Wydawnictwo Poznańskie, Wydawnictwo Literackie, Justyna Piekarczyk, Magdalena Wilczewska, Piotr Miklaszewski

[RECENZJA] Justyna Piekarczyk, "Adopcja na cztery łapy" i Magdalena Wilczewska, Piotr Miklaszewski, "Wyszczekane podróże"

Tajfuna mi przywieziono. Choć poznaliśmy się w schronisku, to trafił do mnie prosto z kliniki, gdzie przeszedł operację. W pierwszą podróż ruszyliśmy zatem na zdjęcie szwów. Autobusem, z psem w kloszu, który - pies, nie klosz - był jeszcze na etapie "zagryzę was wszystkich". “Miałem serce w przełyku, lecz nic mi się nie stało”, cytując klasyka. Tajfunowi też. Podróż przebiegła idealnie. I za nią były kolejne - do pracy, po mieście, pociągami, samochodami. Nerwów i trudnych sytuacji było sporo, ale uczymy się siebie kolejne lata metodą prób i błędów.

Warto jednak popełniać mniej błędów, a unikniecie ich czytając "Wyszczekane podróże". To, co mnie ujęło w tym poradniku najbardziej, to zwracanie przez Magdę i Piora uwagi na to, że zaspokajając potrzeby czworonoga, nie wolno zapomnieć o sobie. Nasz relaks gwarancją relaksu psa. A gdy już będziemy wszyscy zrelaksowani, łatwiej znajdziemy wspólny język i nic nas nie zatrzyma w drodze do celu. Cel ten może być wyśrubowany - czytelnik pozna tu zwierzaki wspinające się po górach - ale może być też zwykły - pies dobrze sobie radzący w miejski parku, to też przecież pies podróżujący. “Wyszczekane podróże” są zarówno dla tych, którzy w góry, jak i tych, którzy do parku i na kocyk.

Podróże z psem - krótkie i długie - to uprawianie filozofii w czystej jej postaci. Zwykły chodnik staje się torem przeszkód, spacerowi towarzyszy symfonia zapachów, ale i ustawiczna, niepokojąca obecność innych stworzeń. To doświadczanie świata może być niezwykle trudne i dramatyczne, ale może być też przyjemnością płynącą z bezkolizyjnego obcowania z jego skomplikowaniem i różnorodnością. By było ono bezkolizyjne, warto poznać “Wyszczekane podróże”, dzięki którym wspólne wyprawy mogą dawać wam niezwykłą przyjemność, otwierającą na zupełnie inne doświadczanie świata. I nie myślę tu wyłącznie o zwolnieniu tempa, przypatrywaniu się obwąchiwanym kwiatkom, ale też o przyglądaniu się choćby temu, jak skonstruowane są nasze miasta, ile w nich przeszkód (nie tylko) dla psiaka.

Podróż z psem to lekcja innego sposobu postrzegania świata, obfitująca w niespodzianki i momenty zdziwienia. A odkrywanie struktur otaczającego nas świata, umiejętność ich zauważenie i ciągła umiejętność dziwienia się tym, co nas otacza, to przecież przedsionki filozofii.

A zanim ruszycie w podróż z psem, bardzo was zachęcam do lektury “Adopcji na cztery łapy” Justyny Piekarczyk. To bardzo fachowy poradnik, napisany przez kogoś, kto w temacie siedzi od lat. Tym bardziej polecam, bo Justynę poznałem wiele lat temu, gdy w jej domu tymczasowym przebywa Czarek, mój poprzedni psiak. Czarek był psem pozornie łatwym do adopcji, bo wymagał już tylko spokoju, ale nauczył mnie mnóstwa spraw związanych z psią geriatrią. No i był pierwszym psem, który umarł na moich rękach. A to zostaje w pamięci.

Zostawiam Państwa z tymi książkami - bycie dobrym dla piesków jest ważne, ale samą dobrocią z psem się nie dogadacie. Jak się dogadać z dogiem? Sprawdźcie te lektury!

* Do “Wyszczekanych…” napisałem blurba, za którego dostałem wynagrodzenie.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?