Znak, Witold Szabłowski

Witold Szabłowski, "Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia"

“Kto mówi prawdę? Wszyscy. Tylko, że każdy swoją.
Każdy ma tu swoją pamięć. Każdy ma swoją historię”.

Z tego co zdążyłem się zorientować, książka Witolda Szabłowskiego, “Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” miała przyzwoite i bardzo dobre recenzje. Idąc tym tropem, po tygodniu z poezją i selfpublishingiem, chcąc przeżyć coś mocnego, chwyciłem się jej jako ostatniej deski ratunku przed utonięciem w kolejnym tomie zebranych poezji, tym razem poetki Lipskiej. Jakże ja teraz żałuję, że nie usiadłem do owych wierszy.

Historie zebrane przez Szabłowskiego są ciekawe (wątek czeski na Wołyniu zaskakujący dla mnie), problemy w odpowiedni sposób naświetlone, jest dla każdego coś - no właśnie - miłego. Bo to dobrze napisana książka, w której jakoś zagubiła się groza. Albo może ja jej nie odnalazłem. Czuję się srodze zawiedziony też tym, że to, co miało być wielką wyprawą autora na Ukrainę (jak pisze wydawca: “Szabłowski rusza na Ukrainę”), jest aż w tak dużym stopniu oparte o istniejącą już literaturę i bywa po prostu reporterskim jej opracowaniem. Nie, żebym odmawiał reporterowi dokonań, ale mam takie poczucie, że o ile w polskim reportażu mamy do czynienia z istnym wyścigiem, kto dłużej, dalej, więcej i głębiej, tak Szabłowski chciał wziąć w nim udział i po prostu poszedł do biblioteki. Patrząc na osiągnięcia niektórych naszych reportażystów, należy być wdzięcznym za bibliografię.

Może za dużo Hatzfelda, Aleksiejewej, czy choćby Szejnert przeczytałem, by dać się wciągnąć w opowiadania Szabłowskiego. Przyznaje, że sceny ze “Sprawiedliwych zdrajców” nie utkwią mi powidokami pod powieką.

Na koniec wracam do otwierającego ten wpis cytatu - to jest tak wyjątkowo nieodkrywcze, po dziesiątkach reportaży i opisów czy to wołyńskich, czy holocaustowych itd., po dyskusjach o statusie “prawdy” w reportażu, że aż przykro mi się zrobiło jak dotarłem do tego fragmentu. A może nie miało wstrząsnąć? Może w XXI wieku potrzebujemy po prostu ciekawych, dobrze opisanych opowieści, w których odnaleźć możemy pocieszenie i pytanie “unde malum” nie brzmi już jak u Hannah Arendt? Bo “Sprawiedliwi zdrajcy” przepełnieni są swoistym optymizmem, którego osobiście kompletnie nie podzielam.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?