Światowy Dzień Książek, Gazeta Wyborcza, Max Czornyj, esej

[GAZETA WYBORCZA] "Światowy Dzień Książki. Jak sprawić, byśmy więcej czytali i byli wyspani"

MANIFEST NA DZIEŃ KSIĄŻKI, czyli najpierw sen, potem książki.

---

Dzisiaj Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Z tej okazji poszedłem na badmintona i... napisałem wam o tym, co sądzę o promocji czytelnictwa, gerontokracji panującej w "literackim świecie", niezwyķłych sukcesach naszych rządzących w tworzeniu nowego obiegu literatury (żart) i kilku innych sprawach.

---

Biblioteka Narodowa opublikowała wyniki badań czytelnictwa w Polsce.

Są złe.

Nie po raz pierwszy.

“W szerszej perspektywie odsetek czytelników książek nie zmienia się w sposób statystycznie istotny od 2015 roku” - piszą Zofia Zasacka i Roman Chymkowski we wstępnym raporcie z badania.

Ale zanim przejdziemy do tego, jak - mimo ciągłego wstawania Polski z kolan - czytelnictwo wciąż nie jest zasilane wrażymi, prawicowymi klubami książki, przyjrzyjmy się innej danej, którą można znaleźć w raporcie.

Jesteśmy po prostu zmęczeni.

To pierwszy wniosek, jaki nasuwa mi się po lekturze wstępnych wyników dorocznego badania "Stan czytelnictwa książek w Polsce" prowadzonego przez Bibliotekę Narodową. W 2021 roku zaledwie co czwarty z nas jako preferowany sposób spędzania wolnego czasu wybierał "wcześniejszy sen" czy pozbawiony aktywności odpoczynek. W 2022 roku - niemal połowa społeczeństwa.

Może więc dajmy sobie spokój z tą całą promocją czytelnictwa i po prostu chodźmy spać?

Zmęczenie jest dziś tematem nie tylko naszej codziennej praktyki, ale i filozofii. Byung-Chul Han, autor jednego z najważniejszych tekstów filozoficznych ostatnich lat, eseju "Społeczeństwo zmęczenia", pisze:

"Jesteśmy dziś zbyt martwi, aby żyć, i zbyt żywi, aby umrzeć" (tłum. R. Pokrywka, M. Sutowski).

Tym, co mogłoby nam pomóc, jak pisze w ostatnim "Dialogu" filozofka Joanna Bednarek, byłoby doprowadzenie do sytuacji, gdy "praca stanowi tylko część naszego życia – a nie miejsce samorealizacji i źródło naszego poczucia własnej wartości".

Zgadzam się z Bednarek i wierzę w to, że wówczas w końcu byśmy sobie poczytali.

Czytelnictwo w Polsce od lat utrzymuje się na tym samym, dramatycznie niskim poziomie. Nie pomagają mu miliony pompowane przez Ministerstwo Kultury w targi książki katolickiej, w Instytut Literatury, ale też w festiwale literackie, czy wsparcie dla przekładów. Obiegi są zamknięte. Czytający czytają. Nieczytający - nie. Niektórzy wypadają z tego pierwszego kręgu, zwłaszcza ci, którzy już nie muszą - uczniowie, studenci. Transfery z drużyny nieczytających do przeciwnej są nieliczne.

Promocja czytelnictwa nie działa.

Czy bez pieniędzy państwowych byłoby jeszcze gorzej? Niekoniecznie - Biblioteka Narodowa zauważa wzrost czytelnictwa wśród młodych. Ale - zapewniam ministra Glińskiego - ci młodzi sięgnęli szybciej po “Heartstoppera”, niż Faustynę Kowalską czy Wojciecha Wencla.

Jan Paweł II wciąż nie znalazł się w trzydziestce najpopularniejszych polskich pisarzy. I to mimo milionów włożonych w promocję jego dzieł i zachęty ze strony parlamentarzystów.

Prawicowa formacja polityczna, idąc kilka lat temu po władzę, zapowiadała przywrócenie w polskiej kulturze równowagi, którą ta jakoby straciła wraz niebezpiecznym, lewackim przechyłem za czasów poprzednich rządów. Okazuje się, że kulturą i uczestnictwem społeczeństwa w niej nie da się odgórnie sterować, choć można już sterować jego gustami - ale o tym za chwilę. Póki co mam parafrazę.

I choćby przyszło tysiąc religijnych poetów. I każdy napisał setki kupletów. I każdy nie wiem jak się wytężał. To nie dźwigną.

