Hanna Krall, Wydawnictwo Literackie

[RECENZJA] Hanna Krall, "Znaki szczególne"

“Synapsy Marii H.”, poprzednią książkę Hanny Krall, przeczytał Grzesiek spod Dąbrowy, o czym autorka uprzejmie donosi w “Szczegółach znaczących”.

Grzesiek jest “polonistą i wszystko czyta”, książka mu się podobała, ale - jak stwierdza autorka - “jego pochwały się nie liczą”. - Musiała się podobać, bo był uczniem mamy Marysi H., młodszej z dwóch bohaterek - pisze Krall. 

“Synapsy…” przeczytali również: Heniek z Australii, Ania, która uczy matematyki, Aleksander H. z Ligoty, wreszcie sama Maria H., która do książki podobno zajrzała, ale “odłożyła, bo smutna”. Ich opinie też się nie liczą.

Niczego o mnie nie ma w “Szczegółach znaczących”, zatem się wypowiem.

- - - 

Miała chudą twarz, “sterczące w uśmiechu zęby” i kościstą lewą nogę “w czarnym ciężkim bucie”. Ostatni raz widział ją w szpitalu. 

Napisał do niej list-wiersz.

“nieprzytomna dziewczynka z niebieskimi żyłami pod namiotem tlenowym”

Adresatka nie żyła od wielu lat, co nie przeszkodziło poecie poinformować jej, że “Hitler już umarł”, a “wojna w Hiszpanii już dawno się skończyła”. 

Może pisząc do zmarłych warto im opowiedzieć trochę świata, którego nie doczekali? 

Nosimy ze sobą - jak pisała Joan Didion - “prywatne ekrany pamięci”. Obrazy przeszłości wyświetlają się nam przypadkowo, w kolejności wcześniej nieustalonej, chaosie niełatwym do opanowania, ze szczegółami będącymi częściej jak rozsypane puzzle, niż zgrabnie ułożone mozaiki. Zadaniem reportera jest porządkować, układać, szukać scalających je znaczeń.

Krall zatytułowała zbiór tekstów publikowanych wcześniej w “Tygodniku Powszechnym” zaskakująco. Czy ktokolwiek by przypuszczał, że reporterka zajmie się “szczegółami” pozbawionymi znaczeń? Zgodzimy się, że to raczej niemożliwe. 

Może zatem nie chodzi tylko o szczegóły, które mają jakieś znaczenie dla historii, ale szczegóły, które naznaczają? Bohaterów, opowieść i historię. Ale też sposób opowiadania, czy to będzie “bajka dzieciństwa”, “scena żałująca”, “scena prywatna”, a może “historia częściowo miłosna”, jak mówią nazwy mikrocykli tekstów Krall zawartych w tym zbiorze. 

Szczegół w postaci rękawiczek o kolorze będącym “wspomnieniem po bieli” mówi coś nie tylko o jej właścicielce, sławnej polskiej śpiewaczce, czy rzemieślniku, który przechował je mimo tego, że podczas wojny mógł mieć ważniejsze rzeczy do pilnowania. Galanteria staje się opowieścią o czasach, przypomina - jak pisze Krall - “świat który był”, ale staje się też ostrzeżeniem przed światem, który następuje. Rękawiczka - szczegół, który naznacza pamięć, uruchamia prywatne ekrany pamięci. 

Didion napisała w “Białym albumie”, że “żeby żyć, opowiadamy sobie historie”. Szczygieł we wstępie do “Szczegółów…” pisze, że szczegóły “pozwalają przeżyć”. Krall zaś udowadnia w tej książce, że tak Didion, jak i Szczygieł mają rację - opowiadanie o szczegółach pozwala żyć. Jolanta Brach-Czaina w “Szczelinach istnienia” daje wykład ontologii szczegółu, pisząc że istnienie człowieka ma nierówną gęstość. Natężenie istnienia zależy od “zdarzeń zawęźlających”, a więc tych Krallowsko-Szczygłowych szczegółów. 

