Dorota Masłowska, Wydawnictwo Literackie, Maciej Chorąży
Dorota Masłowska, "Inni ludzie"
Świat z książek Masłowskiej nie jest bajką, nie pokrzepia i nie ocala. Zamiast tego przeraża i rani. Masłowska atakuje przekonanie i wiarę w to, że w literaturze znajdziemy pocieszenie, a siebie umieścimy po lepszej stronie świata, bo taka musi być. Ludzie nie po to nauczyli się czytać, by ten swój język pokaleczony jeszcze w książce widzieć. Tam ma być pięknie, na wysoki połysk, literacko. A nie jest. Są jacyś ludzie, straszne Polaki, na ich plecach quechua plecaki.
Wbrew zmartwieniom niektórych, ku zgrozie innych, przy biernej postawie większości społeczeństwa Masłowska pisała. I napisała swoją piosenkę, a wyszedł jej cały musical. I znowu pokazała, że królowa jest jedna.
“Nad miasta otwartym magnetowidem mżyło logo Lidla”. Dużo się zmieniło od czasu, gdy “nad ogromną betonową wsią”... Teraz miasto jest w posiadaniu Doroty Masłowskiej i innych ludzi, bohaterów jej nowej, niezwykłej, książki.
Kamil Janik, 32 lata, niekarany (jedno wykroczenie w tamtym roku, straty na 216 złoty). Anetę “jebał czasem, ale bez przekonania”. Poznali się w Rossmanie. Kamil chce nagrać płytę z hip-hopem, choć póki co matka mu suszy łeb, w zagadnieniu choinki w domu posiadania. Aneta mieszka z Justyną, która “w kółko kuła do jakichś kół”. Justyna nie dogaduje się z ziomami, patrzy na nich jak “na zagadujące do niej w klopie gówno” i ma buty “z systemem anti-man do niebiegania”. Jest jeszcze Sandra, jej rolą jest bycie siostrą Kamila. Taką wkurwiającą siostrą, jaką ma każdy Kamil.
“Matka z wersalki coś tam męczy, nieszczęśliwa, że się znowu obudziła żywa”. Kamil Janik budzi się przepity, ale ma zadanie do wykonania. “ZJEBANY DZIEŃ, dzień przejebany” zaczyna się w tramwaju, gdzie pasażerowie jak szekspirowskie wiedźmy czy kumoszki śledzą każdy jego ruch i komentują zjadliwie acz trafnie oceniając sytuację. Jedzie do Iwony. “Dochodzi jedenasta. Ona się denerwuje, po mieszkaniu / chodzi, przestawia rzeczy…”, czeka na Kamila-hydraulika, który za chwilę bez większych oporów zdradzi Anetę, choć “ogólnie fajna była dupa”. Poza tym to Iwona czasem musi się wyczilować. Ma w tym pomocnika. “Szybko połknęła xanax i jasna chmura niczego szybko / jak zawsze spłynęła na jej jaźń, czyniąc ją wolną, jasną i czystą. / Nie śniło jej się nic, niczego nie pragnęła,w wielkich kopcach niczego / leżała aż do rana wśród goryli, które tańczyły wokół lekko”. Iwona była z Maćkiem, bo “co bank połączył, tego tak łatwo potem nie rozdzieli człowiek”, co jest zrozumiałe chyba bez tłumaczenia.
Dodajmy, że Kamil Janik pisać nie umie, w szkole “od dzieciaka w nim potencjał zabijany / czerwonym długopisem przekreślany zawsze i wszędzie, błąd na błędzie”. Do tego siedział w ostatniej ławce, “z downem i Cyganem”, co nie ułatwiało dziecka rozwoju osobistego.
W świecie Masłowskiej mówią bilboardy, przechodnie, baby na poczcie, dzieci w wózkach. Do komentowania rzeczywistości zaprasza autorka ZAKONNICĘ, MENELI, DZIADKÓW ale też PTASZKI NA DRZEWACH (błyskotliwe “Bauns w kroku, błysk w oku”). Pisze swoją piosenkę.
