Agora, Agata Romaniuk

[RECENZJA] Agata Romaniuk, "Proste równoległe"

Jakbym był wami, to bym czytał.

- Wymagające wirtuozerii szesnastki rozsypały się w powietrzu, lekkie, rozedrgane. Wypuszczała je jedną za drugą w idealnych odstępach, jakby chciała je uwolnić spod palców. - Tak zagrała Wanda Krajewska, uważana za najwybitniejszą polską skrzypaczkę dla swojej uczennicy Marty, dziewczyny z wielkim talentem, ale trochę niepokornej.

Agata Romaniuk na swój powieściowy debiut wybrała diabelnie trudny temat, jakim jest muzyka. Łatwo tu popaść w nostalgię, nietrudno potknąć się o metafory o tombakowej urodzie, odpłynąć w oczywistościach. Znamy takie przypadki, nie ma co się nad nimi pastwić. W “Prostych równoległych” jednak wszystko się udaje. I nawet bardzo oczywiste historie, jakimi są dorastanie dziewczyny poddanej katorżniczemu treningowi i niełatwe życie dawnej gwiazdy muzycznych scen, kostycznej i nieszczególnie emocjonalnej nauczycielki, udało się autorce opowiedzieć tak, że chce się je poznawać. Mimo braku zaskoczeń.

Jest to bowiem powieść, w której autorka uważnie przygląda się emocjom swoich bohaterek, wnikliwie szkicuje tło dziejowe, jakim jest późny PRL i mentalność ludzi słusznie uważających, że wszystko można załatwić przez znajomości. Plastyczność opisów Romaniuk jest filmowa, łatwo przekształca się w głowie czytelnika w obrazy, zwłaszcza jak się kiedyś było w ośrodku “Delfin” nad polskim morzem. Dzięki postaci Krajewskiej, mistrzyni, która nagle wycofała się z życia artystycznego i swoje pasje (oraz frustracje) przelewa na młodą Martę, Romaniuk zanurza nas w historię przeszłego ustroju, ale robi to w dobrym stylu, oczywiste momenty opowiada tak, że chce się jej słuchać. Przyjemnie mnie to zaskoczyło, podobnie jak wirtuozeria autorki w opisywaniu samej gry na skrzypcach. Tu bowiem nie spodziewałem się niczego dobrego, obawiając się nadmiernego wczuwania się, metaforyzacji której nie wytrzymuję. A Romaniuk ładnie łączy techniczny opis z emocjami, nie przesadzając ani z jednym, ani z drugim.

Wszystko to jest wycyzelowane, napisane bardzo porządnie. Właśnie to słowo, “porządnie”, najbardziej kojarzy mi się z “Prostymi równoległymi”. Bo przy całym szacunku dla tej roboty i pisarskiej uważności, nie podoba mi się fakt, że autorka nadmiernie próbuje wszystkie decyzje swoich bohaterów wyjaśnić, omówić i przedstawić czytelnikom. Chwilami czułem się prowadzony za rękę, zamiast pozwolić popracować mojej wyobraźni. Pewnie to właśnie efekt tej porządności, potrzeby poukładania wszystkiego (a to książka dobrze, choć bardzo klasycznie skomponowana) pod linijkę. Choć przecież to właśnie książka także o tym, czy można się zbuntować przeciwko samemu sobie. Zwłaszcza gdy jest się kobietą uwięzioną w kilku systemach - patriarchacie, komunizmie, a do tego dyscyplinie treningu i przytłoczoną wielkimi oczekiwaniami.

“Wąska niteczka ust łączyła wysepki policzków. Nie uśmiechała się. Sztywne kokardy zastygły na końcówkach warkoczy jak motyle”. To ładne. Myślę, że udało się Romaniuk napisać jedną z najlepszych powieści obyczajowych, jakie w tym roku się ukazały. Nienachalną, bez błyskotek, może nadmiernie przewidywalną, a może to ja już za długo żyję i wiem, że zawsze w polskiej historii pojawiają się te same demony. Porządną. A przecież tyle jest literatury nieporządnej. I niestety nie chodzi tu o rozwiązłość bohaterów. Czytajcie.

jeden komentarz

Dorota

30.05.2022 02:25

Ja byłam i nadal jestem zachwycona tą książką. Historia mnie tak bardzo poruszyła, to niesamowite. Autorka ma ogromny talent i wspaniały styl pisania.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody