wywiad, Gazeta Wyborcza, Artur Domosławski
[GAZETA WYBORCZA] "Artur Domosławski: Populizm to ruchy polityczne, które dbają o interesy ludzi biednych. Co w tym złego?"
Czas na gościa, którego dawno w moim miejscu pracy nie było.
Emocje wokół książki o Ryszardzie Kapuścińskim były olbrzymie. Dla mnie są historią i ciekawą lekcją dziennikarstwa i biografistyki. Dla Artura Domosławskiego czymś, co — na dobre i na złe — wpłynęło na jego życia. Ale mija czas i warto rozmawiać.
Zwłaszcza że wyszła świetna, nowa książka Domosławskiego. Zatem porozmawialiśmy.
***
Wojciech Szot — Kto opowiada w książce "Rewolucja nie ma końca"? Ktoś rozczarowany polską rewolucją czy ktoś wciąż żyjący jej mitem?
Artur Domosławski — Ktoś, kto próbuje zrozumieć ludzi w innej części świata, ich historię, zapatrywania, dramaty, bolączki – i kto sam przechodzi głęboką przemianę. Z tej przemiany wynika też krytyczne spojrzenie na niektóre aspekty naszej transformacji, owszem.
WSZ — Ładnie powiedziane, ale konkretniej?
AD — Przemiana zaczyna się od podważenia własnego „wyposażenia". Od dostrzeżenia, że utrudnia ono zrozumienie innego doświadczenia, które nie było moim udziałem. Czy miałbym komuś z kraju, w którym doszło do krwawego zamachu stanu wspieranego przez Waszyngton, tłumaczyć, że się myli, bo przecież Stany są fajne?
Chciałem zrozumieć, dlaczego wielu Latynosów ma perspektywę diametralnie różną od mojej – w tej i wielu innych sprawach; niejako „przepuścić" ją przez swoje doświadczenie. W efekcie takiego spotkania człowiek tworzy sobie - mam taką nadzieję - pełniejszy obraz świata. I weryfikuje własne przekonania oparte o dalece niepełne, czasem zupełnie fałszywe dane wyjściowe.
(…)
WSZ — Sprawa twojej biografii Kapuścińskiego, proces i wszystko to, co wydarzyło się przy tej okazji, to dla mnie dziś jedna z najciekawszych opowieści o tym, czym jest dziennikarstwo, a może w ogóle pisanie. I o tym, jakie strategie opowiadania historii można stosować, a jakie bywają ryzykowne. Jak dzisiaj patrzysz na "sprawę Domosławskiego"?
AD — Będę dyplomatyczny. Mam nadzieję, że po tamtej dyskusji wszyscy jesteśmy mądrzejsi. Widzę, że dziś biografie dużo częściej powstają w takim duchu, w jakim pisałem o Kapuścińskim. Coś się zmieniło w tym, jak opowiadamy o wielkich postaciach – krytycznie, a zarazem doceniając to, co na docenienie zasługuje. Myślę, że bez takiej refleksji nie ma żywej kultury.
Kapuściński był i pozostaje moją ważną inspiracją – i ślady tego są też w nowej książce. Był kimś, kto uświadomił nam wszystkich, że większość ludzkości mieszka na Globalnym Południu. Rozmowy z nim pomogły mi również zadawać samemu sobie pytania o porządek, jaki stworzyliśmy po 1989 roku.
Nie przekreślam absolutnie dobrej części tamtych przemian. To było również moje doświadczenie pokoleniowe i moja „refolucja". I wcale nie chciałbym żyć w PRL-u, jakiego doświadczyłem w latach 80. Gdy jednak człowieka dopada porewolucyjny entuzjazm, to trochę nie widzi ciemniejszych stron rzeczywistości. Albo widzi je nie dość wyraźnie.
Dla mnie kwestionowanie własnych przekonań czy dyskutowanie z przekonaniami innych, także bliskich mi osób, nie jest w ogóle problematyczne. Sądzę, że mogą z tego wyniknąć dobre rzeczy, ale stało się, jak się stało. Nie bardzo chcę w to wszystko znowu wchodzić...
WSZ — Już wdepnęliśmy.
***
Odpowiedź Domosławskiego i całą naszą rozmowę znajdziecie w moim miejscu pracy.
Skomentuj posta