Wałbrzych
Refleksja wałbrzyska
Wałbrzych. Godzina 22.
- Ja to jestem normalny!
Mateusz, rocznik 97' w tej kwestii nie miał wątpliwości.
Więcej problemów nastręczało mu - w niedzielny wieczór - znalezienie czynnego sklepu. Był to nasz wspólny problem. Wspólnota zadzierzgnięta pod jedną z nieczynnych żabek. Czując wyjątkowość tej chwili, poszliśmy na wycieczkę. On po coś na grilla, ja nie.
(To mógłby być początek pięknej historii. Ale jesteśmy w Wałbrzychu)
- Co rozumiesz przez "normalny"?
- Chłopie, ja się bawiłem w podchody!
Nie mogłem odmówić tej definicji uroku.
***
O tym, że pod koniec czerwca w moim rodzinnym mieście odnotowano - jak donoszą media - "atak z maczetą. Pociął człowieka mieczem! Mateusz prawie zginął od ciosów mieczem samurajskim" informują mnie trzy osoby. Powieka mi nie drgnęła. Mieliśmy już burmistrza-łapówkarza i księdza-pedofila oraz jednego mordercę. Mordercę znałem. Można przywyknąć.
***
Okolice Wałbrzycha. Godzina 16. Andrzej miał raka i kilka kolekcji. Została mu największa duma - figurki porcelanowe. Ćmielów, Wałbrzych... - Dobry samochód za to można kupić - mówi dopytywany o ceny. Porcelany jeszcze nie sprzedaje. Onkolog mówi, że jest dobrze.
Andrzej: - Córka jest na drugim roku we Wrocławiu. Nie chce wracać. Mówi: "Tato, tam mogę założyć to, co chcę i nikt się nie gapi".
Pytam o wspólnego znajomego. - Wszyscy tu wiedzieli! No po tym nie miał życia. I córka mu się wyoutowała. Lubiłem go, przychodził kilka razy... Nigdy nie znałem żadnego, a wcześniej to człowiek źle o nich myślał. Ale już nie myślę. On taki normalny był.
Chodzi za mną ta normalność jak szczenię za suką.
- Jak tu mieszkałem, to bardzo lubiłem się bawić w podchody - mówię na odchodnym. Nie dodaję, że najlepiej mi szło ukrywanie się.
Skomentuj posta