Państwowy Instytut Wydawniczy, Ewa Horodyska, Jamaica Kincaid
[RECENZJA] Jamaica Kincaid, "Autobiografia mojej matki"
“Imperium Brytyjskie. Były to pierwsze słowa, jakie potrafiłam przeczytać”, mówi mieszkająca na Dominice bohaterka powieści Jamajki Kincaid. Szykując się na czwartkowe emocje noblowskie sięgnąłem po powieść pisarki, która wbrew pozorom z Jamajki nie pochodzi.
Urodzona na Antigui pisarka wychowywała się na innej karaibskiej wyspie, Dominice. I właśnie tam dzieje się akcja jedynej powieści Kincaid, którą wydano w Polsce. W 1998 roku nakładem PIW wyszła “Autobiografia mojej matki” w przekładzie Ewy Horodyskiej.
To fikcyjna, choć znajdująca swoje źródła w historii rodziny autorki, autobiografia Xueli Claudette Richardson, córki Karaibki i pół-Szkota, pół-Afrykanina. Zaczyna się tak: “Moja matka zmarła w chwili moich narodzin i dlatego przez całe życie nic nie oddzielało mnie od wieczności”. Xueli co prawda został ojciec, ale ten - strażnik więzienny i złodziej - oddał ją na wychowanie kobiecie, która prała mu ubrania. “(...) jeden tobołek zawierał jego dziecko (...) drugi zawierał jego brudne ubrania. Zapewne z jednym obchodził się delikatniej niż z drugim. I nie był to tobołek z małą Xuelą. Eunice “nie było niedobra” i traktowała ją “jak własne dzieci, co nie oznacza, że dla własnych dzieci była dobra”. W “Autobiografii…” uderza czytelnika szczególnie spojrzenie dziewczyny na kwestię uczuć - nauczyła się niczego nie oczekiwać, nie ma nic przeciwko byciu kochaną, ale bycie niekochaną nie jest tragedią. Jest stanem zwykłym. Poniewierka po kolejnych domach z jednej strony okropna i bolesna, z drugiej - może to i lepsze niż mieszkanie z ojcem i jego nową żoną, która Xueli zdecydowanie nie kocha. Bohaterka powieści Kincaid nie jest bierna wobec rzeczywistości, ale rozumie, że los nie oczekuje na nią z niczym dobrym. Fatum i nihilizm wypełniają powieść Kincaid.
W “Autobiografii…” sporo jest feminizmu - narratorka szczególną uwagę zwraca na los kobiet, które stosują strategię mimikry, by przetrwać. To historia o kobietach, które akceptują, że ich mąż codziennie sypia z młodszą, bo wiedzą, że tak życie jest skonstruowane. Gdy Xuela trafia do domu państwa LaBatte, pani domu wręcz przygotowuje młodą dziewczyną do tego, by została kochanką jej męża. “Szyła mi suknię z pięknego starego materiału, który pozostał jej z innego czasu, szczęśliwego i smutnego czasu”. Chce od niej dziecka, którego sama już nie może urodzić. Gdy jednak Xuela zachodzi w ciążę, ucieka od swoich “opiekunów” i idzie do domu “pewnej kobiety”.
“Leżałam tam przez cztery dni, moje ciało zamieniło się w wulkan bólu”.
Aborcja jest przełomowym momentem w tej książce, uświadamia narratorce, że jej życie “spoczywa w jej rękach”. Xuela nie będzie się mścić, ale będzie robić wszystko, by zaspokoić swoje potrzeby. Kobiecość idąca w parze z nienawiścią w patriarchalnym świecie może być niszcząca siłą, zdaje się mówić Kincaid.
To smutna książka o smutnym świecie, opisanym z uważnością dla detalu, wrażliwością na fakturę przedmiotów, kolor roślin, ale przede wszystkim na zapachy - ciała, deszczu, ziemi, owoców. Kincaid często sięga po powtórzenia i rytmizację, momentami opowieść Xueli przeradza się w strumień świadomości, dzięki czemu jeszcze silniej rezonuje z nami opowieść o kobiecym losie w patriarchalnym i wciąż w wielu wymiarach kolonialnym świecie.
Kincaid sporo miejsca poświęca skutkom kolonializmu, które są już niezauważalne dla mieszkańców Karaibów. Jak choćby chodzenie do kościoła, czynność, która “odbywa się jakby na mocy dekretu”. I pyta: “jak wyglądałoby życie podbitych, gdyby nie uwierzyli w bogów tych, którzy ich podbili?”
Kościół w Roseau, stolicy Dominiki “został wzniesiony cal po calu przez zniewolony naród i wielu niewolników zmarło w trakcie budowy, a ich panowie pogrzebali ich w taki sposób, że gdyby nadszedł Dzień Sądu (...) twarze zniewolonych zwróciłyby się nie kuy wiekuistym światłu niebios, lecz ku wiekuistej ciemności piekieł”. Ale - pyta narratorka “Autobiografii…” - czy “niewolnicy istotnie byli zainteresowani oglądaniem wiekuistego światła?”. Kończy te rozważania przyznając, że dzisiaj już odpowiedź “na te pytania nikomu już nie jest potrzebna”.
Przytłaczająca to książka, której nie da się przeczytać “za jednym zamachem”, uwodząca językiem, baśniową wręcz atmosferą, która przypomina choćby ostatnią powieść Marlona Jamesa, zderzoną z bruytalnością świata, w którym przyszło żyć bohaterce powieści. Podobnie jak w “Ewie ze swych zgliszczy” Anandy Devi, Kincaid poprzez los kobiety opowiada los całego narodu, jego cierpienie i wykorzenienie. I choć Xuela mówi: “nie jestem plemieniem, nie jestem narodem”, to dodaje, że czasem jednak pragnie, “by moje czyny były czynami plemienia, czynami narodu”.
Brutalna, acz zmysłowa to powieść.
W czwartek dowiemy się kto dostanie Nobla, a ja mam nadzieję, że po raz kolejny zostaniemy zaskoczeni ciekawym wyborem, który pozwoli nam poznać autora bądź autorkę, którego w Polsce jeszcze nie znamy, tak jak to było w przypadku Louise Glück. Wśród najważniejszych kandydatek do nagrody wymienia się autorką “Autobiografii mojej matki” i myślę, że byłby to całkiem szczęśliwy wybór.
Skomentuj posta