Brach Czaina: “Nie warto więc spierać się o to, czy są ośrodkami ciała czy ducha, źródłami cierpienia czy  radości, punktami znaczącymi życie czy śmierć. Są tym wszystkim właśnie. (...) Warto te punkty pilnie obserwować, śledzić ich zmienne spontaniczne życie, ponieważ decydują o istnieniu. A przecież ostatecznie naszym celem jest nie samowiedza, lecz samo istnienie”.

Opowiadamy, by żyć. 

Szczegóły prowadzą życie bardzo spontaniczne. Sporadycznie wyświetlają się na naszych ekranach pamięci lub ożywają w tekstach reporterskich. 

Szczegółów w tej książce bez liku. Każdy z nich prowadzi do opowieści o kimś, z kim reporterka miała okazję się spotkać, porozmawiać. Niekoniecznie zaprzyjaźnić. Nie jest to “Aleja Przyjaciół” jak u Iwaszkiewicza, choć i tak można “Szczegóły znaczące” miejscami traktować. To raczej zbiór krótkich reportaży, w których Krall wraca do ważnych - dla siebie i jej tekstów - spotkań, by jeszcze raz, a czasem po raz pierwszy, coś o nich napisać. I jest to pisanie bardzo zdystansowane, żartobliwe wobec przeszłości. Bo czyż nie jest ironicznym tytuł jednego z mikrocykli, “Sceny częściowo kombatanckie”? 

Pisząc o księdzu Bonieckim relacjonuje Krall jedno z kazań byłego naczelnego “Tygodnika Powszechnego”. W czytaniu z ewangelii było o tym, jak “przyszli poganie, żeby pokłonić się Jezusowi”, ale zanim do niego dotarli, spotkali Filipa “i prosili go: panie chcemy Jezusa widzieć. Szedł Filip i powiedział Andrzejowi, a Andrzej zasię i Filip powiedzieli…”, pisze Krall, ironizując z tej telenowelowej narracji ewangelisty.

Czy poganie dotarli w końcu do Jezusa i dlaczego najpierw musieli spotkać się z Filipem - pyta Bonieckiego reporterka? Ksiądz tłumaczy i dodaje: “A ty oczywiście uważasz, że to nieprawda”. - Na odwrót. W nieprawdzie wszystko jest starannie poukładane. Jak mówią bez sensu i nie wiadomo dlaczego, to mówią prawdę - odcina się Krall. Wydaje mi się, że warto to zdanie przypominać sobie, gdy słuchamy polityków - gdy mówią bez sensu, to niestety mówią swoją prawdę.

Reporterskie portrety, niekiedy bardzo migawkowe, czasem obszerniejsze, budują w swoim pozornym chaosie spójną całość. Są tu Różewicz, Walentynowicz, Brodski, czy Ewa Hołuszko. Każdy tekst jest - jak przystało na Krall - wycyzelowany, dopieszczony literacko, z wewnętrzną logiką i pointami nienachalnie zaskakującymi czytelnika.

Krall w “Szczegółach…” nadto często odwołuje się do naszych ekranów pamięci, licząc (a może już i nie licząc?), że coś jeszcze pamiętamy. Dlatego wciąż obecne są u niej niemal poetyckie skróty (choć może dzisiaj byśmy powiedzieli - hasztagi?), minimalizowanie języka do rzeczowników i równoważników zdania, haseł ze słownika. Pisze o Dejmku:

“Dziady” zdjęto.
Protesty. Studenci. ZOMO.
Marzec.
1968.

Czy trzeba coś dodawać? Być może. I nawet Hanna Krall wie, że czasem może powinna. 

Ale nie chce. 

Pisząc o willi, w której odbywała się konferencja w Wannsee, zauważa: “Jeśli młodzi czytelnicy nie wiedzą, o jakiej willi mowa, niech wygooglują”. Krall to ma szczęście, nie musi pisać do gazety codziennej, w której do każdego nazwiska musimy dodawać z uporem maniaka choć najkrótszy biogram. “Jak powiedział brytyjski pisarz Salman Rushdie…” “Zdaniem byłego polskiego prezydenta Lecha Wałęsy…”. My tu w prasie nie wierzymy już nawet w młodzieży googlowanie. A Hanna Krall wierzy. 