Z pustego nie tylko Salomon nie naleje, ale i minister Gliński nie zaczerpnie. Problemem polskiego uczestnictwa w kulturze jest bowiem, raz jeszcze powtórzmy, to, że jesteśmy potwornie zmęczeni.

Najpierw dziki kapitalizm lat 90., matczakowanie i wiara w sukces na kredyt. Dziś - w najlepszym przypadku - “quiet quitting” (rezygnacja z przekonania, że praca jest najważniejszą wartością w życiu), w najgorszym - wypalenie. Justyna Bednarek proponuje w swoim eseju wychodzącym od książki Hana, byśmy byli leniwi. Pisze: "Sądzę jednak, że nasza kreatywność wcale na tym nie ucierpi, a sukces tak czy inaczej jest poza zasięgiem większości z nas. Kapitalizm ma nam coraz mniej do zaoferowania w zamian za posłuszeństwo".

Nawet książki ma dla nas przeważnie kiepskie. Albo sprzedaje je nam w obrzydliwym stylu Maxa Czornyja, który promując swoją powieść upodobnił się do nazistowskiego zbrodniarza. W 2022 - to znowu badanie Biblioteki Narodowej - znalazł się Czornyj na 14 miejscu najczęściej czytanych twórców literatury, tuż za Olgą Tokarczuk. Pierwsze miejsce okupuje Remigiusz Mróz, na drugim lekturowy pewniak, czyli Sienkiewicz.

Czornyj nie omieszkał pochwalić się tym w swoich mediach społecznościowych. Napisał:

"Oczywiście próby zarządzania gustami czytelniczymi, cenzury i zawłaszczania monopolu na emocje lub wrażliwość nie mają racji bytu. Amatorzy-aferzyści zamiast pisać książki, mogą działać nadal, ku korzyści czytelnictwa AD 2023".

Czornyj nie po raz pierwszy się myli. Otóż popularność jego książek - a w tym roku nastąpił wybuch tego wątpliwie nam potrzebnego zjawiska - związana jest właśnie z zarządzaniem gustami czytelniczymi. Fatalnym - dodajmy. Paulina Małochleb pisze w "Wyborczej", że "za pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego sobie wyhodowaliśmy" rynek książki i obiegi czytelnicze.

Poszedłbym dalej. Dzięki wspieraniu przez prawicową formację polityczną różnych kuriozalnych sposobów opowiadania o historii znaleźliśmy się w punkcie, w którym wyobraźnia czytelników przestała działać. Małochleb słusznie przypomina, że holokicz i epatowanie złem były już choćby u Littella czy w literaturze lat 50 (Ka-tzetnik!). Można tu mieć potrzebę niuansowania. Wydaje mi się, że Littell adresował swoją prozę do - mimo wszystko - mniej masowego czytelnika. Ka-tzetnik zaś, jako świadek wydarzeń, podlega innym kryteriom oceny. Niezależnie od tej dygresji - pornografizacja literatury trwa w najlepsze i zaczyna sięgać po nowe elementy.

Dzisiejszy czytelnik zamiast wyobrażać sobie, potrzebuje topornej dosłowności, a Czornyj i jego akcja promocyjna są konsekwentną odpowiedzią komercyjnego rynku książki na wspieraną przez prawicę nową narrację, w ramach której dzieci biorą udział w rekonstrukcjach historycznych, a - to cytat prawdziwy - "w rekonstrukcji bombardowania Mławy biorą udział wszyscy mieszkańcy".

Czego potrzebują czytający i ci, którzy nie czytają?

Potrzebujemy lepszych warunków pracy, więcej odpoczynku, mniej “matczakowania”, więcej “urlopów pod gruszą”. Najlepszą promocja czytelnictwa jest danie ludziom poleżeć, odpocząć, wyspać się. Gdy już będziemy wyspani, nie będziemy musieli podejmować się trzech prac, by przeżyć do pierwszego, a państwo będzie nas wspierać, zamiast ciągle dzielić i mówić, kto jest bardziej polski, kto mniej - będziemy więcej czytać. Jestem o tym przekonany, bo czytanie to jedna z największych przyjemności, jakie są nam dostępne bez wstawania z łóżka.

A gdybym miał dziś ogłosić manifest na Dzień Książki, to napisałbym tak...

---

Więcej przeczytacie TUTAJ

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jakie stopy opisała Szmaglewska?