Czarne, Kaja Gucio, Miriam Toews
[RECENZJA] Miriam Toews, "Głosy kobiet"
Zostać i walczyć? Ale czy można walczyć z mężczyznami, którzy ustalają reguły menonickiego świata i dbają o to, by kobiety nie miały kontaktu z tym, co poza wspólnotą?
W końcu kobietom z Mołocznej nie udało się uchronić swoich córek i samych siebie przed przemocą i gwałtami. Czy nie boją się, że ich synowie staną się takimi samymi potworami, jak ich ojcowie?
A co z wiarą, której naczelną zasadą jest pacyfizm? Jak mówi Agata, jedna z bohaterek powieści Miriam Toews, “Głosy kobiet” (tłum. Kaja Gucio), znalezienie się w stanie wojny przemieniłoby Mołoczna w “pole bitwy”, a wtedy kobiety stałyby się grzesznicami z zakazem wstępu do nieba. Toews
świetnie
pokazuje nierozwiązywalny dylemat uwięzionych w sekciarskiej wspólnocie kobiet, które choć są ofiarami przemocy, nie potrafią wybrać drogi ku wolności, bo takiej drogi może nie ma?
“Od 2005 roku niemal każda dziewczyna i kobieta została zgwałcona przez coś, co wielu mieszkańców kolonii uważało za widmo albo szatana, ponoć w ramach kary za grzech. Do ataków dochodziło w nocy. Kiedy ich bliscy spali, dziewczęta i kobiety pozbawiano przytomności (...). Nazajutrz budziły się obolałe i zamroczone, często też przy tym krwawiły, choć nie rozumiały dlaczego”.
Demonów było ośmiu. “Bracia, kuzyni, wujkowie, siostrzeńcy”. Teraz siedzą w areszcie, a pozostali mężczyźni organizują pieniądze na kaucję potrzebną do ich wykupienia. Kobiety z Mołocznej nie mają wiele czasu, by zdecydować, co dalej. “Głosy kobiet”, co jest chyba najciekawszym zabiegiem narracyjnym w tej - momentami trochę nużącej swoją oczywistością - powieści, opowiadane są z perspektywy mężczyzny. August Epp na prośbę Ony Friesen protokołuje spotkanie kobiet z Mołocznej, które mają zdecydować o przyszłym losie. Epp kształcił się na zagranicznych uczelniach, siedział w więzieniu, a jego rodzice zostali ekskomunikowani za przemycanie do wspólnoty literatury. I choć wrócił do kolonii, to przez innych mężczyzn jest traktowany jako nie w pełni mężczyzna, również dlatego, że nie ucieka się do przemocy. Kobiety zaś są niepiśmienne, a wiedzą, że słowo pisane ma moc, zwłaszcza to zapisane przez mężczyznę. Oczywista ilustracja patriarchalnej wiedzy-władzy.
Do wyboru są trzy opcje: “nie robić nic”, “zostać i walczyć”, “odejść”. Ponieważ kobiety nie potrafią czytać, każdej z nich towarzyszy rysunek. “Nie robić nic” odpowiada pusty horyzont. “Zostać i walczyć” symbolizuje “dwóch członków kolonii uczestnicy w krwawym pojedynku na noże”. Opcji “odejść” towarzyszy “rysunek końskiego zadu”. Co - jak zauważa Epp - wcale nie musi znaczyć, że odchodzą kobiety, a może raczej patrzą, jak odchodzą inni.
Wspólnotą kieruje oczywiście biskup, Peters, który uważa, że mężczyźni powinni wrócić do domu, wtedy kobiety im przebaczą, a wszyscy dzięki temu zapewnią sobie miejsce w niebie. Czy Salome, matka trzyletniej dziewczynki, której po gwałcie nie pozwolono leczyć choroby wenerycznej, chce jeszcze oglądać swoich niedawnych “braci”? Nie. Ale czy kogoś to interesuje? Liczy się przecież decyzja grupy, nawet gdy jest to grupa samych kobiet. Kobiet, które mają często bardzo odmienne zdanie na temat tego, co mają teraz zrobić. Toews bywa w tym wszystkim ironiczna, bo jednym z dyskutowanych przez kobiety z Mołocznej tematów jest ten, czy mężczyźni bez nich sobie poradzą.
“Głosy kobiet” ułożone są tak jak zbiór mikrosympozjonów, co ciekawie można zestawić z “Empuzjonem” Olgi Tokarczuk, w której to mężczyźni rozmawiają w świecie bez kobiet. Tu kobiety rozmawiają w świecie na chwilę - i tylko pozornie - wolnym od mężczyzn. Siłę powieści Toews wzmacnia z pewnością fakt, że jest ona oparta na prawdziwych wydarzeniach, a autorka sama pochodzi z menonickiej wspólnoty, choć jej nikt dostępu do edukacji nie bronił, a ojciec prowadził jedną z większych kanadyjskich firm produkujących okna. Jak sama pisze we wstępie, “Głosy kobiet” to “zarówno literacka odpowiedź na prawdziwe wydarzenia, jak i dzieło kobiecej wyobraźni”. Nie lubię takich wstępów do powieści, niezależnie od tego jak arcydzielnie byłyby one napisane. W fikcji nie potrzebuję potwierdzenia, że coś ma swój pierwowzór w świecie realnym, a chcę to wyczytać z kart powieści.
Najbardziej w “Głosach kobiet” podoba mi się to, że Toews nie ogranicza zapisków Eppa jedynie do suchej relacji, a pokazuje w nich rozwój jego stosunku do wydarzeń z Mołocznej i nawiązywanie relacji z rozmawiającymi kobietami. Z czasem Epp zaczyna komentować to, co mówią bohaterki powieści. To trochę urozmaica narrację, podobnie jak pojawianie się wydarzeń z zewnątrz, ale tu już bym trochę spoilerował książkę. Z pewnością też docenicie fakt, że Toews nie skupia się na opisach przemocy, a rozmowie o tym, co zrobić już po jej - przynajmniej tymczasowym - zatamowaniu. Mniej tu o traumie, a więcej wiwisekcji patriarchalnego systemu i (nie)możliwości jego opuszczenia.
Jest jednak coś w tej powieści, co sprawiło, że nie będę piewcą literatury Toews - zbytnia mimo wszystko oczywistość wniosków podsuwanych nam przez autorkę. Jakby była wzorcową realizacją zadania literackiego pt. “Powieść ery MeToo”, co podkreśla blurb Atwood wywodzącej rodowód “Głosów…” z “Opowieści podręcznej”. Bardzo udaną realizacją, momentami wręcz wstrząsającą, ciekawą, ale niekoniecznie mówiącą coś nowego o świecie. Podobnie jak “Empuzjon”, “Głosy kobiet” to raczej pewne podsumowanie debaty, która od kilku lat ma miejsce w wielu krajach. Udane, zapadające w pamięć dzięki historii i kontekstowi, ale nie wyważające żadnych nowych drzwi. Powieść potrzebna, ale nie wybitna.
Skomentuj posta