Cyranka, Ishbel Szatrawska
[RECENZJA] Ishbel Szatrawska, "Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia"
Zachwyca. Ale zacznę od tego, że miałem obawy.
Choć Ishbel Szatrawska dostała sporo nagród i wyróżnień za swoje dramaty, obawiałem się tego, czy tekst dramatu będzie na tyle ciekawy, wciągający i przykuwający uwagę czytelników, by sprawdził się jako książka. Moje wątpliwości były tym większe, że byłem jedną z osób, które podpowiadały autorce, że trzeba wyjść poza bańkę czytająca dramaty w “Dialogu”, czy obeznaną z konkursami na współczesne sztuki.
W wydawnictwie Cyranka odnalazłem to, czego mało kto - może poza Karakterem - oferuje mi na polskim rynku książki - odwagę podejmowania nieoczywistych decyzji i umiejętność sprzedania ich tak, że czytelnicy sięgają po książki trudne ufając wydawcy i wierząc, że są to rzeczy mądre, acz nie przytłaczające intelektualną głębią dla ludzi po doktoracie z Wittgensteina.
Znając więc Ishbel i znając Cyrankę zabawiłem się w swata. A później życie przyniosło same zaskoczenia i finalnie mam przed sobą książkę ze wspaniałym tytułem i genialną okładką Maksa Bereskiego. Książkę - należy to w końcu napisać - naprawdę udaną.
Opowieść o żywocie Hersha Libkina to niesamowita, acz nieprzytłaczająca żonglerka motywami, czasami i postaciami, które mogły zaplątać się w losy tego pochodzącego z Polski aktora. Życie Hersh Libkina, jak mówią jego córki, rozpoczęło się w Ameryce w 1947 roku, gdy zorientował się, że nie nadaje się na bycie sprzedawcą butów w Nowym Jorku. Ruszył zatem Hersh autobusem przez całe Stany i dotarł do upragnionego Hollywood, gdzie - jak na opowieść o amerykańskim śnie przystało - szybko dostał rolę w filmie zapowiadającym się na arcydzieło. Przynajmniej zdaniem producenta. Fabryka snów jest w zasięgu Hersha, a od roli może zależeć jego przyszłość. I tak też Hersh Libkin gra syna indiańskiego wodza w westernie, w którym rzekomo chciwych Indian grają Żydzi.
Farsa miesza się tu z poważną refleksją na temat losu żydowskich emigrantów w Stanach Zjednoczonych. Szatrawska przeskakując przez epoki, opowiadając ze środka historii, ale też niejako spoza niej, prowadzi czytelnika przez okrutny makkartyzm czy lata 60. z ich nadziejami na lepsze jutro, mieszcząc w tej książce niezwykle dużo tematów, ale podając je w dobrze strawnych porcjach. Doskonały jest monolog Mildred (scena 19), w którym niespełniona aktorka opowiada o tym, że choć poświęciła Ameryce całą siebie, kraj zabrał jej syna. Mówi, że robiła wszystko, by ludzie nie wiedzieli, że za imieniem jej syna stoi nazwisko Friedman. Pada tu też ważne dla tej sztuki zdanie: “chciałam być wszystkimi ludźmi zamieszkującymi ten kraj”. I właśnie o tych ludziach jest to sztuka. Bo w żydowskim losie łączą się wszystkie amerykańskie marzenia i lęki.
Jest “Żywot…” momentami buntowniczym manifestem żydowskim, w którym trzeba wykrzyczeć racje i przypomnieć czytelnikom jak było, ale jak przystało na porządną sztukę o Żydach Szatrawska rozdaje kuksańce nie tylko amerykańskiemu i polskiemu społeczeństwu. Ale to już zostawiam Państwu do odkrywania.
Wydawałoby się, że ten miszmasz scen i historii ma w sobie jakiś nadmiar - Hollywood i opowieść drugiego pokolenia, Holocaust, Łódź, zniszczona Warszawa, polowanie na komunistów, Bogart i Bacall. Ale tak wygląda właśnie życie - jest w nim miejsce na kicz, pulpę i rozpacz, dramat i komedię. Czy Hersz Libkin zdąży na Jom Kipur i czy ktoś obejrzał jego debiutancki film, dowiecie się z tego wciągającego tekstu. Na zachętę dodam, że będzie też queerowo, trochę jak w "Fun Home" Alison Bechdel.
Szatrawska udowadnia, że dramat może być dzisiaj formą opowieści, która najsprawniej radzi sobie z opisaniem życia. To wrażenie mam już od czasu, gdy przeczytałem “Feinweinblein” Weroniki Murek, a utwierdzała mnie w nim Dorota Masłowska, Igor Jarek, czy ostatnio Mateusz Pakuła. Z dramatem w postaci książki nie poradził sobie za to Szczepan Twardoch, który w “Byku” zupełnie nie wykorzystuje możliwości, jakie daje ten rodzaj literacki. Mógłby się od Szatrawskiej naprawdę sporo nauczyć.
W sierpniu 2021 roku Konrad z Cyranki napisał do mnie:
“Napisała świetny tekst. (Ten o którym pisałeś też dobry, ale chcemy wydać inny). Jeśli się uda dogadać, to będziemy odczarowywać dramat”.
Przysięgam - tekst “Żywotu…” poznałem dopiero, gdy szedł do druku. Nie dopytywałem o nic, bo po prostu się bałem, że może jednak wpuściłem kogoś na minę, a ja trochę nie umiem w bycie swatem. Ale się udało!
Zróbmy to wspólnie - Państwo idą do księgarni i zaopatrzą się w książkę Szatrawskiej. Odczarujmy dramat.
RecRec
08.06.2023 23:22
"W wydawnictwie Cyranka odnalazłem to, czego mało kto - może poza Karakterem - oferuje mi na polskim rynku książki..." Zdanie jak z Masłowskiej. "To wrażenie mam już od czasu, gdy przeczytałem “Feinweinblein” Weroniki Murek, a utwierdzała mnie w nim Dorota Masłowska, Igor Jarek, czy ostatnio Mateusz Pakuła." A to jak z (oblanej) matury na poziomie podstawowym.