Anna Cieplak, Znak

Anna Cieplak, "Lata powyżej zera"

Dzień dobry. Dzisiaj dwugłos na temat książki Anny Cieplak, “Lata powyżej zera”. W dwugłosie udział wezmą Olga Wróbel, rocznik 1982 i Wojciech Szot, urodzony w 1986 roku. Zaczynamy od wizji optymistycznej, by przejść do bardziej pesymistycznego spojrzenia. Pamiętajcie - łapka w górę, jak bliżej wam do recenzji Wróbel, serduszko na Szota. Osoby, które książki nie czytały a chcą nam podbić widoczność posta prosimy o “haha”. No dobra, żartujemy. Miłej lektury!

---

„Lata powyżej zera” to biograficzna narracja Anity Szymborskiej, młodej dziewczyny ze śląskiego Zagłębia, konkretnie z Będzina. Opowieść Anity rozpoczyna się w roku 2001 od obrazu upadających wież WTC – jednak narratorka od razu zaznacza, że pomimo medialnego przykazu przejmowania się tragedią Stanów Zjednoczonych, ona i jej rówieśnicy mieli inne problemy: skończyła się era Britney, zaczęły się czasy polskiego rapu i hip-hopu. We wrześniu 2001 każdy szanujący się nastolatek i nastolatka chce mieć kasetę Paktofoniki i wykonywać niezrozumiałe tagi markerami oraz ponuro spoglądać spod kaptura bluzy.

Tak sformułowany wstęp wyznacza kierunek narracji, w której liczą się raczej intymne przeżycia niż pokoleniowe doświadczenia – a w każdym razie te pierwsze często przyćmiewają drugie. Śmierć papieża pokrywa się ze śmiercią babci bohaterki, wejście Polski do Unii Europejskiej odbywa się na marginesie zamknięcia salonu fryzjerskiego matki na skutek ekspansji sieciowych zakładów umiejscowionych w centrach handlowych. Dojrzewanie Anity wyznaczają kolejne kasety, płyty i w końcu mp3 czy streamowana z Internetu muzyka, nie kolejne związki, etapy edukacji czy prace. Od popularnego euro-dance, poprzez Britney Spears, polski rap i hip-hop, alternatywę (Ścianka, Lenny Valentino), po zagraniczne odkrycia (Radiohead, Gus Gus, czy indie folk, którego Anita słucha w Szkocji). Anita, chociaż mocno odstaje od swoich kolegów i koleżanek refleksyjnością, w pewien sposób utożsamia się z nimi, a jej doświadczania odpowiadają losom jej pokolenia: dorastanie już po pierwszym zachłyśnięciu się kapitalizmem, obietnice nowych szans po wejściu do Unii, które to nowe szanse oznaczają zazwyczaj pracę na zmywaku i wegetowanie w piętnastoosobowym mieszkaniu z innymi Polakami marzącymi o lepszym życiu.

Bohaterka Cieplak nie ma złudzeń, ale opisuje swoje dorastanie z dystansem i ironią, a także pewnym ciepłem skierowanym w stronę rodziców. Ojciec-budowlaniec, bywalec baru „Pod Piratem”, wielbiciel Kazika i starego rocka. Matka fryzjerka, marząca o uczesaniu córki, zrobieniu jej balejażu i w ten sposób poprawieniu jej życiowych szans, które może też podbić dyplom wyższej szkoły czegokolwiek, ale związanego z bankowością i zarządzaniem. To nie są wymarzone wzory na dalsze życie, ale narratorka opisuje rodziców bez pogardy, jako ludzi, którzy starają się, ale wychodzi im całkiem zwyczajnie. Czasem zabronią córce jechać na koncert, ale innym razem dadzą jej 20 zł żeby wystarczyło na wymarzoną kasetę, a ojciec interweniuje w sprawie przyjęcia do wymarzonego liceum i Anita dostaje się do „humana”. Relacje dorastającej nastolatki z rodzicami nie są idealne, ale nikt nie oczekuje, że takie będą. Jednocześnie widok ojca trzymającego rękę na kolanie koleżanki Anity z podwórka (na szczęście już dorosłej) stanowi moment zwrotny i pomaga w podjęciu decyzji o wyjeździe do Szkocji, aby uciec od osiedlowego świata, w którym nic się nie zmienia.

