wywiad, Colm Toibin, Gazeta Wyborcza, rozmowa, Jerzy Kozłowski, Rebis
[GAZETA WYBORCZA] "Irlandzki kandydat do Nobla: Polaków chwalili geje i księża. Wypełnialiście kluby i kościoły"
Wojciech Szot: "Wróciłem do świata, który rozumiem", napisałeś trzy dekady temu. Tym światem zrozumiałym był Berlin Zachodni. Niezrozumiałym - Polska. Czego nie rozumiałeś w Polsce A.D. 1990?
Colm Tóibín: Polskę odwiedziłem podczas Wielkiego Postu. W Wielkanoc znalazłem się w Krakowie, więc jedyne miejsca, w których mogłem spędzić czas to były kościoły i jakieś podrzędne bary. Pamiętam chłopaka w długich włosach, który palił fajkę jakby to był kontrkulturowy gest.
W Warszawie wypytywałem ludzi o to, gdzie było getto. Chciałem, żeby pokazali mi jego granice. Kilka osób spytało: jesteś Żydem? Później jechałem zatłoczonym pociągiem do Gdańska. Na dworcu w Warszawie ludzie się popychali, niemal bili, żeby się do niego dostać. Jakoś mi się to spodobało. Ale Warszawa… wiesz, Warszawa była dziwna. Zbyt dziwna.
(...)
Wojciech Szot - Dzisiaj mieszkasz w Kalifornii, ale przeprowadzałeś się wiele razy. Czy są książki, których nigdy nie wyrzuciłeś?
Colm Tóibín - Mam jedną taką książkę. To "Ulisses" Joyce’a.
WSZ - Po co w 2025 roku czytać Joyce’a?
CT - Oczywiście dla przyjemności. To jest nieskończenie ciekawa książka. Wiesz… to nie jest książka, która cię czegoś nauczy. To powieść, która będzie się przed tobą otwierać, jeśli ty otworzysz się na nią. Podczas każdej lektury "Ulissesa" czuję coś ekscytującego, ożywczego, niezwykle osobistego.
***
Rozmowa z ulubionym pisarzem to jednak spory stres, ale Colm był niezwykle łaskawym rozmówcą.
Efekt znajdziecie w moim miejscu pracy.
Skomentuj posta