“Szczegóły znaczące” polskiej reporterki Hanny Krall układają się w książkę, w której znaleźć można kilka wątków spajających. Choć to nie takie łatwe, bo trochę tych historii, nazwisk i szczegółów tu za dużo, zwłaszcza gdy czyta się się "od deski do deski".

Po pierwsze pamięć - o tych, którzy za nami, ale też o czasach, w których niekoniecznie było przyjemnie. Jednak wspomnienie przeszłości wydaje się tu mniej dramatyczne niż w poprzednich książkach Krall. “Szczegóły…” są pełne zrozumienia dla horroru historii, tragizmu przeżyć, znajdujemy akapity pełne ironii i poczucia, że było, jak było - stało się, przeszłe dramaty powoli wygasają i choć wciąż bolesne, dają się opowiadać już inaczej, z łatwo dostrzegalnym dystansem. 

Dla Krall w “Szczegółach…” ważne staje się przyglądanie temu, jak opowiadamy o przeszłości i które warianty narracji wybieramy. Zauważa, że heroiczny mit się wyczerpał, a mimo to “pozostał jeden wariant, który narzucono całej Polsce. Bez trudu zresztą, bo do tego heroicznego wariantu najmilej się przyznać”. Jej bohaterowie już “zeszli z barykad, cokołów i scen”, teraz “niczego nie udają, są zmęczeni”. Zmęczeni, ale wciąż pamiętliwi, żyjący w czasie teraźniejszym tylko pozornie. 

Doskonale widać tę dychotomię w świetnym tekście “Ktoś inny”, którego bohaterką jest Ewa Hołuszko, dawna działaczka Solidarności, która dokonała tranzycji. Bohaterka, której wielu dawnych towarzyszy próbuje nie dostrzegać. Krall zdając sobie sprawę z dramatyzmu tej historii, daje jej optymistyczną ramę - przemówienia do strażaków podczas rocznicowych obchodów, w którym osoba mówiąca (nie wiemy kim jest i czy w ogóle jest) wspomina Hołuszko i żąda od słuchających, by uznali, że “tu jest jej miejsce”. Nadzieja, zamiast beznadziei. Coś u Krall wcale nie tak oczywistego.

“Szczegóły znaczące” są również opowieścią o samej Hannie Krall, która tylko poprzez historie innych ludzi opowiada nam siebie. Jak pisze w jednym z tekstów, skoro Polański mógł opowiadać o tym, że się “moczył”, to ona ma prawo mówić, że “siusiała”, choć “siusianie, nawet wojenne, wydawało mi się nieco wstydliwe”. To zaskakujące, że ktoś taki jak Hanna Krall, potrzebuje Romana Polańskiego, by coś opowiedzieć. Ale cóż - nie każdy musi być forpocztą opowieści o siusianiu. 

Gdy przysłuchuje się debacie Marka Edelmana ze Stanisławem “Orszą” Broniewskim, naczelnikiem Szarych Szeregów, zapisuje: “usłyszeliśmy, że człowiek w cierpieniu nie staje się lepszy. Na odwrót. Głupieje, niestety i nikczemnieje”. I kontruje: “Ale tego domyślaliśmy się już wcześniej”. Krall, która niejedno cierpienie obserwowała, a i niejedno przeżyła, mówi czytelnikom - ja to już wiem. Wie jednak, że czytelnik niekoniecznie ma do tych prawd bezpośredni dostęp. I tylko dlatego je zapisuje.

