Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Meral Kureyshi

Meral Kureyshi, "Słonie w ogrodzie"

Dobrze, że czasem ze stosu “must-readów” człowiek-czytelnik bez większego przekonania weźmie chudziutką książeczkę, akurat idealnie mieszczącą się w rowerowej sakwie pomiędzy jakże potrzebnymi pierdółkami w rodzaju dętki i kluczy rowerowych. Los, jaki mógł spotkać w moim domu książkę Meral Kureyshi, czyli zostanie przygniecioną przez lepiej promowane i bogatsze koleżanki, przełamałem szukając książki krótkiej, treściwej i niekoniecznie od popularnych wydawców. I jakież było moje zaskoczenie, że jest to książka, która bez problemu mogłaby je zastąpić na waszych półkach. Kureyshi opowiada silnie autobiograficzną historię ucieczki swojej rodziny z kosowskiego Prizren do Szwajcarii, osiedlenia się i dorastania w poczuciu ciągłej obcości, niepewności (odmowa obywatelstwa!) i rozdarciu pomiędzy krajami, kulturami i ludźmi. Autorka poprowadziła narrację nielinearnie, czasem spoglądając na swoje losy z perspektywy osoby dorosłej, która odwiedza Kosowo, a niekiedy widząc świat jako dziecko - przestraszone ale walczące o swoje miejsce w hierarchii. Jest w “Słoniach w ogrodzie” właściwie wszystko, czego możemy się spodziewać po tej opowieści, ale ucieka przed sztampą fantastycznym językiem, wyczulonym zarówno na poetyckość samej opowieści jak i konkret faktograficzny.

Ucieczka nigdy się nie kończy - można uciekać przed wojną, przed prześladowaniem, ale można też uciekać przed konfrontacją z nową rzeczywistością i jej wyzwaniami. Rodzina głównej bohaterki walczy o swoje miejsce, choć z szacunkiem dla przeszłości, Typowe dla takiej literatury sceny jak ta z urodzinami szkolnej koleżanki, na które nikt małej bohaterki nie zaprosił, czy wyprawy do urzędu w celu odebrania decyzji o przyznaniu obywatelstwa, mają w “Słoniach w ogrodzie” niezwykły ciężar i choć jest to powieść rzeczywiście niezbyt obszerna, to czyta się ją powoli, niespiesznie. Jakiś fragment mojego mózgu mówi, że chciałbym, żeby przeczytali ją ci wszyscy, którzy wypowiadają się przeciwko pomaganiu imigrantom, którzy podsycają rasistowskie fobie, ale wiem, że niestety skazani jesteśmy na przekonywanie przekonanych, na mówienie do samych siebie. I nie mam już sił na bunt wobec tego przekonania, ale jak już ma to być monolog, to chociaż niech wypowiedziany w tak piękny sposób, jak zrobiła to Meral Kureyshi. Dodajmy na koniec, że jest to jej prozatorski debiut. Już dawno nie spotkałem nikogo, kto by sobie tak wysoko ustawił poprzeczkę.

jeden komentarz

Idusia

28.06.2018 12:55

Ciesze sie, Panie Wojtku, ze Pan tak pieknie odebral te powiesc.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wakacyjne morze Zofii Posmysz