Marcin Świetlicki, Wydawnictwo Literackie, Rafał Księżyk

Marcin Świetlicki, Rafał Księżyk, "Nieprzysiadalność. Autobiografia"

“(...) jestem poetą. To żaden wybór. To konieczność.”

Czy ktoś z Państwa spodziewał się, że Świetlicki udzieli wywiadu Księżykowi? Nieliczni pewnie się znajdą, ale czy ktoś spodziewał się, że ten wywiad będzie miał ponad sześćset stron?! Nie widzę lasu rąk. To się wydarzyło - Świetlicki opowiedział nam prawie całego siebie. Nie do końca nadal znajduję uzasadnienie tej książki. Z pewnością powstała po to, by mógł Świetlicki zwolnić kilku swoich biografów, ułatwić pisanie licencjatów i magisterek przyszłym polonist(k)om i osobom studiującym kulturoznawstwo, póki jeszcze ono istnieje. Może też po to, by wyjaśnić narastające wokół niego mity, przekłamania i odpowiedzieć na kilka pytań, których do tej pory unikał. Choć czy one się pojawią? 600 stron sugeruje ostre polemiki i potyczki rozmówców. Uprzedzę zakończenie tego tekstu - w “Nieprzysiadalności” ich nie znajdziecie. Mimo przerażającej formy przeczytałem i sam zadaję sobie pytanie - po co ja to właściwie zrobiłem? Lektura zajęła mi 14 godzin roboczych, kosztowała nabycie kilku książek, jedną rezygnację z wyjścia do kina i kilkadziesiąt zakładek w kolorze jaskrawym. Po co?

Powód pierwszy - legenda. Może buntowaliście się Gajcym, Bursą, Wojaczkiem. Ja się nie buntowałem, ja nabywałem krytycznego dystansu wobec rzeczywistości poznając poezje Świetlickiego. Zmęczony “poezją niewolników”, w której “drzewa mają krzyże” odkryłem, że można w poezji wyrażać codzienność, że można to robić pozbywając się bezpiecznego dystansu, co drażniło mnie u Szymborskiej, czy w ogóle odrzucając pewien rodzaj niekonsumowalnego artystycznego pierdolenia, które widziałem u Zagajewskiego, czy za które - mając lat 14 - uważałem Miłosza i Herberta, bo perspektywy szkolnego poznawania poezji nie są szerokie i raczej kanonizująco-katastryczne. Świetlicki zasłynął buntem przeciwko Polkowskim, którego dzisiaj pamiętają tylko nieliczni, co uznać należy za dziejową sprawiedliwość. Błoński i Wyka pisali o twórczości Jana P., że “nie przeminie, kiedy przeminą jej czasy” i dzięki takim cytatom wiem, że sądzić możemy jedynie przeszłość, przyszłość potrafi nas zaskoczyć. Od zbuntowanego brulionowca po legendarnego artystę - wszystko to w dwadzieścia pięć lat. Świetlicki buduje swoją legendę konsekwentnie a “Nieprzysiadalność” nie powstałaby gdyby nie narcyzm głównego bohatera, potrzeba wygłaszania mądrości życiowych i krytyki współczesności często przestrzelonej i jakby kulą w płot. Nie przypada mi do gustu jego marudzenie na młode pokolenie, ktorym zbliża się do swych krytyków z początku lat 90. Marcinowi Świetlickiemu w 2017 trzeba by czasem przypomnieć jego (I Barana i Sendeckiego) “Wiersz półfinałowy”

Napisalibyśmy wiersze
pełne niezłych idei
lub jakichkolwiek.
Ale, drogi Julianie,
żadna nie stoi za oknem.
Tak, za oknem ni chuja idei.

Drogi Marcinie, za naszym oknem za chuja nie ma idei. Choć przyznać trzeba, że bywasz niespójny w tym narzekaniu, bo jednak cieszy cię, że teraz “archetypowych mężczyzn wśród młodzieży już się nie uświadczy. Wcale nad tym nie boleję, bo tacy ludzie wywołują wojny”.

