Otwarte, Anna Gralak, Rupi Kaur

Rupi Kaur, "mleko i miód"

Redaktora Wróbel postanowiła publicznie ogłosić, że urlopuję się. Aktualnie przebywam zamknięty w busie racząc się rozmowami Polaków i Polek, co jest przyjemnością dość wątpliwą, ale jakieś radości oprócz lektur podczas tych 20 godzin w puszce muszę znajdować, a co sobie naczytam, to potem zrelacjonuje.

Postanowiłem uciec w poezję. Szybko wracam, bo już dawno takiego gniota nie czytałem. “mleko i miód” Rupi Kaur (tłum. Anna Gralak) ostrzega przed sobą już opisem na ostatniej stronie, ułożonym w wersy. Ale ponieważ jest to tom poezji bardzo agresywnie promowany przez wydawcę (Otwarte), to dałem mu szansę. To jest tak - jeśli nie znacie poezji feministycznej, to może Rupi Kaur wydać się wam interesująca, ale niestety poza sformułowaniami w rodzaju:

jak nasza miłość mogłaby umrzeć
skoro jest zapisana
na tych stronach

nie oferuje niczego nowego. Pisze Kaur już na samym początku:

wczorajszej nocy obudził mnie płacz mojego serca
jak mogę ci pomóc spytałam
napisz książkę
powiedziało serce

Do złych argumentów za zajęciem się poezją dołączyła rozmowa z płaczącym po nocy sercem. Zapamiętam.

“mleko i miód” to stek bzdur, próba poetyzacji ‘mądrości” coachów skrzyżowana z wrażliwością Coelho i Pawlikowskiej. Wiem, że czas na proste komunikaty, na łatwą grę emocjami, na ostrą promocję ze standami, reklamami i celebrytami, dlatego tym głośniej trzeba się bronić przed taką literaturą. Szukamy zbiorowo metafor na ten poziom dna. Możecie wybrać pomiędzy mułem na dnie rzeki a osadem z kawiarki. Serduszko - rzeka, lajk - kawiarka.

najbardzIej ze wszystkiego
chcę cię ocalić
przed sobą

Ocalmy ludzi przed Kaur!

PS. Wracam do Basińskiego i jego "Lwa Tołstoja". Zaplanowałem też "Dzieje grzechu". Co by urlopowo było.

jeden komentarz

Iwona

02.07.2024 03:33

Zgadzam się z Panem, że zawartość zbioru "Mleko i miód" trudno nazwać poezją. Może broniło by się nazwanie tej twórczości "dziennikiem intymnym". Niektóre teksty są po prostu trywialne. Niektóre mogą wywołać poruszenie, niepokój, skłonić do przemyśleń. Ale szukanie analogii pomiędzy tymi zapiskami a poezją Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej to gruba przesada, a nawet obraza dla uznanej polskiej poetki. Takich nieprzemyślanych porównań się nie wybacza. Wyrwał się Pan z tym jak przysłowiowy "filip z konopi". Minęło prawie 100 lat od czasu powstania wierszy Pawlikowskiej i nadal są one chętnie czytane. A o panu Szocie za 100 lat chyba nie będzie się pamiętać. Zalecam trochę pokory.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz