Nisza, Andrzej Dybczak
Andrzej Dybczak, "Pan wszystkich krów. Opowiadania"
Zacznijmy od wspólnie przeczytanego cytatu:
“Słońce kryło się właśnie za górami, pomiędzy mną a szybko matowiejącym niebem rozpościerał się tylko dziurawy parasol z długich listków wierzby. Za chwilę miały pojawić się między nimi pierwsze gwiazdy. Przerzedzonymi koronami drzew kołysał wieczorny wietrzyk.”
Jak wam się podoba ten fragment? Czyż nie uroczy? Wietrzyk, korony drzew przerzedzone a długie listki wierzb tworzą dziurawy parasol… Nagromadzenie metafor i przymiotników byłoby wybaczalne, gdyby to był tylko fragment, niestety całe opowiadanie “bambi” z tomu opowiadań “pan wszystkich krów” Andrzeja Dybczaka składa się z takich zdań i napisane jest w manierze trudnej do zniesienia. Szczęśliwie autor odpuścił nam kwiecisty styl w kolejnych opowiadaniach i już historie o wypasie krów, rozładunku statków czy kursie ścinania drzew napisane są językiem prostym i konkretnym. Po co zatem takie kiczowate otwarcie? Nie znam odpowiedzi.
Są to opowiadania ciekawe, choćby z tego względu, że nie mam pojęcia o wypasie krów, nie wiem nic o kierunkach upadania drzewa podczas cięcia - ale poza tym bardzo się srogo rozczarowałem obserwacjami autora. Otóż spodziewałem się “męskiej”, mocnej prozy, w której bohaterowie w zetknięciu z ciężką pracą, przeciwnościami przyrody, błotem i potem przekroczą archetyp i opowiedzą nam coś ważnego o człowieku. Odczytałem “pana wszystkich krów” raczej jako ciekawą anegdotę i opis losów robotnika w XXI wieku (przy sporym wsparciu UE) niż literaturę niepokoju etycznego, którą mogła być. Niezaspokojony wracam do Tadeusza Nowaka, którego aktualnie mam na tapecie. Tam czuję drżenia, których tu mi zabrakło, tam znajduję dziesiątki zdań, które mnie zaskakują i opisują świat inaczej niż wytarte sformułowania w stylu “dzwonnica stała niema i głucha”. Dybczak pisze poprawnie i to jest niezła literatura jak na to, co na rynku księgarskim piszczy, ale niedosyt pozostaje.
Jest też “pan wszystkich krów” wyzwaniem z zakresu paratekstu. Wydawca napisał na czwartej stronie okładki: “Zdecydowanie nie o niego chodzi w tytule! Gdyby tak było, to “wszystkich krów” należałoby zamienić na “jednego małego, nierasowego kota”. Po co to? Kolejny akapit w całości poświęcony jest temu, że “Dybczak niczego nie zmyśla”, a “pisze tylko o tym, co widział na własne oczy”. Co za okropny banał! Tak nie wolno traktować faceta, który ma Kościelskich! Patrzy na nas Dybczak lekko się uśmiechając, odwzajemniam uśmiech i przez zęby cedzę “a w następnej książce to może jednak napisz o tym kocie”.
Skomentuj posta