Ernest Hemingway

Nowe twarze Hemingwaya

W tym tekście jest strzelba, która wystrzeliła, ale też taka, którą można kupić. Starsi biali mężczyźni udający, że są reinkarnacjami innego starszego białego mężczyzny, transpłciowa siostra znanego pisarza, wielkie pieniądze, oraz edytor tekstów, dzięki któremu można - ponoć - pisać jak autor “Starego człowieka i morza”.

W tym tekście są momenty zabawne, ale całość do wesołych trudno zaliczyć.

W tym tekście jest mnóstwo mojej roboty i dlatego liczę na waszą lekturę.

Choć popełnił samobójstwo, dziś jest bohaterem książki zatytułowanej “Dobre życie według Hemingwaya”.

Wizja samobójczej śmierci towarzyszyła pisarzowi od młodości. Życie odebrali sobie jego jego dziadek i ojciec. Clarence Hemingway zastrzelił się z pistoletu odziedziczonego po swoim ojcu, gdy Ernest miał 29 lat. Jako pisarz wracał do tej historii wielokrotnie w opowiadaniach, jak i w jednej ze swoich najsłynniejszych powieści “Komu bije dzwon”. Sam pierwszą broń dostał w prezencie, gdy miał dziesięć lat, a pod koniec życia był właścicielem potężnej kolekcji strzelb i karabinów.

Hemingway strzelił sobie w głowę 2 lipca 1961 roku. Prasa podała do wiadomości oświadczenie żony pisarza, Mary: “Pan Hemingway przypadkowo zabił się podczas czyszczenia broni dziś rano o 7:30”. Nikt w to nie uwierzył.

Pierwszym produktem licencjonowanym przez Hemingway Ltd. była strzelba Hemingwaya.

W 1992 roku synowie pisarza - John, Patrick i Gregory - utworzyli firmę, której celem było zarządzanie nazwiskiem, wizerunkiem i podpisem ojca. Poza bronią, nazwisko pisarza szybko pojawiło się na piórze ekskluzywnej marki Mont Blanc. Obie decyzje wzbudziły kontrowersje. Hemingway nigdy nie pisał piórem. Preferował ołówek.

Majątek, który pisarz zostawił swojej czwartej żonie i trójce dzieci z pierwszego i drugiego małżeństwa, był olbrzymi. Trzy lata po jego śmierci wyceniano go na 1,5 miliona dolarów, co dzisiaj odpowiada kwocie niemal 10-krotnie wyższej.. Pisarz posiadał udziały w 36 spółkach. Inwestował m.in. w akcje Kodaka i General Motors. Jak mówili specjaliści, jego portfolio inwestycyjne było typowe dla „inwestora w okresie boomu po II wojnie światowej”.

Gdy w 1986 roku umierała Mary Hemingway, jej majątek był szacowany na 3 miliony dolarów. Większość pieniędzy przekazała w testamencie Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku, United Negro College Fund i Meharry Medical College. Po 100 tysięcy dolarów otrzymały cztery inne organizacje. Nie zubożyło to jednak rodziny Hemingwaya, w której rękach pozostały prawa autorskie i, co najważniejsze, prawa do sygnatury oraz nazwiska. O tym, jak olbrzymi jest to majątek, świat dowiedział się na początku XXI wieku.


W 2003 roku zakończyła się sprawa spadku po Glorii Hemingway - tak od połowy lat 90. nazywał się bowiem Gregory. Już w latach 70. rozważała tranzycję, próbowała terapii konwersyjnej, jak mówiła “Washington Post” w 1986 roku, “wydała setki tysięcy dolarów starając się nie być transwestytą”. Mimo częściowej tranzycji Gloria, jako mężczyzna, wzięła ślub z Mae Galliher i wielokrotnie pojawiał się w męskim stroju na okolicznościowych przyjęciach. Gloria zmarła w areszcie, do którego trafiła po tym, jak upiła się na przyjęciu i została oskarżona o nieprzyzwoite zachowanie. Zostawiła żonę, ośmioro dzieci i majątek wart 7 milionów dolarów. Rodzinny spór zakończył się ugodą, której szczegółów nigdy nie podano do wiadomości publicznej. W 2014 roku, po śmierci Mae Galliher okazało się, że ona również była transpłciową kobietą.

