wywiad, Magdalena Okraska, Grzegorz Bojanek

Nie tylko Wałbrzych, czyli głos z Myszkowa

Z Panem Grzegorzem poprawiliśmy okładkę książki Magdaleny Okraski, której recenzję napisałem dla GW. Na zdjęciu zamiast asfaltu przed dworcem w Myszkowie... dworzec w Myszkowie - wyremontowany, nowoczesny, a w tle równie nowoczesna fabryka powstała na terenach dawnego Wartexu. A teraz czas na zapowiadaną rozmowę.

---

- Dzień dobry Pani Mariuszu - od tego zdania zaczęła się moja znajomość z Grzegorzem z Poraja. Nie, nie zmieniłem imienia. Grzegorz Bojanek z Poraja napisał do Szczygła po tym, jak reporter krótko zrecenzował “Nie ma i nie będzie” Magdaleny Okraski. Książkę, o której dzisiaj rano dla was pisałem.

- Mieszkam w powiecie myszkowskim i się z tymi jej tezami głęboko nie zgadzam - pisał Grzegorz. Też się nie zgadzam z tym, jak próbuje opowiadać Wałbrzych, więc zaciekawiło mnie, co słychać w Myszkowie. Rozmawiamy.

---

- Z czym się nie zgadzasz?

- Z takim pisaniem o nas. Jak się chce pokazać coś fatalnego, to można to pokazać wszędzie, nie tylko w miastach, które doświadczyły zapaści wywołanej m.in. zmianą ustrojową i likwidacją wielkich zakładów pracy. Manipulacje Okraski zaczynają się już na okładce. To zdjęcie placu w centrum Myszkowa zrobione kilka lat temu i rzeczywiście wygląda on na nim okropnie. Leje deszcz, przyjechał jakiś stary bus.

- Okraska pisze o nim tak: “Centrum Myszkowa to wielki, pusty plac, pierwotnie dla autobusów, dziś dla busików, a głównie dla nikogo”.

- Jakie “dla nikogo”? Na tym placu dzieje się mnóstwo rzeczy, to centrum wydarzeń kulturalnych. Grają tam zespoły, odbywają się fajne imprezy. Obok jest pięknie wyremontowany dworzec i świeżo wyremontowana linia kolejowa S1. Są też: supermarket i wyremontowane drogi. Wygląda to naprawdę super. Wiesz, można napisać, że “znajduje się trupa okazałej kiedyś przychodni zdrowia”, a można napisać, że obok jest pięknie wyremontowany dom kultury. Chętnie bym podmienił zdjęcie z tej okładki na inne, pokazujące jak wiele się w Myszkowie zmieniło.

- To kusząca propozycja. A co widzisz, gdy wychodzi z własnego domu?

Budynki biurowe Zakładów Jedwabniczo-Dekoracyjnych. Dramat. Latem na szczęście są zasłonięte przez drzewa. I to można sfotografować zamiast tego, że obok mamy schludny plac i nowy asfalt. Zamiast jechać nową ścieżką rowerową, można iść rowem obok i pisać, jak ciężko się szło. To jest metoda Okraski. Jak opisuje pomnik Światowida, który stoi w Częstochowie, to pisze, że stoi przed klubem. No i czytelnik wyobraża sobie jakieś przedmieścia i mordownię. A można było napisać, że stoi obok Muzeum Beksińskiego.

Ona po prostu pokazuje, to co chce pokazać.

- To akurat robi każdy reporter, tylko Okraska pisze wielokrotnie, że oni pokazują właśnie dom kultury i nową drogę, zamiast syfu i smogu.

- Ze smogiem faktycznie mamy w Myszkowie problem, bo to miasto położone w niecce i syfiaste powietrze utrzymuje się u nas dłużej, dzięki czemu czasem jesteśmy w światowej czołówce najbardziej zanieczyszczonych miast. Pekin, Hongkong i Myszków.

- Nie mieszkasz w Myszkowie, gdzie leży Poraj?

- 15 kilometrów na północ od Myszkowa.

- Dlaczego napisałeś do Mariusza?

- Czytam książki Korporacji Ha!art i zobaczyłem, że na Facebooku się odnosili do Mariusza Szczygła, do tego, czy on ją zrecenzuje.