“Przychodzisz do Rosmana mego ciała,
przy półkach stajesz, że niby się zastanawiasz,
a obserwujesz, czy nie patrzy się ochraniarz.
“W czymś pomóc?” “Nie nie, ja tylko tak”, a półek co się da
Podpierdalasz. Twarz kapturem zasłaniasz, a ja
Wiem, że mnie upychasz po gaciach i rękawach,
w drzwiach znikasz, a ja jak zgrzewka rozjebana
Zostaję sama.”
To świat jak z horroru. W końcu ona “widziała kiedyś taki horror “Jedzenie z ulicy Wiązów” - meeeegastraszne. / Nastolatków grupa prześladowana przez cukier, gluten i koszmarny / inteligentny tłuszcz próbujący wbudować się w ich uda…”
W tym wszystkim pojawia się pytanie - “Dlaczego dobzi mogą być dobzi, a źli nie mogą?” Kto i co za to odpowiada? Jakie siły działają na naszych bohaterów? Czy jest ucieczka od Polski, od bloku, od siebie? Dlaczego wiemy, jak skończy się historia Iwony, Maćka, Kamila i Anety? “Czemu źli mogą być sobie źli, a dobzi muszą być dobzi?” to kolejne ważne i decydujące o sensie tej książki pytanie. Sensów i odczytań będzie dużo, to wam gwarantuję. Będzie to książka komentowana, czytana, a autorka odpytywana i będzie nie jedna szansa na błyskotliwe odpowiedzi dla mediów, z czego Masłowska jest znana. To też odpowiedź Masłowskiej na czasy zatomizowanych awatarów na fejsie walczących o uznanie i fejm. Autorka ciągle jest poddawana terrorowi zawłaszczenia, im bardziej chce stać obok. To, co często wydaje się być zadufaniem Masłowskiej (czasem bawiącej się w zgrabne, ale wątpliwe socjologie), jest artystyczną prowokacją, z którą autorka nas zostawia - z prozą Masłowskiej trzeba sobie radzić. Nie wszystkim to wychodzi.
Spotkali się prawie rok temu. Biblioteka na Koszykowej zapraszała na dyskusję zatytułowaną "Dlaczego Masłowska przestała pisać?". Sprawa była alarmująca. Masłowska "wymownie milczy", "przynajmniej w zakresie literatury wysokiej". Tymczasem w mitycznym domku na warszawskim osiedlu z wielkiej płyty nie mniej mityczna MC Doris mogła wyciągać pranie z pralki wymownie w tym czasie milcząc. W wywiadzie mówi Natalii Szostak: "Kończę się bezustannie odkąd się zaczęłam", "nie publikowałam z tego [z pisania] relacji na Instagramie. Pisanie jest czynnością dość nieefektowną, a współczesność ma swoje wymagania". Nawet w “Kulturze Liberalnej” ukazał się tekst zatytułowany “Dlaczego Masłowska przestała pisać”. Zapomniano spytać autorki. Masłowską traktuje się protekcjonalnie, ustawiając jako “swoją”, albo traktując jako “obcą”. Protekcjonalne szturchanie niegrzecznej dziewczynki, której wolno więcej, bo jej pozwoliliśmy. Dobrze się z Masłowską znaleźć, choćby bez Masłowskiej. Tak działają “jacyś ludzie”.
“Lecz jedzie dalej karawana / i dzyń! W mikrofalach dzwonią z pierogami tacki. / INNI LUDZIE i ich sprawki”
Rozkoszuję się tym językiem, który jest jak zawsze pokraczny, ale doskonale oddający pewną, nazwijmy to, nieidealność języka naszych ziomków. Tak można do mnie pisać, ale tak może pisać tylko Masłowska. Pisanie Masłowską powinno być zabronione. Choć rozumiem, że ciężko się uwolnić od chęci przemożnej Masło-języka użycia. Ale to się źle kończy. Zawsze.