Hemingway nigdy nie akceptował Glorii i oskarżył ją o przyczynienie się do śmierci jej matki, Pauline. Wierzył, że zmarła z powodu stresu związanego z „przebieraniem się”. Przyczyną śmierci Pauline był jednak guz nadnercza. Historia Glorii była przez rodzinę ukrywana, nie pasowała bowiem do starannie budowanego na maczyzmie mitu Papy.

Szacuje się, że z tytułu samych tylko praw autorskich rodzina Hemingwaya może zarabiać nawet kilkaset tysięcy dolarów rocznie. A ile na licencjonowanych produktach? Safari z Hemingwayem kosztuje ponad 40 tysięcy dolarów (do wyboru m.in. Botswana i Zimbabwe), a wiele produktów oznaczonych jego nazwiskiem można zaliczyć do grupy dóbr luksusowych. Nie zawsze tak było.

Zanim dzieci Hemingwaya zawiązały spółkę, koszulki z jego zdjęciem doskonale sprzedawały się w barze Sloppy Joe’s w Key West na Florydzie. Pierwsze drinki podano w tym legendarnym lokalu 5 grudnia 1933 roku. Tego dnia uchylono obowiązującą od trzynastu lat w USA prohibicję. Założyciel baru, Joe Russel, za nic miał sobie jednak zakaz sprzedaży alkoholu i prowadził bar nielegalnie. Jednym z jego gości był mieszkający w Key West Hemingway. Początkowo miejsce funkcjonowało pod nazwą “Blind Pig”, ale czy ludzie chcą pić w "Ślepej Świni"? Hemingway zdecydowanie nie miał takiego zamiaru i sam zaangażował się w zmianę nazwy. Dziś Sloppy Joe's na Duval Street jest jedną z ikon Key West i dumnie podkreśla swoje powiązania z pisarzem - co roku organizowane są tu konkursy na sobowtór Ernesta, a w barze można zamówić “Hemingway Mojito”. Jednak koszulek z podobizną autora “Starego człowieka…” nie ma w sprzedaży. Nie pasowałyby do portfolio ekskluzywnych produktów, którym towarzyszy nazwisko pisarza. Skandal wybuchł pod koniec lat 90., gdy rodzina noblisty próbowała prawnie zakazać knajpie i lokalnemu muzeum posługiwania się nazwiskiem pisarza. Michael Whalton, twórca festiwalu Hemingwaya, który odbywa się co roku w Sloppy Joe’s powiedział prasie, że Hemingway Ltd. “chciało kontroli i pieniędzy”. Finalnie doszło do ugody.

Gdy Lorian Hemingway, siostrzenica pisarza i również autorka powieści, krytykowała w mediach wieczne pióra z jego sygnaturą, zauważyła, że już wolała od tego bejsbolówki i t-shirty z jego wizerunkiem.

Co sprawiło, że czytelników na całym świecie tak fascynuje właśnie ten pisarz? Nie chodzi tylko jedynie o literaturę. Kenneth S. Lynn, emerytowany profesor historii Uniwersytetu Johna Hopkinsa i biograf noblisty, już pod koniec lat 90. w rozmowie z Neilem Grauerem mówił: - Hemingway już za życia osiągnął status pisarza-celebryty. Pokolenie studentów, którzy być może nigdy nie przeczytali ani linijki jego tekstu, ustawia się w kolejce do baru w Key West na Florydzie.

W amerykańskich księgarniach można znaleźć książkę “Broń Hemingwaya” poświęconą jego militarnej pasji. Jej opis w sieci zaczyna się od zdania: “Ernest Hemingway to mityczny pisarz i samiec alfa”. I dla współczesnych samców alfa przeznaczone są zapewne przedmioty przyozdobione autografem pisarza.

Jak piszą promotorzy “marki Ernest Hemingway”, pisarz “jest prawie tak samo znany ze swojego legendarnego stylu życia, jak twórczości”. Był “prawdziwym sportowcem”, który podróżował po całym świecie realizując swoje pasje - w Afryce polował na “grubą zwierzynę”, w Hiszpanii oglądał “corridę”, a na oceanach łowił ryby. Produkty oznaczone nazwiskiem pisarza mają ucieleśniać “romantyczny i międzynarodowy urok legendy Hemingwaya”.

