Wisława Szymborska, Znak
[RECENZJA] Wisława Szymborska, „Zabawy literackie”
„Ja jestem prosta dziewczyna i piszę wszystko co myślę”. Prostą dziewczyną przelewajacą na papier wszystkie swoje myśli jest - o dziwo - Wisława Szymborska. W wierszowanym liściku do Zbigniewa Herberta deklaruje, że do Pragi poszłaby za nim nawet piechotą, co rymuje się ze „złoto”.
Gdy przyjrzeć się rymom, jakie przyszła laureatka Nobla stworzyła w tym wierszu, można napisać jakąś nową opowieść. Mamy bowiem stolicę, która ma ulicę. Proszę oczywiście o grosze, prześcieradło coś ukradło, a żenić to przecież życie odmienić. Z wódki są smutki, a krowy mają głowy. Nie zdziwiłbym się, gdyby najpierw powstały te urocze pary, a potem dopiero pojawił się cały wiersz.
Wśród książek zrecenzowanych, a raczej zrelacjonowanych, przez Wisławę Szymborską w „Lekturach nadobowiązkowych” znajduje się dzieło Bogdana Dziemidoka, „O komizmie”. Pisała poetka: - Nie ma zadowalającej definicji poezji. Na szczęście z komizmem rzecz się ma podobnie. (...) Nie ma co, komizm to sprawa bardzo poważna i na pedantyczną analizę z pewnością zasługuje. Ostatecznie w jednej i tej samej księgarni zaopatrzyć się można w sonety miłosne Petrarki i atlas anatomiczny.
Szymborska zauważa, że choć znajdziemy u Dziemidoka rejestr rozmaitych przejawów komizmu, spis autorów wywołujących śmiech, to nie ma tam „pisarzy wywołujących uśmiech”. Gdyby taki leksykon chciał ktoś stworzyć dzisiaj, musiałby wygospodarować miejsce dla Szymborskiej. O czym przypomina nam urocza książka, jaką są „Zabawy literackie” z ilustracjami autorki i posłowiem Joanny Szczęsnej.
W żartach Szymborskiej - jak napisał jeden z recenzentów - jest coś do śmiechu. I bardzo dobrze. Najgorszym, co może książce wyrządzić narwany dział promocji w wydawnictwie, to napisać na jej „pleckach”, że to książka zabawna. Zabawnych książek unikam, a moja całkowita obojętność wobec „Anomalii” Le Telliera, potwierdza, że „zabawnych” książek nie należy mi prezentować. Ale książki, w których będzie „coś do śmiechu” przyjmuję z radością.
Żarty Szymborskiej nie są żartami rechotliwymi, a takimi, po których lekturze śmiech zatrzymuje się i zmienia tonację. Bezpieczniej jest po prostu się uśmiechać. I to niemal cały czas. Warto przemyśleć lekturę, w końcu to bardzo niebezpieczna książka dla obawiających się zmarszczek - czy można uśmiechać się przez 240 stron? Jakież to musi być męczące dla twarzy do uśmiechu nie przywykłych.
Piękne są tu wierszyki, wierszydła, pomysły, koncepty, zabawy i gry. Uczta dla czytelników i czytelniczek. Są też teksty frapujące, jak wierszyk dla Leszka Balcerowicza, czy laurka dla Adama Michnika, w którym poetka prosi naczelnego GW o to, by dożył setki. Jest też list, w którym poetka wyznaje, że miała romans z Mao. Oj, będą mieli używanie zidiociali krytycy.
„Nie pasuje tu ołtarzyk/ bo w tym grobie Adam Ważyk”, pisze Szymborska w serii lekko przerażających epitafiów, w których uśmierciła Ewę Lipską, Jerzego Illga i Michała Rusinka. Cóż - lepiej być uśmierconym przez Szymborską, niż umrzeć bez jej epitafium.
Szymborska nigdy nie lubiła ograniczania życia tylko do spraw poważnych. Wytykała pewnemu autorowi omówień poezji, że w jego książce „śmiech figuruje tylko jako »śmiech przez łzy«”. Brakowało jej choćby sugestii, że czytając dzieła poetyckie można „szeroko oddychać”, za to „wszystko, co w poezji wyraża grozę i lament, zostało podkreślone w sposób dobitny”.
Szkoda, że Szymborska stała się lekturową poetką, a nie poetką układającą listy lektur. Byśmy może nie byli skazani tylko na „ciężkie norwidy”. Myślę, że tej jesieni będzie nas wiele - osób zatopionych w lekturze zabaw literackich. A potem wrócimy do ludzi, czyli do Krakowa. Żart ten zrozumieją ci, co dotarli do ostatniej strony. Albo ci, którzy - żartownisie - od niej zaczęli. Warto być w tej czeradzie.
Bartek
28.10.2023 20:33
Szkoda, że Szymborskiej w podstawie programowej jest tak mało.