Agora, Dariusz Żukowski, Ta-Nehisi Coates
[RECENZJA] Ta-Nehisi Coates, "Wodny tancerz"
“Moją siłą była pamięć, a nie rozsądek”, kilka razy powtarza Hiram, bohater pierwszej powieści Ta-Nehisiego Coatesa, autora m.in. rewelacyjnego eseju “Między światem a mną” (tłum. Dariusz Żukowski). I o pamięci - dużo bardziej niż o braku rozsądku - jest to powieść.
“Wodny tancerz” (także przekład Żukowskiego) to intrygująca, choć miejscami zbyt uproszczona i pośpieszna opowieść o losach czarnych niewolników w Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie XIX wieku z odrobiną fantastyki. Odrobiną, ale jakże istotną.
“Przez całe życie pragnąłem się wyzwolić”, mówi Hiram, bohater i narrator powieści Coatesa. Wyzwolić, znaczy uciec z Lockless, jednej z tych olbrzymich plantacji tytoniu w amerykańskiej Wirginii napędzanych siłą mięśni czarnych niewolników. Jesteśmy w okresie przed wojną secesyjną, gdy wschodnie stany USA borykały się z kryzysem ekonomicznym, którego efektem było masowe wyprzedawanie niewolników do stanów południowych oraz wzrost nakładanych na nich obciążeń. Jednym z nich jest Hiram, chłopak który już od małego wykazywał się niezwykłą, fotograficzną pamięcią. Na tyle niezwykłą, że zwrócił na siebie uwagę właściciela Lockless, Howella Walkera, który jest też jego… ojcem.
Chłopak zostaje “zatrudniony” do pomocy w posiadłości Walkera i bycia “asystentem” Maynarda, jego niezbyt wydarzonego syna. Maynard był lokalnym pośmiewiskiem, “Maynardem Dziwakiem, Maynardem Niedojdą, Maynardem Głupkiem, robaczywym jabłkiem, które spadło całe mile od jabłoni”, ale był biały i to wystarczyło, by to jemu usługiwano. Bo świat Lockless to świat Wartościowych i Utrudzonych. “Utrudzeni, pochyleni na polach, znoszący tytoń ze wzgórz do okseftu, wiedli życie wypełnione harówką, a Wartościowi, mieszkający w wysoko położonej rezydencji (...) byli wolni od tego losu”, mówi Hiram. Coates, gdy nie prześlizguje się przez akcję, tworzy zapadające w pamięć sceny, jak choćby scena przyjęcia w posiadłości, podczas którego czarni niewolnicy najbardziej boją się momentu, gdy pijani Wartościowi postanowią zabawić się ich kosztem.
Choć jak pisałem, Hiram ma świetną pamięć, to zawodzi go ona w jednym przypadku. Chłopak nie pamięta swojej matki, która została sprzedana gdy miał dziewięć lat. Tak, ojciec Hirama sprzedał jego matkę. Czarny człowiek w tym świecie był tylko towarem. Czy nasz bohater przypomni sobie jak wyglądała jego matka? To pytanie zostanie z nami przez prawie całą książkę.
Gdy Hiram z Maynardem przejeżdżają powozem po moście, nasz bohater ma wizję tańczącej matki. Zanim zrozumie, co się wydarzyło, jest już w wodzie. Brat tonie, a Hiramowi udaje się jakimś cudem uniknąć śmierci. Jaki to cud i kto pomógł Hiramowi? Tu zaczynamy opowieść o kolei podziemnej, czyli siatce ludzi - białych i czarnych - którzy pomagali niewolnikom w ucieczkach do stanów, które zniosły niewolnictwo. Faktycznie istniejąca sieć, o której pisał m.in. Colson Whitehead, ma w “Wodnym tancerzu” trochę bardziej mistyczny charakter - niektórzy jej członkowie obdarzeni są niezwykłą mocą, zwaną Kondukcją, która pozwala im na wyprowadzanie ludzi z ziemi niewoli. Żeby uruchomić Kondukcję trzeba przywołać jakieś niezwykle silne wspomnienie. Jak łatwo zgadnąć, Hiram, który w międzyczasie staje się ważną postacią wśród walczących abolicjonistów, musi przypomnieć sobie matkę.