Podróż po świecie produktów zaczynamy od smaków, które mają kojarzyć się z pisarzem. Morska sól, sos koktajlowy, krwawa Mary, sos do grilla i ostry sos do potraw. Ten ostatni zainspirowany jest ponoć podróżą Hemingwaya do Pampeluny w 1925 roku. To właśnie po tej wizycie napisał “Słońce też wschodzi”, do której nawiązuje również etykieta “krwawej Mary”. Ta ma nam przypomnieć czasy, gdy w lubianym przez Amerykanów paryskim barze u Harry’ego spotykała się intelektualna, oczywiscie męska, śmietanka kulturalna miasta. To właśnie tam wymyślono oryginalną “krwawą Mary”, a produkt dzisiaj sprzedawany z podpisem amerykańskiego noblisty to połączenie oryginalnego przepisy z sokiem z oliwek i musztardą Dijon. Za sos trzeba w internecie zapłacić 6 dolarów, za przyprawę do drinka - dziesięć. To oczywiście nie wszystko. Do wyboru są też sos do steków mający przypominać o hiszpańskich przygodach Hemingwaya i marynata do mięsa “przypominającą czas spędzony przez pisarza w Paryżu”. Smaków Hemingwaya używają zarówno w ekskluzywnym hotel Ritzu w Fort Lauderdale na Florydzie, jak i w Patty's Deli, przydrożnym barze w Lewes, w stanie Delaware.

W Nowym Jorku można kupić oprawki do okularów w “stylu vintage”, zaś firma Laneventure oferuje wiklinowe meble ogrodowe z linii Hemingway Collection, “zainspirowane dynamiczną osobowością" twórcy i "upamiętniające jego wiele twarzy". Materace Hemingwaya reklamują się zaś hasłem “Żyj legendą” i - ponoć - ucieleśniają jej “urok” pisarza, podobnie jak pościele szczycące się jego nazwiskiem w swoim logo. W paryskim Ritzu można napić się w licencjonowanym barze, a w bułgarskim Płowdiw zjeść w restauracji nazwanej jego imieniem. W bogatym menu, zatytułowanym “Pożegnanie z dietą”, znajdziemy tradycyjną sałatkę szopską, grillowane ośmiorniczki i lody Hemingwaya, czyli zwykły puchar z dodatkiem owoców i bitej śmietany. Restauracja na swoim fejsbukowym profilu niemal każdy wpis opatruje cytatem z pisarza. Często takim, który moglibyśmy przypisać każdemu. “Stajemy się silniejsi tam, gdzie się załamujemy”- miał ponoć powiedzieć Ernest Hemingway. Cytatowi towarzyszy zdjęcie przełamanego rogalika.

Dla piszących firma Adam i Bena Longów oferuje Hemingway Editor 3, aplikację tworzącą "środowisko pisania bez rozpraszania uwagi". Dzięki edytorowi "twoje teksty będą odważne i wyraziste" - reklamują się bracia Long. Automatyczny redaktor sprawdza zbyt długie i skomplikowane zdania, namawiając piszących do ich skracania, bo - jak mówią twórcy aplikacji - “z reguły krótsze, zwięzłe frazy ograniczają niejednoznaczność i są łatwiej przyswajalne przez czytelnika”. Ciekawe, jak poradziłby sobie “edytor Hemingwaya” ze zdaniem “Tam, gdzie przedtem czuli szorstkość materiału, wszystko było samą gładkością, twardym, krągłym uściskiem i smukłym, ciepłym chłodem, chłodnym z wierzchu, a ciepłym od środka, smukłe i lekkie, mocno objęte (....)” z “Komu bije dzwon” w przekładzie Bronisława Zielińskiego?

Ian Crouch, redaktor "The New Yorkera", przepuścił przez Hemingwaya samego Hemingwaya i uzyskał zaskakujące wyniki - niektóre z akapitów twórczości pisarza zostały ocenione jako ledwie poprawne, a - co jeszcze bardziej zaskoczyło Croucha - wprowadzone poprawki były uzasadnione.