Światopogląd reporterki nie jest poukrywany. Jest oczywisty poprzez dobór bohaterów, opowiadanych historii. A jednak czasem przebija się wyraźniej. Gdy Anna Walentynowicz mówi do byłego sekretarza partyjnego, “jest pan taką samą ofiarą historii”, Krall dopisuje: “Chyba przesadza”. Przy innej okazji zauważa, że miłość bohatera do zwierząt wydaje jej się “za łatwa”. -Cykadę nietrudno kochać, ale co z miłością do zomowca? - pyta czytelników Krall w mikroreportażu “Historie częściowo miłosne. Szukanie”. Tekście o wybitnej konstrukcji, w którym szybko przechodzi się od słodyczy do goryczy. Polecam adeptom sztuki reporterskiej - dwie strony, a jakby biografia napisana. 

Szczygieł napisał w przedmowie do “Szczegółów…”, że Hanna Krall pomaga opisywanym przez nią bohaterom i bohaterkom zbliżyć się do Absolutu. Absolutem jest - w tej ewangelii według Szczygła - bycie zapamiętanym, a to daje zapisanie w literaturze. “Bo każdy chce być zapamiętany”, pisze autor “Nie ma”, książki, w której też o pamięci przecież jest. Krall jednak gra z tą dość oczywistą prawdą wygłoszona przez Szczygła. W treści książki przeważnie nie dowiadujemy się - chyba, że sami się domyślimy, lub jednak gdzieś złapiemy w tekście nazwisko, czy inicjały - kim są bohaterowie i bohaterki tekstów Krall. Dopiero do spisu treści dołączono indeks nazwisk. Dzięki temu łatwiej można skupić się na samej historii, nie dopasowywać jej do osoby i jej publicznego wizerunku. Czasem też można zabawić się w zgadywanie tego, o kim Krall pisze. 

“Cuda zdarzają się wszystkim, a reporterom najczęściej. Opisują świat, więc im się cudami odwdzięcza”, sentencjonalnie stwierdza w pewnym momencie polska reporterka Hanna Krall. Cuda dzieją się w tej książce, dostajemy zbiór tekstów, który - gdyby Hanna Krall pisała jak Didion o Morrisonie czy pani Reagan i mieszkała w słonecznej Kalifornii, albo szklano-metalicznym Nowym Jorku, byłby wydarzeniem na miarę światowej literatury. 

Jak już znaleźliśmy się przy światowej literaturze, to poetą, który napisał list do swojej ciotki Rose i opowiedział jej przyszłą historię jest Allen Ginsberg, a wiersz ten jest jednym z ulubionych Hanny Krall. Tego dowiedziałem się oczywiście z reportażu, w którym autorka uważnie odnotowała, co jej gość wyciąga z księgozbioru. Nieborak szedł do szpitala, chciał poczytać. Wyciągnął Szekspira, Camusa, coś jeszcze. Co? Krall pamięta tylko gest i miejsce zdarzenia. Książki już są tam inne. Czyż jednak spójność księgozbioru nie wymaga czasem stawiania granic nawet ryzykując wyjście na osobę odrobinę nieczułą?

“Głupio mi się zrobiło, człowiek przecież szedł do szpitala.
No dobra, to weź, tylko tam nie zostawiaj.
A nie, rozmyślił się, zawziął, nie weźmie”.

Kieślowski zmarł kilka dni później. Jak pisze w innym miejscu Krall: “Życie nie zawsze wie, jak ma się toczyć. Może i niestosownie się potoczyło, ale…”. Po co Kieślowskiemu w szpitalu Camus? Może jak w wierszu - również przez Krall lubianego - Reznikoffa, “tylko po ciepło, nie światło”? “Szczegóły znaczące” to - zaskakująco - trochę książka i po ciepło, i po światło. 

No, “tak jakoś mi wyszło to zakończenie”. To też z Krall. 

Czytajcie!

- - -

Korzystałem z przekładów: Joan Didion, “Dryfując do Betlejem”, tłum. Mikołaj Denderski; “Biały album”, tłum. Jowita Maksymowicz-Hamann, wiersze Reznikoffa i Ginsberga w: “O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich”, tłum. Piotr Sommer.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Romansowa Teresa