Mam wrażenie, że często Świetlicki próbuje komuś dowalić, wymachuje fikcyjną szabelką ale trafia w pustkę. “Nie podejrzewam, żeby współcześni lewacy byli wrażliwi społecznie, oni używają wrażliwości społecznej do swoich celów, a to zupełnie co innego”. Jakie to cele już się nie dowiemy, ale one są. Puszczamy oczko, wszyscy łapią sugestię… Działacze lewaccy w “dobrym sensie” to tacy, co “działają na rzecz przyzwoitości”. Macie ideę jak to rozumieć? Bo ja mam wrażenie, że za oknem u Świetlickiego też “ni chuja idei”. Oczywiście to poza i żart, oczywiście Świetlicki za chwilę powie coś lewackiego i znowu nie da sobie przyprawić gęby. O Gombrowiczu to ja dzisiaj trochę jeszcze napiszę. Idźmy do drugiego powodu, dla którego przeczytałem “Nieprzysiadalność”.

Powód drugi - voyeryzm. Kto z kim pił, kto z kim sypiał i kto kogo zostawił i dlaczego? Obietnica odpowiedzi na te pytania nadal przyciąga mnie do lektury wywiadów z Pilchem, dzienników Pilcha i Pilcha prozatorskiego. Świetlicki jakby chciał zająć jego miejsce, stąd w “Nieprzysiadalności” wyjątkowo dużo osobistej historii, dużo kobiet, jest syn i ojcostwo, są bary, knajpy i kumple. Jest to czego się po Świetlickim spodziewamy. Ale jak chcecie, bym Świetlickiemu przykleił łatę seksisty i mizogina to nie pozwolę, bo mówi poeta, “Kobiety zadają mądre pytania. Nie zawsze chce się je słyszeć. (...) Kobiety uzupełniają, w swoich wierszach bardzo często cytuję kobiety. One dodają dużo mądrości do moich wierszy, które z zasady są najprawdopodobniej szowinistyczne i głupkowate i nazbyt proste. Kobiety dodają komplikacji Dodają poezji moim niepoetycznym wierszom. Kobiety wiedzą więcej. (...) Z kobietami trzeba rozmawiać i słuchać ich”. To dalej jest podział świata na mężczyzn i dopełniające je kobiety, ale taki, na który chyba możemy przystać (“peotyczniejsze są kobiety od kolegów”). Nie oczekiwałbym więcej, patrząc na to jak starszy o pięć lat od Świetlickeigo Janusz Rudnicki wyraża się na tematy feministcyzne to myślę, że to trzeba po prostu przeczekać. Kiedyś odejdą.

Powód trzeci - Świetliki. Nic na to nie poradzę, że “Ogród koncentracyjny” to jedna z najważniejszych płyt w moim życiu. Księżyk jest dziennikarzem muzycznym i to w książce czuć - dużo więcej uwagi poświęcone zostało muzycznym dokonaniom Świetlickiego, są one ciekawiej opowiedziane i dla fanów to na pewno “biała księga”, konstytucyjnie obowiązkowa lektura. “Zespół założyłem, robiłem różne rzeczy okołoliterackie. Wcześniej niczego takiego nie bylo w poezji. Poeci jeździli na stypendia, robili swoje małe interesiki. W PRL-u był nawet poeta telewizyjny Ernest Bryll, nieustannie na ekranie. Natomiast ja byłem gwiazdą rocka, w cudzysłowie dużym, bo fani rocka do tej pory o mnie nie słyszeli. Sprzedaję bardzo dużo książek w porównaniu z moimi kolegami poetami i oni mnie traktują jak jakiegoś Michaela Jacksona wśród poetów”.

Powód czwarty. Świetlicki jako ulepszona wersja Paulo Coelho. Te cytaty, te zdania. “(...) antysemici są brzydcy i nieciekawi”, “Sztuka, jeśli nie jest niebezpieczna, to nie jest sztuką” i wiele innych. Frazowanie Świetlickiego nawet w wywiadzie, który pewnie kilka redakcji przeszedł jest literacko ciekawe i jest niewyczerpanym źródłem cytatów i anegdot. Na wikiquote znajdziecie sporo złotych myśli krakowskiego poety, zapewne niedługo dojdzie drugie tyle. Ja tam lubię się popławić w tych ładnych zdaniach. To jest pływanie dość płytko i blisko brzegu, ale też przyjemnie relaksujące.

