Tomasz Bereźnicki, Muzeum Getta Warszawskiego

[RECENZJA] Tomasz Bereźnicki, "Getto płonie"

Dzisiaj mam dla Was recenzję, którą skazano na niepublikowanie. Zamówiona przez ŻiH do magazynu “Tłomackie 3/5" wróciła do mnie z informacjami, że redaktorka naczelna, Monika Krawczyk (a jednocześnie dyrektorka instytucji) ma do niej zastrzeżenia i “że z tekstu przebija wrażenie, że krytykuje Pan komiks głównie za to, że wydało go nie kto inny, tylko Muzeum Getta”, jak napisała osoba pośrednicząca między nami.

Zarzut kuriozalny i obraźliwy dla mnie.

Poprosiłem we wrześniu o przesłanie mailem uwag i zobowiązałem się do korekty recenzji, bo w niektórych punktach redakcja (chaos, brak recenzji warstwy ilustracyjnej) mogłem się zgodzić, w końcu nikt nie pisze perfekcyjnie i od tego są redakcje, by teksty poprawiać. Do dzisiaj moja wiadomość pozostała bez odzewu, a recenzja nie została opublikowana.

Z pewnością podejrzenia, że tak ceniona instytucja jak ŻIH wstrzymuje recenzję krytyczną wobec komiksu wydanego przez instytucję, z którą blisko współpracuje, są nieuzasadnione.

Na szczęście jest to komiks wydany dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i przez publiczną instytucję, a magazyn “Tłomackie ⅗” też jest wydawany dzięki ministerialnemu wsparciu, więc możemy przyjąć, że zamówiona recenzja powinna być dostępna publicznie. Zatem dzisiaj dla Was recenzja dłuższa niż zwykle. Polecam się Państwa lekturze!

***

“Getto płonie” Tomasza Bereźnickiego to - mimo wielu dobrych, jak przypuszczam, intencji - komiks nieudany, w którym nie udaje się ani przekonująco opowiedzieć wstrząsających historii trzech głównych jego bohaterek, ani napisać w uproszczonej formie historii powstania w getcie warszawskim. Komiksem rządzi chaos, niezrozumiałe decyzje scenariuszowe, a całość przypomina raczej dzieło propagandowe, niż autonomiczne dzieło literackie.

Przekleństwem i - zarazem - błogosławieństwem dla komiksu, jako rodzaju, czy gatunku literackiego, jest “Maus” Arta Spiegelmana (przyp. 1). Ta, powstająca w latach 80., opowieść o Holokauście przedstawiona na podstawie rozmów autora ze swoim ojcem Władkiem, została niemal powszechnie uznana za arcydzielną i wyprowadziła komiks z katakumb na estrady. Ironicznym jest fakt, że dokonał tego człowiek, który był również ojcem undergroundowego komiksu. Undergroundowego, czyli powstającego w kontrze wobec komiksów superbohaterskich i skierowanych do dzieci, które od wielu lat zalewały amerykański rynek książki. Także “Maus” w swoim założeniu był komiksem undergroundowym. Okazało się, że stał się niemal założycielem nowego gatunku - powieści graficznej. Ten termin ukuto na odróżnienie “poważnych” dzieł komiksowych podejmujących tematy dotąd zarezerwowane dla prozy i w formacie wydawniczym przypominających tradycyjną powieść. Nawet w posłowiu do “Getto płonie” Albert Stankowski, dyrektor Muzeum Getta Warszawskiego, które jest wydawcą komiksu Bereźnickiego pisze: “w formie komiksu (powieści graficznej)”, korzystając z tego drugiego określenia jako uzasadnienia faktu, że po komiks jako medium sięga “poważna” instytucja.

“Maus” stał się komiksem wzorcowym, do którego od ponad 40 lat porównywane są inne dzieła. Maus stał się też komiksem, który uzmysłowił wielu osobom, a zwłaszcza instytucjom publicznym, że komiksowa forma - połączenie mniej lub bardziej uproszczonego rysunku z narracją i tekstem, który może być jednocześnie komentarzem do opowieści - może być idealną formą do opowiadania historii. Niestety historie te szybko osunęły się w propagandę - od komiksów poświęconych lokalnej historii, przez komiksy o tym, jak dobrze będzie Polsce, gdy już wejdzie do Unii Europejskiej, po historię “żołnierzy wyklętych” - w Polsce instytucje publiczne traktują komiks tak, jak nigdy by nie potraktowały innych rodzajów literackich. Albo inaczej - tak, jak z większym trudem udaje im się potraktować inne rodzaje literackie, bo przecież literatury propagandowej w Polsce mamy - niestety - całkiem sporo.

