Rafał Lisowski, Filtry, Akwaeke Emezi

[RECENZJA] Akwaeke Emezi, "Śmierć Viveka Ojiego"

Jaka to jest dobra książka!

Ile tu nieoczywistości, przeróżnych emocji, bohaterów w tym samym niemal momencie dobrych i złych, a do tego wszystko dzieje się w świecie, do którego nie mamy wstępu i Akwaeke Emezi uchylają nam do niego drzwi. Trochę żałuję, że tak późno zabrałem się za lekturę, ale przecież książki przychodzą do człowieka w swoim czasie. Najwyraźniej w tym tygodniu był czas na “Śmierć Viveka Ojiego” (tłum. Rafał Lisowski).

- Tego dnia, kiedy umarł Vivek Oji, spalili targ - tak zaczyna się opowieść autorstwa urodzonej w nigeryjskiej Umuahi osoby piszącej. Będziemy krążyć wokół wydarzeń na targu i śmierci głównego bohatera, nie tylko próbując dowiedzieć, co wydarzyło się tego feralnego dnia, ale i starając się zrozumieć kim był Vivek Oji. Emezi fantastycznie prowadzą swoją opowieść, przenosząc uwagę narratora z jednej osoby w rodzinie Ojiego, na drugą. Czasem też zmieniają narratorów i opowiadają historię z perspektywy bohaterów powieści. Dzięki temu tworzy się wielowątkowa narracja, mikro saga rodzinna.

“Gdyby ta historia była stosem zdjęć (...) zaczęłaby się od ojca Viveka, Chiki”. I jak to podczas seansów przeglądania rodzinnych albumów, zaczynamy od przeszłości. A w niej Chika czuje pożądanie do żony swojego brata, wyjeżdża do innej miejscowości i poznaje Kavitę, indyjską pielęgniarkę, “drobną kobietę o ciemnobrązowej skórze”, która “nosiła gruby warkocz sięgający poniżej pasa”. Chika “od razu wiedział, że jego historia skończy się przy niej”.

To świat już niby nowoczesny, ale taki, w którym wciąż ważne są rytuały. W tradycji Kavity to ona wnosi posag, w tradycji Chiki - mężczyzna wykupuje kobietę. Spór między dwoma rodzinami o to, kto ma komu zapłacić za małżeństwo jest w “Śmierci Viveka…” tylko epizodem, ale znaczącym, bo pokazującym społeczeństwo rozdarte między nowoczesnością, a tradycją, czy raczej - wieloma tradycjami. Emezi umieszczają akcję swojej powieści w świecie nigeryjskiej klasy średniej, a jej bohaterkami czynią “Nigerwives”, zagraniczne żony mniej lub bardziej zamożnych Nigeryjczyków. Tworzą one coś w rodzaju imigranckiej społeczności, wspierają się i wspólnie przeżywają sukcesy swoich dzieci. O trudach życia w innej kulturze rozmawiają już mniej chętnie.

Vivek urodzi się w dniu, gdy umrze jego babcia. Łączy ich nie tylko data, ale i blizna na stopie. W oczywisty sposób Emezi zwracają uwagę na zagadnienie reinkarnacji w kulturze Igbo, pokazując jednocześnie, że choć pochodzimy z różnych kultur, to pewne znaki czy symbole są dla nas wspólne. Bo czy dla osób czytających książkę Emezi w Polsce niejako dziedziczna blizna, nie jest niepokojąca? Jest. Możemy się od siebie bardzo różnić, a jednak mamy wiele ze sobą wspólnego.

Niezależnie od opowieści obyczajowej o Nigerii przełomu lat 90. i XXI wieku, Emezi opowiadają historię Viveka, osoby która z chłopca przeistacza się w osobę o nieokreślonej tożsamości płciowej. To wszędzie trudne, ale w kraju, gdzie osoby LGBT są mordowane na ulicach, jeszcze trduniejsze. Vivek ma trochę szczęścia, bo jego rodzice są dość wyrozumiali dla młodej osoby, co nie oznacza wcale jakiegoś szczególnego wsparcia. Znajomi? Kuzyni? Bywa różnie. Jednych fascynuje Vivek, który zapuszcza włosy i dramatycznie chudnie, innych odrzuca. Emezi bardzo realistycznie opisują poszukiwania Viveka, który w każdej z odsłon wydaje się być prawdziwy. To nie jest powieść, w której kibicujemy bohaterowi, by stał się kimś. Po prostu śledzimy jego przemiany i w każdej kolejnej odsłonie bohater jest sobą. Będąc trochę innym sobą. Sprawnie ogrywają Emezi pewną sztampę literatury elgiebetowej.

Wspomniałem, że zmieniają się w powieści perspektywy, ale nie napisałem czyjej perspektywy na wydarzenia opowiedziane w książce, jest najmniej. Łatwo się domyślić - głównego bohatera. Osoba czytająca powieść Emezi sama musi zbudować dla siebie jego postać. A ta się wymyka, jej charakterystyka reaktualizuje się z każdym świadectwem, kolejnym rozdziałem. Nic nie jest takim, jakim nam się wydaje na pierwszy rzut oka. Tożsamość nie jest konstruktem, który można opisać jednoznacznie i doskonale Emezi to pokazują w scenach, gdy matka Viveka stara się do niego zbliżyć, próbuje zrozumieć kim jest jej dziecko, ale nigdy nie udaje się jej tego w pełni zrobić. Zagubieni w tej powieści są wszyscy, ale trup tylko jeden.

Dodatkowo osoba autorska w fantastyczny sposób buduje w tej powieści napięcie. Przypomnienia o śmierci syna Chiki i Kavity pojawia się niespodziewanie, jak w zdaniu: “To było jeszcze przed Vivekiem, przed pożarem, zanim Chika przekonał się, jak trudno wykopać własny grób kośćmi swojego syna”. Staje człowiekowi coś w gardle po takim zdaniu.

Emezi - mimo wszystko - opowiadają historię, w której jest miejscem na bycie sobą, krótkie chwile szczęścia Ojiego, który wbrew okolicznościom, rodzinie, przyjaciołom, jest sobą. Śmierć jest wyzwoleniem. W pierwszym, krótkim rozdziale napisanym z perspektywy Viveka, bohater powieści Emezi, pyta: “Jeśli nikt cię nie widzi, czy w ogóle jeszcze jesteś?” Jaka jest różnica pomiędzy niezauważalnym dla nikogo życiem, a byciem martwym? Poza tym, że martwi mogą w końcu opowiedzieć swoje życie. Przynajmniej w powieści. I zdradzić kim byli, kogo nie zauważyliśmy w tej doskonale napisanej powieści. Zakończenie przynosi nadzieję, mimo tragedii, która się wydarzyła.

“Śmierć Viveka Ojiego” to powieść o tym jak wiele trzeba przejść, żeby być tym, kim się chce. I że nawet dla krótkiej chwili prywatnego tryumfu warto zaryzykować wszystko.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody