakie sytuacje są zapętleni, dlaczego znikąd nie widać dla nich ratunku, a nawet gdy się pojawia jakaś malutka szalupa, która ma ich przewieźć na suchy ląd, to okazuje się, że im akurat dostała się ta skorodowana. Opowiadania Saundersa to oskarżenie systemu i kpina z amerykańskiego mitu. Wizja amerykańskiego pisarza jest mroczna, ale też nastawiona właśnie to, że każdy kto się z nią zetknie z łatwością dostrzeże, że jest możliwe inne, alternatywne życie jego bohaterów. Ale wymaga to zmian od nas wszystkich - w myśleniu o pracy, stosunkach międzyludzkich. Więcej empatii i “ludzkich” uczuć na początek może pomóc. A co dalej? To już każdy sobie sam przemyśli po lekturze “Sielanek”.
Nie jestem wielkim fanem zbiorów opowiadań, jest niewielu ich autorów i autorek, których czytam z prawdziwą przyjemnością. Uwielbiam na przykład Flannery O’Connor i trudno nie zauważyć, że ma ona wobec swoich bohaterów podobny stosunek jak Saunders. Choć czerpiąc z różnych źródeł - O’Connor katolickich, Saunders buddyjskich zwracają uwagę na rolę uczuć i emocji w naszym świecie. Sięgnijcie po “Sielanki” (świetnie przełożone przez Michała Kłobukowskiego), jeśli chcecie jeszcze długo po skończonej lekturze zastanawiać się jak można było pomóc jego bohaterom. Wciągająca, angażująca, doskonała proza.
Dioniza
24.09.2021 14:48
A ja lubię zbiory opowiadań, np. Alice Munro Munro.