wywiad, Marcin Napiórkowski, Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, Gazeta Wyborcza

[GAZETA WYBORCZA] "Marcin Napiórkowski: Wiele osób uznało moje powołanie za decyzję polityczną. Jestem tym zaskoczony" - rozmowa z Marcinem Napiórkowskim

Ta decyzja wzbudziła kontrowersje. Po tym, jak Ministerstwo Kultury odwołało Roberta Kostro z funkcji dyrektora Muzeum Historii Polski i powołało na to stanowisko Marcina Napiórkowskiego, protestowali historycy z prawa i lewa.

Głosy były krytyczne, a Napiórkowski unikał mediów. Tour po mediach zrobił przy okazji obchodów święta 11 listopada. Rozmawiamy jednak już po tych wydarzeniach. Z dobrym - wydaje mi się - efektem dla samej rozmowy.

***

Wojciech Szot: - Był pan trochę takim złotym chłopcem demokracji - współautor musicalu o „Solidarności", autor popularnych książek, a nawet - napisał złośliwiec - prorokiem„uśmiechniętej Polski". Można na tym długo jechać.

Marcin Napiórkowski: - I nigdzie nie dojechać. A tak wylądowałem w miejscu, gdzie ktoś mówi: sprawdzam. W miejscu, w którym wszystkie idee dotyczące tego, jak budować przyszłość na mądrej refleksji nad przeszłością, jak wykorzystać naszą potrzebę pozytywnych opowieści, jak tworzyć coś, co łączy, a nie dzieli, mogą być przekute w praktykę.

Przyznaję, że początek nie jest łatwy. Całe życie zawodowe pisałem o tym, jak szkodliwa jest polaryzacja, a teraz dla wielu osób stałem się ikoną polaryzacji.

WSZ - Jak się pan z tym wszystkim czuje?

MN - Wiele osób uznało decyzję o powołaniu mnie za polityczną. Jestem tym trochę zaskoczony, bo nie uważałem się nigdy za osobę o wyrazistych poglądach politycznych. Chyba że uznać za takie poszukiwanie konsensusu i dialogu. Ale to akurat łączy mnie, a nie dzieli z poprzednikiem. Moim zdaniem interpretowanie tej zmiany w kategoriach politycznych nie jest też fair wobec niego. Robert Kostro nie był żadnym „PiS-owskim funkcjonariuszem". Był człowiekiem od dawna w polityce nieaktywnym, który to muzeum prowadził od 18 lat, podczas rządów różnych opcji. Nie szukałbym więc tu polityki. Wierzę natomiast, że po tylu latach każda organizacja potrzebuje zmiany.

(…)

WSZ - Zarzucono panu, że nigdy nie zarządzał pan tak dużym zespołem.

MN - I że nie jestem historykiem... To zarzut nie do końca sprawiedliwy, bo mój poprzednik, choć skończył historię, to nigdy nie prowadził zaawansowanych badań historycznych – od połowy lat 90. XX wieku był urzędnikiem państwowym. A ja od lat zajmuję się naukowo historią. Napisałem m.in. „Powstanie umarłych" – efekt dekady spędzonej w archiwach, w tym w IPN. A kilka lat temu MHP zamówiło u mnie ekspertyzę w sprawie polityki pamięci w dwudziestoleciu międzywojennym…

Efekt jest przynajmniej taki, że wiem, jak dużo nie wiem. Mam na tyle duże pojęcie o warsztacie historyka, żeby mieć olbrzymią pokorę wobec tego, że niewiele wiem o średniowieczu i muszę polegać na pomocy mediewistów. Nie jestem specjalistą od nowożytności, więc muszę słuchać nowożytników, a w wielu sprawach korzystać z pomocy Rady Muzeum i współpracowników.

(…)

WSZ - Dużo wielkich słów i idei - wspólnota, odpowiedzialność, budowanie przyszłości. Czytając komentarze po pańskim powołaniu, ale też odnoszące się do pana działalności, widziałem, że ta radosna, optymistyczna wizja świata wydaje się podejrzana.

MN - Widać za mało czytam komentarzy.

WSZ - Służę cytatami.

MN - Wie pan, każdy ma jakieś wady. Jak wyglądam - każdy może zobaczyć. Mam naturę pogodną i wesołą, co z pewnością przekłada się na moją wizję historii. Ale ja optymizm widzę jako postawę bardzo trzeźwą i praktyczną.

Możemy przyjąć trzy postawy. Naiwną - będzie dobrze niezależnie od tego, co zrobimy. Czarnowidzącą - będzie źle niezależnie od tego, co zrobimy. I optymistyczną właśnie - jak weźmiemy się do roboty, to damy radę. Zatem optymizm - logicznie rzecz biorąc - wydaje mi się postawą uzasadnioną. Musimy brać odpowiedzialność za otaczającą nas rzeczywistość i ciężko pracować, żeby ją zmieniać.

***

(fot. Mateusz Skwarczek)

CAŁOŚĆ TUTAJ

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?