Powód piąty. Bibliografia. Świetlicki przywołuje dziesiątki książek, które go inspirowały lub które po prostu były ciekawe. Nie wiedziałem, że pierwsze wydanie “Iwony, księżniczki Burgunda” ilustrował Kantor, miło mi się zrobiło gdy Świetlicki przywołuje Czycza, który autorem jest niesłusznie zapomnianym. “Batalion misiów” Krzysztofa Jaworskiego, “Pod wulkanem”, “Szwambrania” Lwa Kassila z ilustracjami Bohdana Butenki (pierwsze wydanie ilustrował Andrzej Mierzejewski), “Książę Homburg” von Kleista (“taki Rafał Wojaczek niemieckiego romantyzmu”), “W rzecz wstąpić” Michała Choromańskiego, Dickens. Coś tam sobie kupiłem, coś pożyczyłem, mam co czytać do 2020 roku. Dzięki, Marcin!

Będzie to książka ciekawa i wartościowa dla historyków i historyczek literatury, wszystkich zafascynowanych bruLionem, “flupami w piździe” i debiutanckimi wierszami Stasiuka. Odkryjecie komiks, który powstał do piosenki “Henryk Kwiatek” (rys. Jan Rusiński), choć sam Świetlicki komiksów raczej nie lubi i akceptuje nawiązania do nich wyłącznie na obrazach Maciejowskiego (“Smutne Pismo We Wtorek”!). Będzie to historia bohatera, który z jednej strony mówi: “Wprawdzie piszę ponure rzeczy, ale życiowo to optymistą jestem wierzę, że wydarzy się jeszcze mnóstwo ciekawych historii”, a z drugiej stwierdza, że “Wszystko się psuje i niszczeje”. Te pozy Świetlickiego bywają nieznośne i pretensjonalne, gdy mówi, że jego ideą jest “drażnić, sypnąć soli na rany” ma się wrażenie, że liczy się skandal, żeby znowu na niego wyrzekali. Dla narcyza nie ma niczego gorszego niż milczenie i samotność Świetlicki w swojej samotności się pławi publicznie, co szczególnie widać na fejsie, gdzie łatwo się go wywołuje do różnych spotkań. “Adrenalina to jest coś, czego potrzebuję“. Myślę, że media społecznościowe ułatwiają jej dopływ, bo jeszcze nie trzeba się ruszać.

Czytając “Nieprzysiadalność” można odnieść wrażenie, że Marcin Świetlicki to człowiek już dawno emerytowany. Tymczasem przytomnie patrząc jest to mężczyzna w sile wieku, który jeszcze chyba sporo ma przed sobą. Chciałby w to wierzyć. Starcza gęba, którą czasem przymierza poeta jest gestem rodem z Gombrowicza, rodem z wiersza “Polska”, gdzie pisze “wydaje im się, że mają swojego poetę”, albo tak: “Mam pięćdziesiąt pięć lat, ale boję się, że już jestem na krawędzi wiarygodności scenicznej”. Może się wydawać, że po lekturze tych sześciuset stron poznamy Świetlickeigo, ale on się wymyka i szuka własnych ścieżek, na które może kiedyś nas ponownie wpuści. “Nieprzysiadalność” nie powinna nas zwieść - Świetlicki jest już gdzie indziej, już myśli nad nową tragedią, bo “jak nie ma tragedii, trzeba ją sobie wymyślić”. Pisze: “Już od raz staję z boku. (...) Nie wiem, kiedy ciemność całkowicie zapadnie”.

Na marginesie chciałbym wspomnieć o autorze wywiadu. Praca Księżyka to temat na osobny esej - z jednej strony potężna robota, facet jest fantastycznie przygotowany, spędził nad tym dziesiątki godzin i naprawdę przegadał ze Świetlickim prawie całe jego życie, a z drugiej strony jest to mocno pozbawione charakteru, pewnie celowo ale zabrakło mi choć odrobiny polemik i próby pokierowania Świetlickim w inną stronę, niż by poeta chciał.

“Ta rozmowa jest uboższa o moją autocenzurę, nie opowiadam wcale o wielu ważnych dla mnie kobietach, zwłaszcza o jednej, ale jak będę pisał prawdziwą autobiografię, to może się odważę być maksymalnie szczery. Ale to nastąpi za wiele lat”. Ufff. Może doczekam, póki co poleca się “Nieprzysiadalność”, bo z pewnością znajdziecie swoją listę powodów, dla których jednak daliście się wciągnąć w tą dziwną opowieść.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wakacyjne morze Zofii Posmysz