Pozornie treści komiksowe w tego rodzaju produkcjach przeznaczone są dla młodszych czytelników, ale w większości bywają nieczytelne, zbyt skomplikowane narracyjnie, fragmentaryczne lub z przerostem wykładu nad komiksową opowieścią, Ich odbiorcą będzie raczej dorosły czytelnik. A jeszcze częściej - nikt. Dorośli kupują z myślą o dziecku, a dziecko niewiele z tego wyciągnie. Za to instytucja będzie mogła się pochwalić wydanym komiksem, co daje jej punkty w kategorii “młodzieżowość” i “nowoczesność”. Jednocześnie komiks wciąż jest bardzo niszową częścią kultury w Polsce, uważany za coś schematycznego, prostego i skierowanego do niezbyt wymagającego odbiorcy. Popularność komiksu wśród instytucji, załatwiających za jego pomocą swoje cele - nie sprzyja jego rozwojowi.

“Getto płonie” autorstwa Tomasza Bereźnickiego to ciekawy przykład instytucjonalnej produkcji komiksowej. Już samo zaangażowanie Bereźnickiego do jego powstania jest sygnałem, że ambicje są tu raczej propagandowe, niż artystyczne. Jest to bowiem twórca niezwykle lubiany przez instytucje. Jego rysunki można znaleźć w komiksach wydawanych m.in. przez Muzeum Powstania Warszawskiego, Instytut Pamięci Narodowej, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, czy Fundację FOR (antologia komiksów o tematyce ekonomicznej). I choć bywają wśród nich dzieła całkiem udane, jak "Wrzesień pułkownika Maczka" ze scenariuszem Sławomira Zajączkowskiego, to ma Bereźnicki doskonałą umiejętność odczytywania intencji swoich zleceniodawców. Literatury to nie tworzy.

“Getto płonie. Historia łączniczek powstania w getcie warszawskim” to książka o intencjach zasadniczo podejrzanych. Komiks otwiera przydługi “Wstęp” autorstwa Muzeum Getta Warszawskiego, który w skrótowej, choć wciąż za długiej jak na to dzieło, formie przedstawia genezę i historię powstanie w getcie warszawskim ze szczególnym uwzględnieniem różnic pomiędzy dwoma działającymi w nim organizacjami paramilitarnymi - ŻOB (Żydowska Organizacja Bojowa) i ŻZW (Żydowski Związek Wojskowy). ŻOB - zgodnie z opisem - był organizacją wywodzącą się z “lewicowej partii antysyjonistycznej Bund”. ŻZW miało korzenie “w prawicowych ugrupowaniach syjonistycznych”. Różnica oczywista, ale też politycznie wraża. I różnica ta okaże się - wbrew tytułowi - najważniejszym ideologicznym tematem komiksu. Już w “Prologu” do 1 części Bereźnicki pisze: “Udział Żydowskiego Związku Wojskowego w powstaniu w getcie warszawskim przez wiele lat marginalizowano lub nawet pomijano”. Kto i kiedy pomijał? Dlaczego? O tym w komiksie nie ma ani słowa. Czytelnik oczywiście może sięgnąć po naukowe opracowania wyjaśniające, kto i kiedy pomijał rolę ŻZW, ale naiwnością byłoby sądzić, że czytelnicy “Getto płonie” poświęcą swój wolny czas dla niemal naukowej kwerendy. Ale niedopowiedzenie zostaje, a te w spolaryzowanej rzeczywistości społecznej, żyją własnym życiem. Jest zatem komiks Bereźnickiego próbą nie tylko “oddawania głosu”, ale i rewizji historii. “Komiks ten powstał, by przywrócić proporcje w opowiadaniu o walce dwóch organizacji żydowskich: ŻOB i ŻZW”, pisze wprost jego autor.

