Książkowe Klimaty, Tatiana Țîbuleac, Dominik Małecki
[RECENZJA] Tatiana Țîbuleac, "Lato, gdy mama miała zielone oczy"
Jak jeszcze nie słyszeliście o książce Tatiany Țîbuleac, to znaczy, że algorytmy was nie lubią, albo stoją na straży waszych wydatków. Bowiem jest to powieść, którą przeczytać po prostu trzeba. Albo przynajmniej - powinno się.
Brutalnie szczera, rozdzierająco smutna i intrygująca powieść mołdawsko-rumuńskiej pisarki o relacji syna z matką robi na czytelniku piorunujące wrażenie. Głównym bohaterem “Lata…” jest Aleks, syn polskich emigrantów mieszkających w londyńskim Haringey. Chłopak, którego trudno polubić, zwłaszcza że książka zaczyna się od seansu nienawiści. Aleks matką gardzi. “Była mała i gruba, głupia i brzydka”, pisze. Przeszkadza mu w niej wszystko - to jak się porusza, jak mówi, jaką ma fryzurę. “Miałem ochotę upchnąć ją w pralce i nastawić program gotowania”, dodaje. Gdy mówi te słowa, ma trzydzieści dziewięć lat i wspomina ostatnie miesiące wspólnego życia. Po skończonym roku szkolnym matka nagle wpakuje chłopaka do samochodu i wywiezie na francuską wieś, nie bacząc na jego plany chłopackich wypraw do Amsterdamu. Skąd ten nagły wyjazd? Kim jest ojciec chłopaka i co się wydarzyło po śmierci matki? Czy jedyną przyczyną rozpadu rodziny Aleksa była śmierć jego małej siostrzyczki?
W tej splątanej, odwróconej narracji będziemy przechodzić od nienawiści do miłości, od pogardy wobec innych do próby zrozumienia świata, który Aleksa otacza. To opowieść o chłopaku, który zawsze czuł się jak przedmiot, był “smutnym rezultatem przypadkowej transakcji. Chybionym zarysem tego, który dopiero pewnego dnia miał się pojawić: syna”. Aleks uważał, że jego “życie stanowiło nagromadzenie niczego”. Dopiero choroba matki sprawia, że zaczyna widzieć nie tylko siebie, ale i ją jako ofiarę.
To niewielka, ale gęsta i trudna do przeczytania “na raz” powieść o relacjach rodzinnych, w której przemiana bohatera z chłopca wypełnionego nienawiścią w człowieka umiejącego zrozumieć i przeanalizować swoje emocje i reakcje jest okupiona cierpieniem i nie w pełni udana. “Pokażcie mi choć jednego chłopaka, który przestałby postępować niewłaściwie tylko dlatego, że tak mu powiedziała matka”, mówi Aleksy. Mając trzydzieści dziewięć lat Aleks jest uznanym artystą, malarzem, który zasłynął ekscentrycznymi obrazami przedstawiającymi zielone oczy. Jego wspomnienia są bezlitośnie szczere i poruszają na wielu płaszczyznach dzięki swojej niejednoznaczności - Țîbuleac z jednej strony pokazuje, że przebaczenie jest możliwe, ale z drugiej uświadamia czytelnikowi, że często przychodzi za późno. Czasu się nie cofnie.
Țîbuleac porusza się po bardzo grząskim gruncie, bo terapeutyczne opowieści o relacjach i przemianie bohatera często cechuje nadmierna czułostkowość, prosta nostalgia i gotowy zestaw klisz. Pisarka korzysta oczywiście z tego repertuaru i świetnie gra na budzących emocje, ostrych kontrastach, ale nie popada w kicz. Dzieje się to za sprawą językowej stylizacji i temu, że czytelnik podczas lektury musi sam rozwiązywać zagadki zadawane mu przez autorkę. Wciągająca, intrygująca, mocna proza. I taka bardzo jesienna, ze wspomnieniem lata ale i świadomością nadciągających przymrozków.
Książkę z rumuńskiego przełożył Dominik Małecki i zrobił to chyba bardzo dobrze.
Skomentuj posta