Warto docenić to, że idąc w stronę humoru Cieplak wyraźnie odcina się od debiutanckiego „Musi być czysto”, w którym dominują poważne tony. Łatwo byłoby przedstawić historię Anity w ponurych, sprawdzonych barwach, ale autorka podejmuje ryzyko, próbuje czegoś nowego. I to nowe wychodzi jej całkiem dobrze.

Pomijając kwestie techniczne, do których przejdę za chwilę, jedyną potencjalną wadą książki jest jej stosunkowo wąski “target”. Mnie bardzo bawiła, ponieważ jako rocznik 1982 mogłam w zasadzie identyfikować się z trochę młodszą ode mnie bohaterką. Pamiętam zespoły, których słucha, pamiętam emocje, które towarzyszyły premierom konkretnych płyt, dziewczyńskie przyjaźnie oparte na wspólnym piciu pierwszych piw i mocniejszych trunków, pilnowanie na imprezach wymiotujących koleżanek, pamiętam pierwsze aparaty fotograficzne w komórkach, którymi robiło się pierwowzory selfie, wyglądające przy dzisiejszych jak zamazane zdjęcia z horrorów. Pamiętam wycinane z Popcornu teksty piosenek, wolne łącze internetowe i przegrywanie kaset. „Lata powyżej zera” to idealna książka „duchologiczna” dla dzisiejszych trzydziestolatek, opis ich dorastania. Nie wiem natomiast, czy znajdą w niej coś dla siebie starsi/młodsi czytelnicy.

Bardzo spójna i dobrze skonstruowana narracja sypie się pod koniec, żeby zdecydowanie paść na ostatniej nucie – mówiąc wprost, Cieplak zapomniała o zakończeniu, bo to, co obecnie pełni jego funkcję, można uznać najwyżej za zamknięcie paragrafu, a nie powieści o tak dużym ładunku emocjonalnym. “Lata powyżej zera” to wciągająca książka, napisana żywym językiem, udany portret pokolenia trzydziestolatek, szczególnie tych z małych miast, pozbawionych glamouru galerii handlowych i łatwego dostępu do kultury masowej. Duży plus za jej dziewczyńskość – wreszcie patrzymy na świat innym okiem niż to „ziomala z ławki”.

[OW]

W obliczu książki “Lata powyżej zera” Anny Cieplak wyznaję wam, drodzy czytelnicy i drogie czytelniczki, że miałem koszulkę ze Spice Girls, zbierałem karteczki, do dzisiaj pamiętam dźwięki modemu gdy wykręcało się numer łączący z netem, zbierałem kasę na WOŚP i marzyłem o discmanie, którego nigdy nie dostałem. Podobnie jak odtwarzacza mp3, a na stałe łącze internetowe musiałem czekać do studiów, czyli jakoś tak 2005 roku. Muszę wyznać, że w Boguszowie oraz Wałbrzychu wszyscy byliśmy specjalistami od torrentów, winampa i przegrywania kaset. Słuchałem disco polo na przemian z Varius Manx, chociaż już gdzieś tam tkwił się mój potencjał i nie gardziłem Presleyem i Madonną. Gdybyście chcieli wiedzieć co kształtowało krytyka literackiego, do którego to miana radośnie sobie aspiruję, to był to badziew lat 90. połączony z tragiczną nadzieją na to, że za chwilę będzie wszystko super, która to nadzieja tliła się w nas z powodu wejścia do UE. Badziew, pozłotko, kasety, sztuczne kwiaty, juki i draceny w pokoju, meblościanki i działka za blokiem, papierosy w drodze do szkoły, szalona woźna, alkoholowe odjazdy w dziwnych zakątkach. Tak było. Było tak jak opisała to Anna Cieplak. Wszystko się zgadza.

