Gazeta Wyborcza, Gottesberg, pocztówki, Ale Historia
[GAZETA WYBORCZA] "Słowo "pocztówka" to dziwoląg wątpliwej wartości. Równie dobrze może oznaczać wózek pocztowy, a nawet kobietę"
Wciąż wysyłacie pocztówki z wakacji? Czy już porzuciliście ten piękny zwyczaj?
W moim miejscu pracy piszę o historii pocztówek. O ich dwóch, złotych erach.
***
Był 13 lipca 1951 roku. „Serdeczne pozdrowienia posyła tobie Kochany mężu Łucja. Kochany mężu mam prośbę do ciebie, przywieź z sobą cherbatę i kwasu cytrynowego 2 deka, bo tu niema nic. Herbatę mamy w domu w kredensie pod jajkami. Do rychłego i miłego zobaczenia. Twoja żona Łucja". Na wszelki wypadek dopisała: „kwas kupisz w drogerji" (pisownia oryginalna).
Mąż miał na imię Ryszard, a pocztówkę wysłano do Chorzowa, w którym najwyraźniej herbatę łatwiej było dostać niż na Ziemiach Odzyskanych, gdzie - u rodziny lub na wczasach - przebywała Łucja. Tylko pozornie wszystko się tu zgadza.
Gdy kilka dni później Ryszard zajrzał do skrzynki pocztowej, mógł poczuć niepokój. Czarno-biała pocztówka przedstawiała widok na ukryte wśród wzgórz miasteczko. I podpis: „Gottesberg in Schlesien, höchste Stadt Preussens". Gottesberg na Śląsku, najwyżej położone miasto w Prusach. Niewielki dopisek umożliwiał datowanie pocztówki. 1940 rok. W 1951, gdy Łucja była tam na wczasach, miasteczko nazywało się już Boguszów.
Na Ziemiach Odzyskanych brakowało wszystkiego, nie tylko herbaty. Również pocztówek. Używano niemieckich, które poprzedni właściciele zostawili w magazynach sklepików i mieszkaniach.
W muzealnych i prywatnych kolekcjach zachowały się przykłady polonizacji widokówek - zamazywano niemieckie nazwy, dopisywano polskie. Jak widać niekonsekwentnie.
***
Całość tej opowieści - kierunek zwiedzania TUTAJ.
Skomentuj posta