- Cytowali recenzenta, który założył, że “Mariusz Szczygieł nie spuści się nad tą książką”.

- Trochę mnie to słownictwo uderzyło, nie za bardzo mi się spodobało. A że obserwuję i czytam też Szczygła, to gdy zobaczyłem, że on ją w miłych słowach skrytykował, postanowiłem się odezwać. Czytałem “Nie zdążę” Olgi Gitkiewicz czy “Ostre cięcie” Karola Trammera i te miejskie tematy mnie ruszają. Historia Poraja związana jest z rudą żelaza i kopalniami, wielu mieszkańców naszej wsi pracowało w kopalniach w regionie częstochowskim, u nas były zakłady produkujące sztuczny jedwab.

- Co jest na ich miejscu?

- Powstały inne firmy, wciąż mamy przemysł tekstylny w Poraja. Swego czasu byliśmy zagłębiem firankowym. Teraz jest sporo małych, rozproszonych biznesów. Nie znam nikogo, kto chciałby powrotu tamtych czasów. Kiedyś był tu duży ruch transportowy, zakłady okuć budowlanych miały nawet własną bocznicę. A dzisiaj nagle mamy spokój - można z dzieckiem bezpiecznie wyjść, pojeździć na rowerze.

- Patrzę na mapę i widzę, że do Częstochowy macie taką samą odległość, jak do Myszkowa. Nie żałujecie, że nie jesteście w dużym powiecie?

- Gdy tworzono reformę administracyjną, to wszyscy myśleli, że lepiej trafić pod Częstochowę. Tam się dzieje, są kina, teatry. Okazało się, że wcale nie mamy tak źle. Na rowerze czy pociągiem jest blisko, wiele osób ma też samochody. Sporo spraw załatwiałem w urzędach w obydwu miastach i widzę różnicę. Tu nastąpił jakiś przeskok cywilizacyjny, ludzie w urzędzie w Myszkowie są naprawdę pomocni, uśmiechnięci, bezproblemowi. Gdy w myszkowskim szpitalu umarł mój ojciec, to załatwianie wszystkich spraw związanych z pogrzebem przebiegło z należytą godnością.

- Ty czasem nie jesteś urzędnikiem? Okraska pisze o nepotyzmie u was.

- Nie, jestem radnym w Poraju, pracuję jako nauczyciel angielskiego w Częstochowie. Robię też muzykę ambientową. A ten nepotyzm… Nie wiem, nie prześwietlam ludzi, ale myślę, że to bardzo krzywdząca opinia. No i nie poparta żadnymi danymi. Ot, rzucona w przestrzeń. Zadaniem reportera kiedyś było udowodnić zarzut, a dziś tylko go sformułować.

- Radny, czyli jednak masz interes w tym, żeby ludzie myśleli o was pozytywnie?

- To był dwuosobowy komitet wyborczy. W Poraju mieszka 4 tysiące osób, frekwencje mieliśmy na poziomie 60 procent. Radny gminny to naprawdę nie jest polityka, a społecznictwo. Wierzę w te małe społeczności, robię też audiobooki z historiami z naszych okolic. Jestem lokalnym patriotą, wiejskim działaczem to na pewno. I dlatego tak mnie irytuje Okraska.

- Klasa uprzywilejowana?

- Gdzie tam… Rodzice byli po studiach, mama uczyła niemieckiego, ojciec był po politechnice, pracował w hucie w Częstochowie. Już w latach 80. zainteresował się komputerami i nauczył się pisania baz danych. Skomputeryzował część biur w hucie, sam pisał programy dla nich. Po przełomie otworzył własną firmę zajmującą się tłumaczeniami. W dzień jeździł do huty, potem wracał i do poźna w nocy tłumaczył. To go wykończyło, nie ma co ukrywać.

- Jak sam wspominasz lata 90.?

- Dla mnie to były lata liceum i studiów. To był świetny czas. Wiem, że dla Okraski jestem zupełnie niewiarygodny, bo mój ojciec grał w tenisa.

- Uprzywilejowany banan z Poraja?

- Jakbyś zobaczył te korty… Ojciec z kolegami całymi godzinami je porządkowali. Załatwiali mączkę, naprawiali i jakoś doprowadzili je do używalności. W Poraju też był kort, ale tak zapuszczony, że wygodniej było grać na ulicy.