To, co jest siłą tej powieści to wcale nie bardzo oczywiste przesłanie historii, która wpisuje się we współczesny, emancypacyjny nurt opowieści skupionych na losach czarnych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, ale świetne postaci drugoplanowane, jak choćby Thena, stara niewolnica pracująca w Lockless, której wszystkie dzieci zostały sprzedane. Zostanie ona opiekunką Hirama i choć nie będzie mu wprost okazywać uczuć, czytelnikowi może wydać się oschła i nieprzyjemna, to w finale właśnie ona opowie o tym, że wolność może mieć różne wymiary. Inną z takich postaci jest Corrine, biała zamożna właścicielka terenów sąsiadujących z Lockless, która (tu mały spoiler) będzie zaangażowana w kolej podziemną. Na jej przykładzie Coates pokazuje, że choć w innym wymiarze, ale niewolnikami systemu są także biali, a zwłaszcza kobiety, które żeby zostać w rodzinnych stronach, muszą akceptować system.
Coates w “Wodnym tancerzu” wykorzystuje znane historie, jak choćby tą o Harriet Tubman, zwanej “Mojżeszem”, czarnej zbiegłej niewolnicy, która dowodziła wręcz oddziałem ludzi odbijającym niewolników z plantacji, do stworzenia historii, w której pojawiają się elementy fantastyczne. W powieści Coatesa Harriet obdarzona jest mocą Kondukcji i to właśnie ona staje się najważniejszą przewodniczką Hirama.
“Wodny tancerz” to z jednej strony typowa książka przygodowa - bohater pakuje się w kłopoty, z których jakimś cudem wychodzi cało, a akcja wartko zmierza ku dość oczywistemu końcowi. Jest tu kilka tajemnic, zwrotów akcji i widać, że autor ma doskonale opanowane prowadzenie akcji. Tylko czasami ewidentnie bardziej interesuje go jej popchnięcie do przodu, niż skupienie się na opisywanych wydarzeniach. Gdy Hiram trafia już do bezpiecznej (na ile gdziekolwiek czarny były niewolnik może czuć się bezpiecznie) Filadelfii, Coates przeskakuje ze sceny na scenę, jakby w pośpiechu chcąc doprowadzić czytelnika do finału. W efekcie coś, co mogłoby być wybitną powieścią, staje się pulpą, słuszną ze wszech miar w zakresie ideowym, ale literacko zbliżoną raczej do tych mniej udanych z powieści Kinga, niż do najlepszych osiągnięć Baldwina, czy Morrison, na które chętnie się pisarz powołuje.
Coates tworzy nowy mit, który doskonale odpowiada współczesnej wrażliwości, ale jest w tym wszystkim tak oczywisty ideowo, że aż momentami bywa przezroczysty. Gubią się w tej książce fantastyczne pomysły i fantazje autora, jak choćby ten, że wszyscy niewolnicy, którzy popełnili samobójstwo skacząc ze statków w drodze z Afryki, nie ginęli w odmętach oceanu, ale wracali do domu. Najlepsze literacko fragmenty tej powieści to te, w których Coates nie jest pisarzem fikcji, a eseistą i mitotwórcą. Popatrzmy choćby na ten fragment:
“Dziś myślę, że tak właśnie często dochodzi do ucieczki – decydujesz się na nią w chwili, gdy uświadomisz sobie całą powagę zagrażającego ci niebezpieczeństwa. Bo pęta cię nie tylko niewolnictwo, lecz także oszustwo, gdyż panów ukazuje się jako strażników utrzymujących w karbach afrykańską dzicz, podczas gdy to oni są dzicy, są Mordredem, potworem zamaskowanym w Camelocie. W tym momencie oświecenia i zrozumienia ucieczka przestaje być tylko fantazją czy nawet marzeniem, a staje się potrzebą równie silną jak ta, by uciekać z płonącego domu”.
Takiego Coatesa lubię najbardziej, pisarza który przypomina o tym, o czym chcemy zapomnieć. I choć finalnie “Wodny tancerz” jako powieść jest dla mnie rozczarowaniem, to warto po niego sięgnąć choćby dla tych doskonałych fragmentów, z których przebija myśliciel i filozof, a nie pisarz marzący o tym, by w końcu postawić w swojej książce ostatnią kropkę.
Skomentuj posta