Sam komiks składa się z trzech części. Pierwsza to opowiadana fragmentarycznie i momentami achronologicznie historia Danieli, jednej z trzech koleżanek mieszkających w jednej kamienicy przy ulicy Nowolipki, która - już jako starsza osoba - wraca pamięcią do powstania w getcie. Narracja ma szybkie tempo. 1 strona - 8 maj 1943 rok, Daniela i jej towarzysze ukryci w bunkrze, gdyż Niemcy “wrócili i zaczęli podpalać getto”. Druga strona - Cofamy się kilka dni wstecz. Daniela razem z Mordechajem Anielewiczem przychodzi do schronu zbudowanego przez “ludzi z półświatka”. I zaraz przeskakujemy znowu o kilka dni w przeszłość, by poznać historię przeprowadzenia Danieli i kilku innych osób przez Marka Edelmana, Cywię Lubetkin przez kanały, a następnie przez Symchę Rotema na aryjską stronę miasta (autor komiksu zakłada, że czytelnik raczej wie kim są te osoby).

Dwie strony i już jesteśmy w rozdziale drugim, gdzie poznajemy historię warszawskiego getta, a Daniela jako łączniczka podziemia dostaje zadanie przekazania paczki w umówione miejsce (“tego dnia nie zdawałam sobie sprawy co i od kogo mi powierzono. Dowiedziałam się o tym po latach”). To wszystko na zaledwie kilku stronach, na których scenarzysta (i rysownik w jednej osobie) próbuje upchnąć jak najwięcej informacji, przez co na opowieść o głównej bohaterce nie zostaje już prawie w ogóle miejsca. I tak skaczemy w tej historii, jakbyśmy przewijali filmiki na instastory. Pojawi się też pierwsza koleżanka Danieli z kamienicy, Ruta, która - jak się okazuje - wciągnęła Danielę w działania podziemia.

Trzecią koleżanką okażę się Szoszana, z którą Daniela po latach spotyka się pod Pomnikiem Bohaterów Getta. To ona okaże się członkinią ŻZW i to jej opowieść zamyka komiks Bereźnickiego. Najważniejszym jej elementem jest - poza opowieścią historyczną o tym, czym był ŻZW - uświadomienie Danieli, że paczka, którą kazano jej przekazać, należała do ŻZW. Zdaniem Szoszany jest to dowodem na współpracę między dwoma organizacjami. Z komiksu nie wynika wprost, kiedy owo przekazanie paczki miało miejsce, choć czytelnikowi może się wydawać, że działo się to raczej tuż po zamknięciu getta, a przecież wtedy jeszcze ani ŻOB, ani ŻZW nie istniały. Jakkolwiek nie prawdziwe, wydaje się to mocno naciąganym, jednostkowym przypadkiem, który trudno przyjąć jako symbol współpracy obydwu organizacji.

Polityczny program tego komiksu jest aż nadmiernie czytelny. Oto ponownie mamy do czynienia z licytacją o to, kto był bardziej “polski”. Pojawia się nawet postać w polskim mundurze, co może powielać mit, jakoby wśród założycieli ŻZW, byli oficerowie Wojska Polskiego (przyp. 2).

W komiksie Bereźnickiego wszyscy są bohaterami, ale ci z ŻZW jednak jacyś tacy dzielniejsi - lepiej posługują się bronią, no i oni wywieszają powiewające nad gettem flagi - polskiej biało-czerwonej i żydowskiej biało-niebieskiej. Oczywiście, trudno sobie wyobrazić, by lewicowe grupy syjonistyczne wywieszały w trakcie walki w getcie polskie flagi (choć wyobrazić to sobie można wszystko), ale osnucie narracji wokół tego wydarzenia, przy równoczesnym podkreślaniu, że do tej pory historia była opowiadana inaczej, to nadto czytelna próba ustanowienia nowego mitu narracyjnego. Jednocześnie fałszywa - wystarczy spojrzeć na znaczek Poczty Izraelskiej z flagami powiewającym nad placem Muranowskim, wydany z okazji 70. rocznicy powstania w getcie, czyli przed 10 laty.

Sporo tu o micie, niewiele o codzienności. Jest do imentu stereotypowo. Skoro getto, to musi się pojawić nawet Wera Gran!

