Dominika Górecka, Prószyński i S-ka, Johannes Anyuru

Johannes Anyuru, "Utoną we łzach swoich matek"

Może mi ktoś wyjaśnić dlaczego szwedzcy autorzy tak chętnie piszą książki o mężczyznach rozmawiających w psychiatrykach z mocno zaburzonymi kobietami? Odniesienia do Larssona w książce Anyuru są smutno wtórne i nie zawsze uzasadnione przez ciąg zdarzeń, ale poza kilkoma niesprawnościami jest to literatura, która zdobyła moje poparcie. Krótko wyjaśnię dlaczego uważam, że w to lato warto Anyuru przeczytać.

W ciągu ostatnich trzech lat przeczytałem jakiś stos książek czy opowiadań, w których pisarze i pisarki przewidują przyszłość. Od nieudanego Grzędowicza, bardzo niuedanej Gretkowskiej, przez dobre ale mało zaskakujące opowiadania Tokarczuk, koszmarnie nierównego Pilcha, nadmiernie łopatologiczną “Wyspę”Sigríður Hagalín Björnsdóttir, po fantastycznego Zawadę i wiele innych - coś takiego jest w naszych latach, że zaczynamy się zastanawiać na pytaniem - czym to się skończy? Efektem są książki często łopatologiczne lub metafory zasłaniające prawdziwe dramaty współczesności (Rylski). Może też jest tak, że świat, w którym przyszło nam żyć stał się tak niepojęty i szybkozmienny, że łatwiej jest udać się w przyszłość? Boję się, że tak jest, że o codzienności jest najtrudniej, że lepiej uciec w historię lub futurologię, a codzienność obłaskawiać satyrą (Marta Kozłowska - czytajcie ją!), musicalem (Masłowska) czy wątpliwą metafizyką (Rient). Bo może nie umiemy w rzeczywistość?

Anyuru łączy w “Utoną we łzach swoich matek” umiejętnie napisaną powieść sensacyjną (zamach terrorystyczny opisany bardzo sprawnie i z werwą) z opowieścią o współczesnej - i przyszłej, pozamachowej - Szwecji. Trochę się tutaj wykręcam z opowiedzenia wam treści, bo łatwo to spojlować. Skrótowo - był sobie zamach terrorystyczny w Hondos, księgarni komiksowej (no tak, to też u mnie jakoś zapracowało na pozytywną ocenę książki), a jego sprawcami byli islamscy szaleńcy. Po zamachu, który oglądał cały kraj (terroryści sami się nagrywali i transmitowali) Szwedzi wprowadzili drakońskie prawo dla wszystkich wrogów ojczyzny. Gdzieś pomiędzy tymi wydarzeniami w regionalnym ośrodku psychiatrycznym spotykają się zamachowczyni i znany pisarz. Ona pisze powieść, on ma ją ocenić i sam szykuje się do napisania powieści osnutej wokół wydarzeń z Hondos. Oboje wierzą w Allaha i moc słowa. Ona jest z przyszłości. Razem będą chcieli uratować świat. Serio.

I choć to wszystko trochę brzmi jakby Grzędowicz znowu postanowił się poznęcać nad literaturą, to ma sens i jest mocną opowieścią o tym, do czego może doprowadzić strach i jak w ramach demokracji możemy zgotować piekło innym. Bo chyba już wiecie, że pozamachowa Szwecja w powieści Aynuru nie jest rajem dla wyznawców islamu. Aynuru, co dla mnie ważne, nie powymyślał wodotrysków, nie widzi przyszłości jako świata na opak, a jako kontynuację naszej rzeczywistości. Przykrą, ale konsekwentną kontynuację. I to mi się podoba, że odbieram jego futurologie jako realną przestrogę, a nie jedynie sprawność wyobraźni. Czyta się “Utoną we łzach swoich matek” szybko i zachłannie, cieszy mieszanie gatunków i balansowanie pomiędzy sensacją, obyczajówką i fantasy. Martwi jedynie pośpiech w niektórych scenach, dążenie do akcji z pominięciem wprowadzenia i tła. Innymi słowy - zanim bohaterowie się spotkają na ważną rozmowę, to dobrze zaznaczyć jak do tego doszło. Samo “zadzwonił do drzwi i go wpuszczono” bywa niewystarczające. Uproszczenia fabularne i odrobinę niepewności w budowaniu struktury przyszłego świata nie drażnią jednak za bardzo i nie przeszkają w lekturze.

Aynuru jest - i to się czuje bez noty biograficznej - poetą. Możliwe, że całkiem niezłym, bo “Utoną…” jest fantastyczne językowo, bywa konkretne i zgodnie z gatunkiem oszczędne w ozdobnikach, a bywa tak jakby orientalnie ozdobne, nadmierne, przesadzone. Widać, że mamy do czynienia z kimś, kto fantastycznie gra z literaturą i panuje nad tym, co i jak chce napisać. Mozna książkę Aynuru czutać jako sensację, można wyciągnąć smutne wnioski wobec rzeczywistości i przyszłości, ale też nie można generalizować. Zwycięstwem pisarza w tej książce jest odejście od próby przekazania nam całej mądrości świata, bo przecież już teraz go z trudnem pojmujemy, a kiedyś będzie jeszcze trudniej. Ambitna książka na dwa naprawdę ciekawe wieczory.

Tłumaczyła Dominika Górecka i chyba nie miała łatwej roboty, a jak oryginał był lepszy od tłumaczenia, to to jest naprawdę dobre tłumaczenie.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?