Masłowska postanowiła trochę popieścić się nad Warszawą, za co jej chwała, bo Warszawa lubi mieć piewców oryginalnych i dobrze czujących język. Bo w Warszawie są niezdrowe pola, bo tu “jest ogólny z polem problem Mieszkanie w zbiorowym grobie, sory, taką mamy historię Tu getto, tam pogrom, tu hitlerowcy coś tam”. Masłowska jest wieszczką Polski, która się angażuje w popołudniowe zakupy w galerii handlowej, zamiast iść w proteście.
“Na ludzkie sprawki poupychane jedne pod drugimi jak do szafki.
Słuchać na klatce wrzaski, odgłosy twardej rywalizacji, laski
jakiejś orgazmy kontra facet, co umiera na raka. Życia panorama.
XXI wiek, technologie, 3D gogle, a ciągle tylko karton-gips ściana
dzieli pranie od umierania, kaszlenie od ruchania, lania się w kranach
wody i psów szczekania po mieszkaniach”.
“Inni ludzie”, ci którzy nie chcą już negatywnych wydarzeń, negatywnych emocji, “protesty, aborcja i aborcja, ona nie wie, o co chodzi, dla niej to oznacza jedno: stanie w korkach”. Inni ludzie, “straszne polaki, quechua plecaki”. Tu jest proza, tu jest dramat, tu jest musical, w którym nagle, w bezsensownym momencie ludzie przystają i zaczynają tańczyć i śpiewać, a my się godzimy z konwencją. Pomiędzy hiphopową, autoreferencyjną nawijką (“lecz na oczach ma klapki, na nogach też ma klapki”) mamy piosenki, którym czasem autorka nie daje do końca wybrzmieć, tnąc je i przerywając ten teatr iluzji, zawsze gdy zbyt zbliża się do wątpliwej urody materiału interwencyjnego. To mocno kinowa technika - właściwie “inni ludzie” to gotowy scenariusz filmowy.
Czytając “Innych ludzi” początkowo miałem za złe Masłowskiej, że pozbierała wszystko, co w jej prozie było najciekawsze, zmiksowała to i podała jako nowe danie, choć już trochę odgrzewane, ale jest w tym chyba głębszy sens - wcale się wiele nie zmieniło od “Pawia królowej”, “między nami dobrze jest” czy “Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną”. Pokolenie wychowane na Jeden-osiem-el, może krzywo patrzy na Taco czy Quebanofide, chyba jara się OSTRym, bo to takie życiowe i prawdziwe i dojrzałe i on-wie-o-czym-nawija, może trochę ma więcej kasy (monolog Iwony mówiącej do ukraińskiej pani sprzątającej!), ale to tylko lekki retusz scenografii, pod tym wszystkim wszyscy jesteśmy ulepieni z tego samego, przeżarci durnotą od której nie ma ucieczki, trzeba ją inkorporować i zassać. “Inni ludzie” to najlepsza książka Masłowskiej - czytelniejsza, bardziej urozmaicona, mniej “insajderska”, łatwiejsza w warstwie narracyjnej, a wciąż niezwykle bogata.
“Wmówić o życiu, o problemach, o społeczeństwie w Polsce, to jest
z miłością tak, że raz jest, raz jej nie ma, ciężko o tym napisać,
ciężko wyrazić, bo po prostu tego uczucia nigdy tak nie czułem chyba.
Zresztą jeszcze sam nie wiem, o czym konkretnie będzie ta moja płyta…
ta moja płyta
ta moja płyta
ta moja płyta”
Masłowska napisała (a Maciej Chorąży doskonale przybrał) coś, z czym będziemy się mierzyć nie jeden raz w tym roku. Książkę wybitną, musical o jakiś ludziach. Innych ludziach. Chyba ich znamy.
Książkowa Mama
05.05.2018 21:03
Wydaje się po Twojej recenzji, ze może to być ciekawa pozycja. Jednak tyle premier ciekawych w maju, że nie wiem czy tego maja nam starczy :)