Dla mnie najważniejsze jest, by głośno powiedzieć, że rozumiem, skąd u Okraski potrzeba takiej opowieści o świecie, ale to jest manipulacja, na którą się złapią ci, którzy cały czas żyją sentymentem za komunizmem i urazą wobec Balcerowicza. Nie da się ukryć - ten facet wyrządził Polsce wiele zła, ale ile można o tym samym? Ona wcale nie odkrywa niczego nowego. Tu nikt nie wraca do przeszłości sam z siebie. Nie ma jej w rozmowach. Bardziej widoczni są ci, którzy byli uprzywilejowani za komuny. Oni teraz jeżdżą kabrioletami.

Na lata 90. mogą narzekać ludzie 60- czy 70-letni. Ale tacy jak ja, którzy kończyli wtedy liceum czy technikum, jakoś się odnaleźli w tej rzeczywistości. Patrzę na ludzi z Poraja i widzę jak się angażują społecznie, co roku mamy super finał WOŚP-u, jest wiele pozytywnej energii. Nie ma też - przynajmniej zauważalnie - zazdrości, o to, że komuś się udało.

Liczę na to, że się wydobędziemy zawiści, bo co z tego, że będę nosił w sobie kwas? Wielu moich znajomych ma dużo lepszą kasę, jeździ lepszym samochodem. Ja mam dwunastoletniego opla i rower, starego krosa, na którym przejechałem całą Jurę i Śląsk. Wiesz, że budujemy nową ścieżkę rowerową? Wzdłuż głównej drogi do Koziegłów, gdzie jest bardzo niebezpieczna górka, z której kierowcy lubią się rozpędzać.

- Ale jakieś problemy macie?

- Z mojej perspektywy, bo jestem ojcem, to najgorszą zmianą był powrót do ośmioletnich podstawówek. W domu widzę efekty tego - nauka jak w pruskiej szkole. W ciągu 24 dni marca moja córka miała 23 sprawdziany. Tak nie można. Większość dzieciaków tego nie ogarnia, ci co mają zamożniejszych rodziców chodzą na korepetycje. Mój syn kończył gimnazjum i było naprawdę dobrze. Wybudowano ładną szkołę, dzieciaki z innych wsi były zwożone busami i to działało. A teraz muszą zostać w tych swoich podstawówkach, gdzie nie ma sali gimnastycznej i mają wf na korytarzu. Gimnazja uczyły też dość wcześnie mobilności, trochę samodzielności. Mówiono o przemocy w gimnazjach, ale badania pokazywały, że największa przemoc była w szkołach podstawowych i jedyna przemoc, która przeważała w gimnazjach to była cyberprzemoc, ale to przez to, że po prostu wtedy się to zjawisko pojawiło.

Dzieciaki, co wszyscy wiedzą, mają teraz generalnie wyj****. Trochę wiedzą kim chcą być, trochę nie. Oni nie będą żyli tym, co się wydarzyło w latach 90. I dajmy im spokój. Mnie to już niezbyt interesuje, mam mnóstwo pomysłów, roboty. Wczoraj było u nas otwarcie sezonu żeglarskiego. Na zalewie na Warcie. No właśnie - gdyby fabryki nie upadły, to zalewu by nie było. Woda nagle stała się czystsza, można łowić ryby, ludzie przyjeżdżają. Okraska pisze o kolorowej włóczce z Wartexu, ale nie ma tam ani słowa o tym, że ten cały syf poprodukcyjny był wpuszczany do Warty. Jak ktoś trenował żeglarstwo w Poraju na zalewie, to od razu było wiadomo, na jaki kolor barwią włóczkę w Wartexie.

Ona zdaje się nie rozumieć współczesnego świata i chce za wszelką cenę powrotu dawnego. Ale to przecież niemożliwe. Pisze, że "myszkowska papiernia zatrudnia w tej chwili około sto pięćdziesiąt osób", oczywiście opisuje to negatywnie. A ile ma zatrudniać? Przy tej automatyzacji? I konkurencji z Chin? Jeśli się Okrasce wydaje, że wrócą molochy zatrudniające dziesiątki tysięcy ludzi, to się myli. Będzie odwrotnie - zakłady będą wielkie, ale będzie w nich coraz mniej ludzi potrzebnych. Dlatego trzeba szukać innych rozwiązań. A nie tylko patrzeć z sentymentem na to, co było.