Nie wiem jak ona to zrobiła, ale mimetycznie, małpią jakąś zdolnością wszystko to umieściła i opisała w swojej nowej powieści. W Będzinie też wszyscy oglądali jak Osama zaatakował Amerykę, a chwilę wcześniej fascynowali się milenijnym sylwestrem, od rana obserwując fajerwerki w kolejnych strefach czasowych. Główna bohaterka, Anita Szymborska, zaprzyjaźniona z Natalią Wąchałą i czująca miętę do niejakiego Gruszki żyje w świecie, który znam aż za dobrze, ma te same mikroproblemy (ok, nie trafiła do Odnowy w Duchu Świętym, co jakoś wyróżnia moje dorastanie), te same nieumiejętności komunikacyjne, te same niepokoje, choć w dziewczyńskiej wersji. Jest Cieplak niezrównaną dokumentalistką świata lat zerowych. Po doskonałych obrazach lat 70-80 (Płaza!), 90 (Grzegorzewska, niedoceniony moim zdaniem Orbitowski), przyszedł czas na lata zerowe. Oczywiście przed Cieplak była Joanna Lech, ale “Sztuczki” są napisane w innym, bardziej poetyckim, rejestrze. I za to wielkie brawa, za język, pamięć o tych drzewkach z kamyczkami na drucikach, za wspomnienie tego, że Paktofonika ukształtowała naszą świadomość trwalej niż szkolna edukacja. Tylko dlaczego to wszystko kompletnie mnie nie poruszyło? Czytałem “Lata powyżej zera” jak beznamiętny reportaż z mojego życia, nudziłem się potwornie, wszystko to znałem, nic mnie nie zaskakiwało. Może innych zaskoczy, ja to przeszedłem i szczęśliwie już wiem, że obrażanie się na koleżankę K. za to, że miała ładniejsze karteczki od moich, nie było najmądrzejsze. Nie jestem w stanie ocenić “Lat…” zbyt pozytywnie - od literatury oczekuję czegoś więcej niż sprawne, nawet supersprawne, mimetyczne odtworzenie rzeczywistości. Oczekuję komplikacji, odejścia od stereotypu. Życie takie jakim ono jest na co dzień, jest nieliterackie, jest prozaiczne i takim je pokazała Cieplak. Czytając “Lata powyżej zera” przed oczami miałem rzeźby Duane Hansona - hiperrealistyczne przedstawienia zwykłych ludzi zaskakują, ale ocierają się o kicz właśnie przez nadmierne zbliżenie się do rzeczywistości. Ciekawie jest zestawić książkę Cieplak z “Jolantą” Sylwii Chutnik, w której to również bardzo wiernie przedstawiła autorka epokę końca lat 80., żerański syf, ten potworny blok i te kominy wokół, a miasto gdzieś tam w oddali. Z tym, że Chutnik stworzyła ciekawą postać, o której to popkultua zapomniała, która próbowała przez lata wyprzeć z naszej świadomości. Bohaterka Cieplak zaś jest w naszych głowach i nie ma w sobie potencjału krytycznego. Gdyby chociaż kogoś zabiła… Ostatnie rozdziały (bohaterka wyjeżdża do Szkocji, a więcej nie zdradzę bo mnie znowu za spojlowanie wyklniecie) wydają się być napisane już bez tej werwy co pierwsza część książki, a pomysł finałowy jest jednak odrobinę kiczowaty i zamiast być opowieścią na miarę 2017 roku cofa nas w głębokie lata 90.

Ciekawe, że Justyna Sobolewska w swojej recenzji napisała, że Cieplak posługuje się językiem “ostrym, dosadnym”, a mi się wydaje, że to taki zwykły, naturalny język. Myślę, że spojrzenie na “Lata powyżej zera” zdecydowanie będzie różniło się od pokolenia i to nie jest książka “pokoleniowy manifest” a sprawna relacja z tragedii, jaką było dojrzewanie w latach zerowych.

Niezaprzeczalnie Cieplak potrafi pisać i “Lata…” to jedna z ciekawszych książek, jakie w tym roku czytałem ale powoli mam już dość powieści autobiograficznych. Gdyby polscy autorzy i autorki chętniej wymyślali fabuły odległe od ich prawdopodobnej biografii byłoby to z korzyścią dla naszej wyobraźni. Spodziewałem się ciekawszej książki i czegoś faktycznie pokoleniowego. Dostałem opis bardzo mi znajomego życia, z którym się utożsamiam ale bez żadnych emocji.

Pisze Cieplak, że “prawdziwy urok przemijania”, to “robić rzeczy, które cię zaczną obrzydzać i irytować dopiero za kilka lat.” Może za dwadzieścia lat zatęsknię za latami zerowymi, wtedy sięgnę po “Lata powyżej zera” i wszystko sobie przypomnę.

[WSZ]

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?