Program - na fioletowo - podświetla frazy, “które mają prostszą alternatywę”. Twórcy aplikacji zaznaczają jednak, że zmian użytkownik musi dokonać własnoręcznie. “Tak, trzeba włożyć trochę krwi i potu w bycie kreatywnym” - piszą. Z tym autor “Pożegnania z bronią” z pewnością by się zgodził, choć można przypuszczać, że twórców aplikacji odsądziłby od czci i wiary.

Hemingway Look-Alike Society, czyli Stowarzyszenie mężczyzn wyglądających jak Hemingway, od dawna próbuje udowodnić, że jego członkowie są tylko “bandą kordialnych siwych, brodatych starców”. Organizacja narodziła się w Sloppy Joe’s podczas Dni “Papy” Hemingwaya. Od 1981 roku ich kulminacyjnym momentem był konkurs na najlepszy sobowtór pisarza. Festiwal rozrastał się i przyciągał do Key West tysiące turystów, w tym także wybitnych pisarzy takich jak John Updike. Organizatorzy postanowili część zysków z imprezy przeznaczyć na stypendium dla studentów miejscowego Florida Keys Community College. Na stronie internetowej stowarzyszenia prezentowani są zwycięzcy kolejnych konkursów. Siwi, biali i brodaci mężczyźni po pięćdziesiątce, którzy w wywiadach opowiadają o latach przygotowań do konkursu, podglądaniu rywali. Siebie samych nazywają Papasami. Oryginalne połączenie konkursu piękności z drag queen show dla białych, heteroseksualnych mężczyzn.

Tragiczna śmierć zachwiała wizerunkiem noblisty. Na tzw. "kod Hemingwaya" składało się bowiem kilka cech - prawość, honor, ale też wytrwałość w chaotycznym świecie. Cechy te łatwo odnaleźć u bohaterów jego powieści, takich jak Santiago ze “Starego człowieka…”, czy Jake Barnes w “Słońce też wschodzi”. Nie wystarczyło jednak, by tylko fikcyjne postaci zostały obdarzone tymi cechami. W prymitywną wizję męskości, którą - zwłaszcza w dzisiejszej perspektywie - oferują protagoniści Hemingwaya, czytelnicy i krytycy wpisali samego pisarza.

David Wyatt z University of Maryland apelował o oddzielenie brodatego Ernesta od jego książek. - Redukowanie Hemingwaya wyłącznie do heroicznego kodu to błędne odczytywanie jego dzieła. Zwłaszcza w jego młodzieńczych książkach warto zauważyć, jak duży koszt ponoszą bohaterowie, grając swoje “męskie” role. Jak w historii Glorii Hemingway, która granie męskiej roli przepłaciła depresją, alkoholizmem i śmiercią w tragicznych okolicznościach. Hemingway jako marketingowy produkt przynosi zyski kolejnym pokoleniom jego spadkobierców.

Fashion Licensing of America, firma, której spadkobiercy pisarza oddali zarządzenie nazwiskiem pisarza, w swoim portfolio ma również Francisa Scotta Fitzgeralda, autora m.in. "Wielkiego Gatsby'ego". Na stronie poświęconej produktom z nazwiskiem pisarza - w przeciwieństwie do Hemingwaya - wymieniono książki jego autorstwa oraz ich ekranizacje.

Marla Metzner, dyrektorka zarządzająca licencjami do nazwisk pisarzy, przed setną rocznicą urodzin autora “Komu bije dzwon” ogłosiła plan „wypromowania Hemingwaya jako bardzo ekskluzywnej marki lifestylowej”. Na szczęście w muzeum poświęconym pisarzowi pojawiły się koszulki z jego nazwiskiem. Ale zamiast twarzy pisarza oglądać możemy na nich jego… koty. Ocieplanie wizerunku trwa, szkoda że kosztem jest próba wymazania z biografii niewygodnych momentów - w opisie na stronie internetowej wciąż pisze się o Glorii dawnym imieniem, kontynuując dziedzictwo pisarza.

jeden komentarz

Alex

11.11.2022 11:49

Dawno nie czytałam tylu ciekawych informacji o Hemingwayu i powiem szczerze, że chyba dzięki temu tekstowi właśnie nadszedł dla mnie czas powrotu do jego książek. Dziękuję!

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czego katastrofa następuje u Haliny Snopkiewicz?