Znam ludzi z Myszkowa, którzy wściekli się na to, co ona pisze. Rafał Woś napisał jej bardzo pozytywną recenzję, choć sam pochodzi z Myszkowa, o czym się nie zająknął.

- To ciekawe…

- To jest napisane dla czytelnika z dużego miasta, który myśli, że tam jest jak w 2010 roku. Rozmawiałem z ludźmi z Myszkowa. Opisywanie Wartexu to pójście po najmniejszej linii oporu, bo znajduje się zaraz obok linii kolejowej. Ale jego zamknięcie to nie była największa strata miejsc pracy dla Myszkowa. Dużo większą był upadek Mystalu i Myfany. Myfana robiła pralki franie, miski, garnki, naczynia emaliowane. Nadal widać potężne budynki - dużo większe niż Wartexu. Mystal robił odlewy dla przemysłu ciężkiego - kolei, wręgi do statków, itd. Do Myfany codziennie przyjeżdżało podobno 100 autobusów z pracownikami. Na terenie tych fabryk powstały nowe zakłady - tam gdzie był Wartex jest Sokpol. I oczywiście szkoda, że zbudowali nowe budynki, nie przerobili starych, ale może to też coś mówi o tym, jak i z czego zostały zbudowane? Tego akurat mieszkańcy Myszkowa z pewnością żałują, ale mamy za to znaną w całym kraju firmę, do tego potężnego pracodawcę.

Inny przykład: "Myszków jest zresztą położony bardzo daleko od Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego i mało korzysta z zawodowo-rozrywkowych dobrodziejstw Śląska”. Tu są 32 pociągi w ciągu dnia, które dojeżdżają do Katowic średnio w godzinę. To nie jest daleko. Po drodze jest wiele innych miast, o czym Okraska doskonale wie, bo stąd pochodzi.

Bohaterowie Okraski narzekają na to, że nie ma gdzie wyjść, jakiś “Marek” mówi, że nie ma “żadnych rozrywek”. Tylko czemu ona nie sprawdzi, jak wygląda oferta domu kultury, jakie są opcje. Małe miasto nigdy nie będzie konkurencyjne wobec dużych ośrodków, ale może tworzyć ofertę i tu się próbuje to robić. Ale ona nawet nie zapytała, co oni o tej ofercie sądzą. Czytelnik może mieć wrażenie, że my tu nic nie mamy. A mamy nawet księgarnię.

Problemem tej książki jest powierzchowność, skupienie się na własnej tezie i poszukiwanie bohaterów, którzy ją potwierdzą. Z Myszkowa - poza jedna osobą, z którą się komunikuje raczej online - nie ma Okraska żadnych prawdziwych bohaterów. Są wypowiedzi z jakiegoś forum, ale jakiego, ilu tam jest ludzi? Tego się nie dowiadujemy. Czy porozmawiała z kimś z Sokpolu? Jak się tam ludziom pracuje, czy to lepszy pracodawca niż Wartex? Zły Balcerowicz wszystko zniszczył. Mamy trzecią dekadę XXI wieku i tamto już dawno za nami.

- Gdybyś miał napisać swoje “Nie ma i nie będzie”, to co byś wybrał?

- Chyba właśnie edukację. Bo przy tych zmianach nie będzie szans na jej poprawę, która pozwoli się wyrwać osobom defaworyzowanym z kręgu biedy. Ale tych zmian dokonała partia, na którą pani Okraska głosowała, o czym obszernie informowała.

---

Podsyłacie mi skriny z różnych fejsowych dyskusji (o ile tak je można nazwać), w których krytykę Okraski np. Jan Śpiewak odczytuje jako "walkę o to kto ma prawo być w polu literackim". Gdybyśmy toczyli jakieś boje, to słowem bym tu o tej książce nie napisał, bo w mediach dzisiaj przemilczenie jest najlepszą metodą walki "o pole". Jak pisałem wcześniej - ideologia nie służy literaturze. Ale za to rodzi całe jej biblioteki. I wszyscy mamy prawo do niej sięgać. I wyciągać własne wnioski.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?