Cyranka, Bryan Washington
[RECENZJA] Bryan Washington, "Upamiętnienie"
Zachwycająca!
Zanim wam jednak napiszę o czym jest “Upamiętnienie” Bryana Washingtona, muszę publicznie się przyznać do tego, że mam jednoliterowy wkład do powstania przekładu Macieja Świerkockiego, co sobie może kiedyś wpiszę w CV.
Na jednej ze stron bohater zwraca się do swojego chłopaka: “Nie bądź taką suczką”. Przynajmniej w wersji przedpremierowej, którą dostałem do czytania. Jednak to ja, a nie Maciej Świerkocki, mam wieloletnie doświadczenie w zakresie męsko-męskich relacji i dynamiki kłótni w nich.
Nie żadną “suczką”!
“Suczą”! Rasową, mięsistą, nie zdrobniałą “suczą”.
Co prawda zaproponowałem też “suczitę”, bo tak mówi mój serdeczny kolega M., ale to już najwyraźniej (i słusznie) zostało uznane za nadto ekscentryczne. Bardzo serdecznie dziękuję tłumaczowi i wydawnictwu za korektę tego nadmiernego “k”.
Jak już pochwaliłem siebie, wydawcę i tłumacza, to czas na chwalenie Autora.
Otóż nie pamiętam kiedy ostatnio czytałem tak zachłannie powieść obyczajową o tym, jak ludziom nie wychodzi w związku. Temat zdawałoby się przemielony przez literaturę i przetrawiony przez czytelników, a w wykonaniu Bryana Washingtona zyskujący jakąś niezwykłą świeżość.
Dzięki pisarzowi przenosimy się do Houston w Teksasie. Dokładniej do dzielnicy Third Ward, “historycznie rzecz biorąc, czarnej dzielnicy Houston”. Na szczęście - co stwierdza z ironią jeden z narratorów - ostatnio wprowadziło się do niej sporo białej młodzieży, co zgodnie z dowodami naukowymi odstrasza policję. “Wiedzieliśmy, jak wyglądamy. I jak nie wyglądamy”, mówi Benson, chłopak Mike’a. Jest czarnym facetem, którego rodzice “udają, że nie jest gejem” i od kilku lat mieszka ze swoim chłopakiem w trochę za dużym mieszkaniu. Byłaby to najzwyklejsza historia na świecie, gdyby nie fakt, że Mike nie jest czarny. Ani biały. A po seksie potrafi opowiadać takie dowcipy:
“- No więc, zaczął, japoniec i czarnuch wchodzą razem do knajpy.
- No i? zapytałem.
- To wszystko. To cały kawał”
A jakby tego było mało, to do akcji wkracza teściowa. Mitsuko przylatuje z Japonii do Houston w odwiedziny do niewidzianego od lat syna. A ten daje drapaka. Do Japonii, gdzie właśnie umierać zaczął jego ojciec. Benson przyjmuje tą nagłą zamianę miejsc nie najlepiej, bo kto by chciał nagle zamieszkać z własną teściową, która do tego - przynajmniej tak się wydaje - jest osobą niezbyt tolerancyjną i - jak się okazuje - raczej małomówną.
Chcąc, nie chcąc, jak się żyje pod jednym dachem, trzeba się dogadać. Na szczęście Mitsuko zna angielski, bo mieszkała kiedyś w Stanach, z których wróciła do Japonii, więc nie ma bariery językowej, pozostaje ta kulturowa. Ale i ją udaje im się powoli przełamać, w dużej mierze dzięki wspólnemu gotowaniu, co jest ładną i zgrabną metaforą, nawet nie za bardzo kiczowatą. Washington doskonale gra przeciwieństwami między Mitsuko, a Bensonem, jej pasywno-agresywną postawą wobec chłopaka, jego lękiem i wzajemną, ostrą jak nóż ironią. Opowieść Bensona to też historia powolnego rozpadu jego związku, zdrad, wzajemnie wymierzanych ciosów. Gdy już blisko będzie do tego, by związek na odległość się rozpadł, Mike oznajmia, że jego ojciec zmarł. I wraca do Houston.
W tym momencie, jak w dobrym serialu, przenosimy się do Japonii, zmieniamy narratora i poznajemy Osakę, w której wylądował Mike. Oraz jego ojca, postać niezbyt przyjemną.
“Upamiętnienie” w niezwykły sposób dotyka bardzo wielu tematów, które są ważne we współczesnym, zwłaszcza amerykańskim świecie - różnorodności kultur i ras, konfliktu pokoleń, który łączy się z kwestią pochodzenia etnicznego i koloru skóry, czy tożsamości seksualnej. Jest w niej jednak coś, czego brakowało wielu innym książkom, które w ostatnich latach próbowały sobie z tymi tematami poradzić - pisanie z nieuległej perspektywy. Jak w tym gorzkim żarcie, że biała młodzież w czarnej dzielnicy odstrasza policję. To nie czarni “przyciągają” policję, a biali ją odstraszają. Odwrócenie perspektywy to podstawowe zadanie, które przed sobą postawił pisarz.
Washington ciągle podkreśla nie to, że ktoś jest czarny, a to, ze jest biały. Nie to, że ktoś jest gejem, a że jest heterykiem. Udaje mu się dzięki temu podkreślić, że dominująca powinna być perspektywa tego, kto mówi, a nie tego, kto jest modelowym odbiorcą. Książka jakby zupełnie wolna od białej perspektywy, od oceniającego, heteroseksualnego oka. W niezwykle sprawnym wykonaniu robi to oszałamiające wrażenie na czytelniku.
Amerykański pisarz zachwyca pewną teatralnością tej powieści, dialogami, w których najważniejsze staje się to, czego ludzie nie mówią, czy to jakim gestem się one kończą. To pisarz niezwykle czujny na szczegół, na którym fantastycznie skupia uwagę czytelnika, tak że ten wciąż mu wierzy w opowiadaną historię, choć trzeźwo patrząc, to nawet jak na amerykańskie warunki nawkładano tu sporo wątków i motywów, z których mniej zdolny twórca by się nie wygrzebał przez kilka tomów kiczowatych ogólników.
“Upamiętnienie” to finalnie powieść o miłości i tym, jak nieumiejętnie się z nią obchodzimy. Zarówno dla Mike’a jak i Bensona rodzice są kimś ważnym i wciąż walczą o łączącą ich relację. Washington pisze: “zabieramy ze sobą wspomnienia wszędzie, dokąd jedziemy, a to, co z nich zostaje, zostaje już na dobre, i w taki sposób tworzymy swoje życie”. Przypomina mi to Didion piszącą, że wspomnienia to jest to, co chcielibyśmy zapomnieć, ale nie możemy. To wspomnienia decydują o tym, że całe życie tkwimy w rodzinnych więzach, z których nie możemy się wyplątać. Ale też w tych związanych z upokorzeniem, rasowymi uprzedzeniami, homofobiczną przemocą. Choćbyśmy zbudowali sobie idealne życie, to wspomnienia będa nam towarzyszyć.
Washington upamiętnia w swojej powieści tych, których kochamy, chociaż też czasem ich nienawidzimy. Piękna, doskonale napisana, wzruszająca, momentami zabawna powieść. Do tego świetny przekład Macieja Świerkockiego i kapitalna okładka Bartosza Szymkiewicza. Wykupcie ten nakład!
Skomentuj posta