Wydaje mi się nadużyciem fakt, że w komiksie nie dostajemy żadnych informacji, czy relacja Danieli, którą w komiksowej formie odtwarza Bereźnicki, jest prawdziwa, czy jednak jest zlepkiem wielu innych historii przetworzonych przez scenarzystę. Z jednej strony protesty budzą dzieła Maxa Czornyja i inne “popholokiczowate” dzieła spod znaku “Tatuażysty z Auschwitz”, z drugiej - instytucja publiczna zajmująca się pamięcią o żydowsko-polskiej historii - sama tworzy narrację, która korzysta z tych samych zabiegów, co wspomniane książki. W posłowiu napisanym przez Alberta Stankowskiego, dyrektora Muzeum Getta Warszawskiego, czytamy, że “narratorem jest Daniela, łączniczka i sanitariuszka”. Czy istniała? Nie wiemy. Dlaczego “narratorem”, a nie “narratorką”, skoro “łączniczką” i “sanitariuszką”? Każdy z nas ma na pewno własną odpowiedź na to pytanie.

Jak na komiks mający odzyskać pamięć o roli ŻZW jest jednak czymś kuriozalnym uczynienie głównej narratorki członkinią “konkurencyjnej” pamięci. Postaci przedstawione w “Getto płonie” są papierowe, nie posiadają rodziny, przeszłości, życia innego niż to “bohaterskie”. O ich przyszłości też dowiadujemy się niewiele. Całość korzysta z męczących już , nudnych klisz. Bohaterki spotykają się pod “tym pomnikiem”, bo przecież gdzie się wszyscy Żydzi na świecie ze sobą spotykają, jak nie podczas obchodów rocznicy getta? Żydzi nie spotykają się przypadkiem na ulicy w Jerozolimie, Paryżu, na plaży w Sopocie. Nie mieli innych przewodników niż Marek Edelman i nie pracowali z nikim innym, tylko z Anielewiczem. Czytelnik ma dostać to, co już zna. Niewiele od czytelników się w takich książkach wymaga.

Jedną z najbardziej upiornych cech polskich komiksów traktujących o II wojnie światowej jest fakt, że Niemcy mówią w nich po niemiecku. Jakoś w prozie mówią po polsku. Kilka stron komiksu Bereźnickiego w całości jest zapisane po niemiecku (polski przekład jest w przypisach), bo przedstawia “relację J. Stroopa”. Skoro tak realistycznie postanowił Bereźnicki odtworzyć realia getta, to dlaczego jego bohaterki zawsze mówią tylko po polsku? Doceniam ilustracyjną sprawność Bereźnickiego, bo rysownikiem jest dużo lepszym niż scenarzystą, ale czy w każdym komiksie o Żydach i Holokauście trzeba wpisywać gwiazdę Dawida w jaką literę tytułu? Kiedy nasza wyobraźnia wizualna wyzwoli się z tak banalnych ikonografii?

Dyrektor Stankowski pisze, że “komiks powstał z okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim - i mamy nadzieję - pozostanie trwałym świadectwem jej obchodów”. Rzeczywiście, jest “Getto płonie” świadectwem swoich czasów, uwikłania komiksowej formy w łopatologiczną propagandę polityki historycznej. Paweł Dobrosielski pisał, że po 2015 roku, w Polsce, “nastąpiła gruntowna reorientacja państwowych polityk pamięci oraz narracji dominujących elit symbolicznych w tym obszarze” (przyp. 3). Na wyklejce komiksu “Getto płonie” nie znajdziemy płonącego getta, a ruiny getta, nad którymi góruje katolicki kościół. Symbolika - w komiksie podkreślającym przywracanie pamięci o organizacji, która wywieszała polską flagę i współpracowała z polskim podziemiem walczącym, aż nadto czytelna.

Zamiast opowiadać ciekawą historię trzech niezwykłych kobiet, Bereźnicki próbuje opowiedzieć wszystko po trochu. Finalnie “Getto płonie” jest komiksem nieudanym i kolejną próbą wykorzystania tego medium do poprawiania historii i pisania nowej.

przypisy:

1. Art Spiegelman, “Maus. Opowieść ocalałego. Cz. 1, Mój ojciec krwawi historią. Cz. 2, I tu się zaczęły moje kłopoty”, tłum. Piotr Bikont. Warszawa 2016.
2. Więcej na ten temat w: Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum, “Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze”, Warszawa 2017.
3. Paweł Dobrosielski, "Obrońcy wiary Węzłowe spory o polsko-żydowską przeszłość od 2015 roku" [w:] "Zagłada Żydów. Studia i Materiały", R. 2022, nr 18, s. 616.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto ocalił Izabelę Czajkę-Stachowicz?