wywiad, Gazeta Wyborcza, Marta Wiktoria Trojanowska, Stanisława Bisikiewicz
[GAZETA WYBORCZA] "Siłaczka o siłaczce. Niezwykła historia bibliotekarki z Młodzianowa"
Dzisiaj chciałby, żebyście poznali dwie wyjątkowe postacie - Martę Wiktorię Trojanowską i Stanisławę Bisikiewicz. Kim są? Już za chwilę wam powiem.
***
To, że powstają biografie Marii Konopnickiej czy Róży Luksemburg, nikogo nie dziwi. Ale biografia bibliotekarki, która w powojennym czasie poświęciła życiem książkom i czytelnikom - zaskakuje.
Książka "Siłaczka z Młodzianowa. O bibliotekarce Stanisławie Bisikiewicz" to opowieść o harcie ducha, wierze w moc literatury i tytanicznej pracy na czytelniczym froncie. Kim była ta zwykła-niezwykła kobieta?
O Bisikiewicz, pracującej w niewielkiej filii radomskiej biblioteki, opowiada "Wyborczej" jej biografka, Marta Wiktoria Trojanowska, która również jest radomską bibliotekarką i słynie z niezwykłych pasji. Na rozmowę przyszła razem z córką, Olą, miłośniczką mang.
***
Ola - A w domu mamy jeża! I mama mówi do niego "Fryderyczku".
Marta Wiktoria Trojanowska - Będzie ciężko… Kochanie, o jeżu porozmawiamy na koniec.
Wojciech Szot - Jesteś bibliotekarką w…
MT - W jednej z najmniejszych filii Miejskiej Biblioteki Publicznej w Radomiu. To naprawdę maleńka filia osiedlowa.
WSZ - Co znaczy "maleńka"? Chodzi o czytelników?
MT - Nie, przychodzi sporo osób, ale lokal jest niewielki, podobnie jak księgozbiór. To miejsce pełne wyzwań. Staramy się oswajać lokalne środowisko i pokonywać problemy z przestrzenią.
(...)
MT - Wiesz… ten niebywały zalew rynku wydawniczego toksycznymi tytułami to jest świeża sprawa. Mamy w związku z tym bardzo duże dylematy moralne, których chyba nie umiemy jeszcze rozwiązać. Bibliotekarze starają się te książki klasyfikować jako książki dla dorosłych. Stawiają je na półkach "dla dorosłych". Ale bardzo często przegrywają z rodzicami, którzy wypożyczają je dla dzieci na swoje karty. Wydaje mi się, że trochę winne jest temu błędne myślenie, że "nie ważne, co czytają, byle czytali".
Jednak największy problem nie jest w tym, że dzieci czytają "Rodzinę Monet". Większym jest to, że bardzo szybko przeskakują z książek dziecięcych do takich już raczej dla dorosłych. Ciężko jest znaleźć czytelników dla książek będących kiedyś stadium pośrednim - przygodowych, detektywistycznych. Dzieci rzucają się od razu na głęboką wodę.
Ola - U nas pierwszoklasistki chodzą z "Rodziną Monet".
MT - To są bardzo złe wiadomości. Musimy rozmawiać więcej z rodzicami, tłumaczyć. Ale nie wygramy z przemysłem wciskającym te książki najmłodszym.
***
Marta Wiktoria Trojanowska jest nie tylko biografką, bibliotekarką i mamą, ale też pasjonatką, która zajmuje się lokalną historią. Jaką? Wszystko to w naszej rozmowie, do której lektury Was zapraszam.
Kierunek zwiedzania - w moim miejscu pracy.
[WSZ]
Skomentuj posta