
Łukasz Witczak, Filtry, Paul Murray
[RECENZJA] Paul Murray, "Żądło", tłum. Łukasz Witczak
Mistrzowska powieść. Jedna z tych książek, które sprawiają, że wraca ochota do czytania wielkich narracji.
“Żądło” uruchamia w czytelniku to specyficzne uczucie osobistej więzi z opowieścią. Więzi będącej jak cukierek, którego chce się smakować powoli, a jednocześnie nie można się uwolnić od żądzy natychmiastowej jego konsumpcji. Miłe uczucie. Ostatnia taka relacja z powieścią pojawiła się u mnie bodajże, gdy czytałem “Straszliwą zieleń” Labatuta (tłum. Tomasz Pindel). Zatem minęło już kilka miesięcy.
“Żądło” to czwarta powieść w dorobku irlandzkiego pisarza. Zadebiutował w 2003 roku komedią "An Evening of Long Goodbyes", a siedem lat później jego druga powieść, "Skippy Dies" znalazła się na "długiej liście" Bookera i w finałach innych, prestiżowych nagród. Trzecią powieść - trochę chłodniej przyjętą "The Mark and the Void" - wydał w 2015 roku. Po ośmiu latach Murray wrócił z dziełem, które ma wielką szansę na to, by przejść do literackiej klasyki. To w końcu połączenie najlepszych tradycji XIX-wiecznej powieści z tym, co wartościowe w modernistycznej literaturze.
Piszę o biografii twórcy również po to, by zwrócić waszą uwagę na te osiem lat pomiędzy trzecią, a czwartą książką. Trudno szybciej pisać arcydzieła. I dlatego właśnie czytamy o irlandzkich Barnesach, a nie polskich Nowakach. Ale to jest już uwaga na marginesie, choć…
Murray osiąga w “Żądle” literackie mistrzowsko właśnie dzięki temu, że się nie spieszy. Powoli, krok po kroku, dokonuje wiwisekcji pozornie tylko zwyczajnej irlandzkiej rodziny, której życie - w efekcie kryzysu gospodarczego, który wybuchł w 2008 roku - dramatycznie się zmienia. A może to wygodne uproszczenie na użytek krótkiej recenzji? Bo - gdy już kilka godzin z powieścią Murraya spędzimy - odkryjemy, że życie Barnesów zmieniło się dawno temu. I to nie tylko dzięki pewnej pszczole.
Ta licząca ponad 500 stron powieść wbrew pozorom nie jest jednak powolną, rozpiętą na pokolenia i ciągnącą się przez epoki sagą. Jesteśmy raczej tu i teraz, choć ciągle poruszamy się na osi. Irlandzki pisarz bowiem doskonale podkręca i zmienia tempo narracji. Służy mu do tego opisywanie historii z różnych punktów widzenia - każdy z członków czteroosobowej rodziny się tu wypowie - ale też zaczynanie ich historii w odmiennych punktach, czy - finalnie - dynamiczne ich mieszanie.
Murray zaczyna przebiegle - od opowieści o przyjaźni dwóch nastolatek. To usypia czujność czytelników - czy to powieść dla “młodych dorosłych”? Zdradzająca ambicje “zwykła” obyczajówka? Komedia?
Cass Barnes czuła, jakby znała Elaine od zawsze. A przecież poznały się w liceum, gdy Elaine wylała jodynę na egzemę Cass. “Płakała potem jeszcze bardziej niż Cass i odprowadziła ją do gabinetu pielęgniarki”. Niejedna przyjaźń zaczęła się od wspólnie przeżywanej tragedii. Nastolatki - córka zamożnego właściciela salonu samochodowego i jeszcze bogatszego biznesmena i hodowcy bydła - marzą o tym, by wyrwać się z miasteczka, w którym “nie da się nawet kupić kiełbasy - jak narzekała Elaine - bez opowiadania, co się ostatnio wydarzyło w twoim życiu”. Prowadziłyby zwyczajne, dość uprzywilejowane życie, gdyby nie światowy kryzys. Kryzys, który sprawia, że nowy samochód przestaje być potrzebą wymagającą realizacji.
I tu na scenę wkroczy Imelda, matka Cass. Początkowo przedstawiana jako próżna członkini “komitetu upiększania miasta”, okazuje się postacią o wiele bardziej skomplikowaną, a jej małżeństwo z Dickiem Barnesem…
Powoli odkrywanych tajemnic będzie tu sporo. Murray doskonale skonstruował “Żądło”, które czyta się niemal jak kryminał, pod warunkiem, że w kryminałach ktoś pisałby techniką strumienia świadomości - a i z takimi rozdziałami się tu spotkamy. Cztery punkty widzenia (Cass, jej 12-letni brat, ojciec i matka), które w finale stworzą szaloną symfonię opowieści, to nie jedyny intrygujący zabieg formalny, jaki znajdziecie w “Żądle”.
Irlandzki pisarz okazuje się bowiem mistrzem żonglowania kliszami i konwencjami, którego ewidentnie fascynuje temat awansu społecznego.
Finalnie “Żądło” jest - jak niemal każda książka z kategorii “nie mogę odłożyć” - książką o relacjach rodzinnych. O rywalizacji w rodzeństwie, trudnościach w relacji ojciec-syn, zazdrości córki o matkę, walce o utrzymanie statusu społecznego, ale też - o kryzysie klimatycznym. Murray sięga po jedną z najbardziej wyświechtanych metafor współczesnej literatury, a mianowicie po zestawienie kryzysu relacji w rodzinie z kryzysem gospodarczym i klimatycznym (będzie nawet o budowaniu bunkra na wypadek apokalipsy!). Klisza, ale w “Żądle” doskonale wygrana.
Murray jest błyskotliwy, ironiczny, zabawny, ale przede wszystkim - cholernie smutny. Bo cała ta historia jest też przecież opowieścią o tym, że książę może tęsknić za byciem żabą, Kopciuszek mieć dość falbanek, a rozczarowanie i niepokój są stałymi towarzyszami naszych żyć.
A tytułowe żądło? To przecież nic innego jak opowieść o tym, że życie jest nieprzewidywalne i nawet idąca do ołtarza panna młoda nie powinna być obojętna wobec nadlatującej pszczoły. Tylko jak się przed nią uchronić? Oto wielkie pytanie, które - jako zadanie domowe - stawia przed nami Murray. Czy jesteśmy w stanie dostrzec, skąd nadciąga niebezpieczeństwo? Patrząc na to, co wyprawia się aktualnie na świecie - to pytanie, które powinniśmy częściej sobie zadawać. Bo gdy już w zdrowym ciele pojawi się jad, będzie za późno na ratunek.
Czytajcie Murraya - lektura “Żądła” to nie eskapizm, bezpieczna ucieczka od rzeczywistości, ale właśnie powrót do niej, trochę dookoła.
Łukasz Witczak narobił się nad przekładem i efekt jest bardzo udany. Ironia i sarkazm dalej są ironią i sarkazmem, a monolog a’la Molly Bloom - monologiem a’la Molly Bloom. Wszystko na swoim miejscu. Brawo! A dla wydawnictwa brawa za porwanie się na ten tytuł - to jednak nieczęste, by “kraftowy” wydawca kupował prawa do nagradzanego tytułu, którego wydanie do tanich nie należy. Filtry zaryzykowały i mam nadzieję, że ryzyko to się zwróci. Bo wyszło dzieło, którego - jak już przeczytacie - z pewnością szybko nie zapomnicie.
Skomentuj posta